Świat

Magnette przyciąga i odpycha

Paul Magnette Paul Magnette Tim Dirven/Reporters / East News

Premier Walonii wykorzystał umowę CETA, by mocniej zaistnieć na scenie politycznej Belgii.

Po tygodniu przepychanek okazało się, że premier Kanady przyleci jednak do Brukseli, żeby podpisać CETA (umowę o wolnym handlu między Unią a Kanadą). Dokument potem ratyfikują poszczególne kraje, co potrwa nawet kilka lat, ale część ustaleń będzie mogła wejść w życie już na początku przyszłego roku. Bohaterem negocjacji nie został jednak ani premier Kanady, ani też przewodniczący Rady Europejskiej, tylko premier niewielkiej Walonii Paul Magnette, który zgłaszając uwagi na temat arbitrażu międzynarodowego i ochrony miejscowego rolnictwa, zatrzymał cały proces i sprawił, że umowa zawisła na włosku. Zwolennicy CETA nie mogli wyjść z oburzenia, jak to jest możliwe, żeby 3,5 mln region trząsł całą Unią, podkreślali, że przy takim procedowaniu Unia nie będzie w stanie podpisać w przyszłości żadnej umowy handlowej, ośmiesza się, i nikt w przyszłości nie będzie brał jej poważnie. Natomiast wrogowie tej umowy, antyglobaliści i przeciwnicy samej Unii wynieśli Magnette’a na sztandary, dla nich stał się bohaterem, który stanął w poprzek i przeciwstawił się wielkim.

To paradoks, bo ten belgijski i waloński polityk, były minister energii i klimatu na szczeblu krajowym, a dzisiaj burmistrz walońskiego Charleroi, jest też ekspertem od spraw unijnych i wielkim euroentuzjastą. Walcząc z CETA, wpisał się w wewnętrzne rozgrywki w samej Belgii. Socjaliści, którzy dzisiaj rządzą w Walonii, są w opozycji wobec rządu federalnego. Magnette musiał więc pokazać własnemu elektoratowi, że zrobił wszystko, żeby zadbać o jego interesy. Tym bardziej że z lewej strony zachodzą socjalistów nowe i jeszcze bardziej radykalne siły, które dodatkowo sprawiły, że waloński premier łatwo pójść na kompromis nie mógł.

Polityka 45.2016 (3084) z dnia 01.11.2016; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 10
Reklama