Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Mniejsze zło

Wybory w USA. Co będzie oznaczać wygrana Clinton, a co wygrana Trumpa?

Scott Norris / Flickr CC by 2.0
Tegoroczna kampania prezydencka uważana jest za jedną z najgorszych, a może najgorszą w nowszej historii politycznej USA.
8 listopada Amerykanie wybiorą prezydenta po raz pierwszy spośród dwojga, a nie dwóch kandydatów. Wybór Hillary Clinton oznacza kontynuację systemu, wybór Donalda Trumpa – zerwanie z systemem. Dokonanie wyboru nie będzie łatwe ani przyjemne. Oboje nie budzą zaufania znacznej części wyborców. Tegoroczna kampania prezydencka uważana jest za jedną z najgorszych, a może najgorszą w nowszej historii politycznej USA.
Dzieje się to w czasie porównywanym do epoki zimnej wojny pomiędzy Ameryką a Rosją i rosnących wyzwań politycznych i gospodarczych w skali globalnej. Ameryka i świat potrzebują przywództwa na ich miarę. Hillary Clinton przewyższa zdecydowanie Trumpa doświadczeniem państwowo-politycznym, ale wyborcom Trumpa nie przeszkadza jego brak kwalifikacji prezydenckich.

Wybory w USA: obietnice Clinton, obietnice Trumpa

Clinton reprezentuje w ich oczach waszyngtońską elitę, którą Trump może ukarać za ich marny los. Pragną zemsty na kulturze politycznej poprawności. Marzą, by było tak jak dawniej, kiedy Ameryka jawiła się kolosem, biali mężczyźni byli męscy, białe kobiety traktowano jak damy, a mniejszości rasowe znały swoje miejsce w szeregu. Clinton obiecuje kontynuację polityki wyrównywania szans mniejszości, walkę o ich prawa, w tym o prawa kobiet.
W polityce międzynarodowej będzie kontynuowała politykę swego poprzednika, Baracka Obamy, laureata pokojowego Nobla. Poprze układ o wolnym handlu USA-UE, będzie hamowała Putina, spróbuje zakończyć wojnę domową w Syrii. Trump będzie wycofywał Amerykę z polityki światowej, w tym z konfliktów na Bliskim Wschodzie i w Europie.
Clinton należy do tradycji liberalnego interwencjonizmu w obronie praw człowieka, Trump należy do tradycji amerykańskiego protekcjonizmu (odrzuci układy o wolnym handlu NAFTA i TTIP) i izolacjonizmu. Przyszłość Unii Europejskiej czy nawet sojuszu NATO na razie go nie interesuje, z czego cieszą się wrogowie Ameryki.
Clinton będzie reformowała amerykańską politykę imigracyjną, lecz jej nie skasuje, nie zbuduje muru na granicy amerykańsko-meksykańskiej, nie pozwoli na traktowanie mniejszości, w tym muzułmańskiej, jako zagrożenia dla pokoju społecznego i bezpieczeństwa narodowego. Oboje, Clinton i Trump, obiecują wielkie inwestycje w amerykańską infrastrukturę komunikacyjną, podstawowy warunek wzrostu gospodarczego. Trump będzie unikał obłożenia podatkami najbogatszych (1 proc. Amerykanów włada 40 proc. majątku narodowego). Clinton może tego spróbować.
W ramach ugody wewnątrzpartyjnej z senatorem Sandersem Clinton obiecała wprowadzenie na poziomie federalnym minimalnego wynagrodzenia w wysokości 15 dol. za godzinę pracy, zniesienie czesnego w publicznych koledżach, podział największych banków na mniejsze, ograniczenie potęgi instytucji finansowych, redukcję liczby więźniów, walkę z globalnym ociepleniem. Ale czy tak będzie, zależy od tego, czy demokraci zdobędą przewagę w amerykańskim Kongresie, na co się nie zanosi, jak również od tego, czy Clinton zdoła pozyskać republikanów do współpracy w ważnych dziedzinach.

Co się zmieni po wyborach w USA?

Od tego, kto i w jakim stylu zostanie prezydentem, zależy kształt obecnego systemu politycznego w USA. Być może upadnie system dwupartyjny i zmienią się reguły wyborcze. Partia Republikańska, jaką znamy, może nie przeżyć klęski Trumpa (paradoksalnie może jej nie przeżyć także w razie jego wygranej). Demokratom też zagląda w oczy widmo rozłamu. Sympatia ich wyborców przesuwa się ku lewicy (jej symbolem został senator Sanders), podczas gdy Clinton jest centrystką, a to dziś nie jest w cenie.
Jeden z amerykańskich komentatorów powiedział, że o wyniku mogą przesądzić dwie sprawy: zaufanie wyborców do kandydatów i ich osobowość. A to oznacza, że wciąż wszystko jest możliwe. W głęboko podzielonej Ameryce dla jednych mniejszym złem będzie Hillary, dla drugich – Donald.
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną