Jeszcze trzy dni temu Micheil Saakaszwili, były prezydent Gruzji, a dziś ścigany listami gończymi i mieszkający w ukraińskiej Odessie, gdzie pełni obowiązki gubernatora, zapewniał, że za chwilę „przekroczy morze i wróci do Tbilisi”, by przejąć rządy w kraju.
Jego osierocona partia, Zjednoczony Ruch Narodowy, goniła w sondażach Gruzińskie Marzenie Iwaniszwilego, a na kilka dni przed wyborami udało się jej wyprowadzić na ulice blisko 20 tys. demonstrantów. Wszystko to jednak nie pomogło, a wybory i tak wygrało rządzące Gruzją od czterech lat Gruzińskie Marzenie.
Nie pomógł nawet udział w wyborach żony byłego prezydenta Sandry Roelofs-Saakaszwili, którą wielu Gruzinów wciąż darzy olbrzymim szacunkiem i która miała teraz przypomnieć im, że za rządów jej męża lepiej w Gruzji się żyło, a kraj nie był w takiej stagnacji jak dzisiaj.
Tymczasem, mimo że wielu Gruzinów przyznaje, że dzisiaj jest im ciężej niż za czasów Saakaszwilego, to nie chcą powrotu do władzy byłego prezydenta. Oczywiście pamiętają o jego zasługach w odbudowie kraju, rozwoju gospodarki, zlikwidowaniu korupcji i wprowadzeniu Gruzji na ścieżkę unijną i natowską, ale trudno im też zapomnieć o niedemokratycznych działaniach ekipy byłego prezydenta i o jego autorytarnych zapędach.
Są rozczarowani i zniechęceni wobec elit politycznych w ogóle. Z badania przeprowadzonego na kilka dni przed wyborami wynika, że co trzeci Gruzin uważa, że sprawy kraju idą w złym kierunku, a 34 proc. ankietowanych stwierdziło, że w Gruzji nic się nie zmienia. Dodatkowo na dzień przed głosowaniem prawie dwie trzecie Gruzinów nie wiedziało, na kogo odda głos. A wiele osób zastanawiało się, czy w ogóle pójść na wybory.
Przez ostatnie cztery lata, mimo wstępnych deklaracji, Gruzja nie dostała zaproszenia do NATO, nic nie drgnęło w sprawie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, a sprawa zniesienia wiz, na co Gruzini bardzo liczyli, mimo pozytywnych rekomendacji Komisji Europejskiej cały czas czeka na decyzje każdego z unijnych państw. Jednak nawet mimo braku jakiegoś spektakularnego sukcesu Gruzini uznali, że kolejna uliczna rewolucja wcale im nie pomoże, doprowadzi tylko do ofiar, a i tak trzeba będzie zaczynać wszystko od początku.
Dzisiaj większość z nich stawia na stabilizację. W swoich wyborach kierują się programem gospodarczym, deklaracjami dotyczącymi służby zdrowia, polityki bezpieczeństwa i edukacji. Mają nadzieje, że stabilizacja okaże się lepszym rozwiązaniem niż przewrót, choć dla wielu dzisiejszy wybór był bardziej wyborem przeciw niż za jakąś partią.