Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Bezludna lewica

Socjaldemokracja europejska w odwrocie

Emmanuel Macron, były członek francuskiej Partii Socjalistycznej, założyciel ruchu En Marche! – kandydat do zwycięstwa w wyborach prezydenckich. Emmanuel Macron, były członek francuskiej Partii Socjalistycznej, założyciel ruchu En Marche! – kandydat do zwycięstwa w wyborach prezydenckich. Jacky Naegelen/Reuters / Forum
Europejska socjaldemokracja jest dziś elitarna zamiast ludowa, liberalna zamiast populistyczna i kosmopolityczna zamiast państwowa. Dlatego wszędzie przegrywa.
Główny konkurent Angeli Merkel w niemieckich wyborach – kandydat SPD Martin Schulz.Fabrizio Bensch/Reuters/Forum Główny konkurent Angeli Merkel w niemieckich wyborach – kandydat SPD Martin Schulz.
Premier Grecji Aleksis Tsipras, lider populistyczno-lewicowej Syrizy.Michalis Karagiannis/Reuters/Forum Premier Grecji Aleksis Tsipras, lider populistyczno-lewicowej Syrizy.

Artykuł w wersji audio

Jeśli jesteś zwolennikiem lewicy, najnowsze wieści z Europy poprawią ci nastrój. W Niemczech dopiero co prezydentem został socjaldemokrata Frank-Walter Steinmeier, zaś na czoło wyścigu do urzędu kanclerza wysunął się jego kolega z partii Martin Schulz. We Francji skandal korupcyjny wykańcza jednego za drugim murowanych zwycięzców wyborów prezydenckich z prawicy, a to otwiera możliwości socjaliście Benoit Hamonowi i kandydatowi niezależnemu Emmanuelowi Macronowi.

Jednak prawda o kondycji lewicy w zachodnich demokracjach jest inna. Tradycyjna socjaldemokracja jest niemal wszędzie w kryzysie albo zaniku, a przywracająca nadzieje nowa lewica w Hiszpanii czy Grecji zaczyna się dzielić i słabnąć.

Po Brexicie i pierwszych decyzjach Donalda Trumpa nikt nie ma wątpliwości, że karty w polityce rozdają populiści – już dziś rządzą lub współrządzą w co trzecim kraju europejskim. W zbliżających się wyborach do parlamentów kolejnych ważnych państw, jak Holandia, Francja i Włochy, w sondażach prowadzą Geert Wilders z Partii Wolności, Marine Le Pen z Frontu Narodowego i Beppe Grillo z Ruchu Pięciu Gwiazd.

Wyjątkiem są Niemcy, ale nie wiadomo, na jak długo, bo i tam powstała już i rośnie w siłę partia populistyczna Alternatywa dla Niemiec. Tendencja rozwoju polityki na Zachodzie jest łatwa do odczytania: rewersem kryzysu lewicy jest rosnąca popularność populistów. Na północy, na wschodzie i w centrum Europy jest to populizm prawicowy, a jedynie na południu lewicowy, przy czym prawicowy nabiera mocy, a lewicowy słabnie.

1.

Przyczyn utraty wyborców przez tradycyjne partie socjaldemokratyczne upatrywano na zmianę w kryzysie suszy albo w kryzysie urodzaju. Jedni wypominali lewicy, że próbując iść tzw. trzecią drogą (najpierw w Holandii, później w Wielkiej Brytanii i w Niemczech), za bardzo upodabnia się do prawicy. Drudzy mówili, że po wywalczeniu dla wszystkich praw socjalnych, praw reprodukcyjnych dla kobiet, a także związków partnerskich, lewica zrealizowała swoje historyczne postulaty, więc straciła rację bytu.

Większość tradycyjnej prawicy w Europie zaakceptowała liberalizm światopoglądowy i podstawowe prawa socjalne. Minister pracy w rządzie Malty wymownie pytał: „Czy ktoś ma dziś coś przeciwko emeryturom?”. Wychodziło na to samo: pustka programowa starej lewicy przesuwała zainteresowanie wyborców na prawicę.

Tym bardziej że równocześnie coraz wyraźniej dawał o sobie znać kryzys integracyjny w Europie Zachodniej, gdzie zamiast społeczeństwa różnorodnego etnicznie stworzyło się społeczeństwo segmentarne, w którym różne etnosy tylko egzystowały obok siebie zamiast ze sobą. Rosnące nastroje ksenofobiczne zatrzymały w pół kroku integrującą się Europę. Zamachy terrorystyczne i kryzys uchodźczy zaczęły ją cofać w rozwoju, aż pierwsza wystąpiła Wielka Brytania, a populiści zaczęli zapowiadać po kolei Frexit (Le Pen), Nexit (Wilders) itd.

Gdy równolegle z kryzysem multikulturalizmu gospodarka przestała nadążać za napędzanymi przez kulturę masową oczekiwaniami konsumpcyjnymi, a globalny rynek zaczął dyktować państwom dopuszczalną wysokość deficytu, podatków i wydatków socjalnych, otwierać nowe miejsca taniej siły roboczej i przenosić tam fabryki, powiększając nierówności między ludźmi, masy wypowiedziały posłuszeństwo tradycyjnym partiom politycznym.

2.

Kryzys finansowy szczególnie ostro dotknął państwa południowej Europy, za co zapłaciły partie socjaldemokratyczne w Hiszpanii, Grecji i Włoszech. Powstało nawet pojęcie „Pasokizacja” od nazwy greckiej socjaldemokratycznej partii Pasok, która przez dekady cieszyła się około 45-procentowym poparciem, żeby w wyniku kryzysu finansowego zjechać do kilku procent.

Największy sukces lewicowego populizmu, czyli objęcie władzy w Grecji przez Syrizę, jest zbyt gorzki, żeby lewica europejska mogła się z niego cieszyć. Może służyć za ilustrację tego, w jak dramatycznej sytuacji znalazła się lewica w Europie. Podobnie jak Podemos i Ruch Pięciu Gwiazd także Syriza jest dzieckiem kryzysu finansowego, który szczególnie mocno uderzył europejskie Południe, czyli tam, gdzie bezrobocie wśród młodych jest największe w Europie, zaś korupcja w partiach była i jest integralną częścią kultury politycznej. Skutkiem tego kryzysu było już bezpośrednie ubezwłasnowolnienie klasy politycznej na rzecz instytucji finansowych, którym winna jest niespłacalny dług. Łatwo było więc ją atakować. Tyle że Syriza w momencie przejęcia władzy stała się tak samo ubezwłasnowolniona jak jej poprzednicy i zmuszona realizować program prywatyzacji i drakońskich cięć socjalnych całkowicie sprzeczny z lewicowymi ideałami. Dziś w sondażach Syriza ma 16,8 proc. poparcia i wyraźnie przegrywa z konserwatywno-liberalną partią Nowa Demokracja (28 proc.). A 8 na 10 Greków uważa rząd Aleksisa Tsiprasa za porażkę.

Aż tak ciężki los jak PASOK nie spotkał PSOE, czyli socjalistów hiszpańskich, którzy, mimo że stracili władzę, pozostali istotną siłą polityczną. Ich problem to konkurent w postaci powstałej z protestów społecznych partii Podemos. Obie partie lewicy zwalczają się zaciekle i obie ostatnio przechodzą kryzys przywództwa, oddając pole prawicowej Partii Ludowej Mariano Rajoya. Po fatalnym rezultacie regionalnych wyborów w Galicji i Kraju Basków u socjalistów doszło do wewnętrznego puczu, w wyniku którego władzę utracił Pedro Sánchez. Wbrew nastawieniu własnej partii uparcie odmawiał zgody na uformowanie mniejszościowego rządu przez Partię Ludową, co zakończyłoby trwający aż od grudnia 2015 r. klincz w hiszpańskiej polityce.

Byłaby to doskonała okazja dla Podemosu, żeby wreszcie odskoczyć socjalistom, gdyby nie to, że Pablo Iglesias pokłócił się z numerem dwa w swojej partii Íńigo Errejónem. Od czasu wyborów w 2016 r., w których Podemos stracił ponad milion głosów i zajął trzecie miejsce, partię trawił spór programowy o to, jak bardzo ma być populistyczna. Errejón, krytyczny wobec sojuszy z komunistami, sukcesu upatrywał w przyjęciu bardziej pragmatycznej linii. Na kongresie, który odbył się 12 lutego, Iglesias utrzymał przywództwo, ale zasypanie podziału w partii wydaje się na razie mało prawdopodobne.

We Włoszech Partia Demokratyczna poniosła niedawno ciężką porażkę, przegrywając grudniowe referendum konstytucyjne. Premier Matteo Renzi ustąpił. Triumf mógł ogłosić eurosceptyczny i prorosyjski jak niemal wszyscy populiści europejscy Ruch Pięciu Gwiazd Beppe Grillo. Na jaw wychodzą kompromitujące informacje na temat Ruchu, który okazuje się być partią zarządzaną przez firmę piarową i świadomie rozpowszechniającą fake news, czyli zwykłe kłamstwa.

3.

Kryzys tradycyjnej socjaldemokracji politolodzy słusznie wiążą ze skrętem w stronę centrum sceny politycznej, czyli ograniczeniem państwa opiekuńczego, obniżeniem podatków i liberalizacją prawa pracy – w skrócie: szukaniem trzeciej drogi. Przy tej okazji zawsze padają dwa nazwiska – Tony’ego Blaira i Gerharda Schrödera, który ukuł własne hasło „Neue Mitte”, dosłownie zapowiadające opuszczenie lewicowych pozycji. Ale tak naprawdę pierwszy był socjaldemokratyczny premier Holandii Wim Kok, który podobne reformy rozpoczął już w 1994 r. Tam również po raz pierwszy pojawił się tak otwarcie populistyczny dyskurs antyislamski i antyuchodźczy za sprawą nieżyjącego już Pima Fortuyna.

Dziś w Holandii w sondażach prowadzą populiści Wildersa, którzy wyprzedzają rządzących liberałów premiera Marka Rutte. Żeby się bronić, Rutte ostatnio uderzył w antyislamskie tony w otwartym liście do społeczeństwa, dając wybór obywatelom (w domyśle imigrantom): „zachowujcie się normalnie albo wyjedźcie”. Populiści potrafią zwyciężać rękami konkurentów, tak jak wcześniej Nigel Farage zrealizował plan wyprowadzenia Wielkiej Brytanii z UE rękami premiera Davida Camerona.

Największym przegranym w Holandii będzie jednak najprawdopodobniej lewica. Według sondażu z 4 lutego jej udział w liczącym 150 miejsc parlamencie spadnie z 38 do 12 posłów.

Holendrzy głosują 15 marca, a Francuzi pierwszą turę wyborów mają 23 kwietnia. W Partii Socjalistycznej od początku było jasne, że prawybory nie mają znaczenia dla tego, kto będzie prezydentem. Zostanie on wyłoniony w rywalizacji Marine Le Pen ze zwycięzcą prawyborów na prawicy. Sytuację lewicy najlepiej obrazuje fakt, że pierwszy raz od powstania V Republiki w 1958 r. prezydent (właśnie z lewicy) nie zawalczy o drugą kadencję.

Do prawyborów stawić musieli się inni, także niezbyt popularni kandydaci Partii Socjalistycznej. Żartowano więc, że zwycięzcą prawyborów u socjalistów będzie ten, który w nich w ogóle nie wystartował, czyli Emmanuel Macron. To były członek Partii Socjalistycznej i były minister w dwóch ostatnich rządach socjalistów. Nie przeszkadza mu to odcinać się dziś nie tylko od socjalistów, ale i od całej klasy politycznej. Dowodem ma być jego młody wiek w odróżnieniu od dominującej we francuskiej klasie politycznej gerontokracji i brak jakiegokolwiek zaplecza partyjnego, co wizerunkowo działa na jego korzyść.

Zamiast tego Macron zbudował ruch En Marche! pozbawiony hierarchii. Doświadczenie byłego bankiera inwestycyjnego u Rothschildów nie przeszkadza mu używać metod miękkiego populizmu. Obecnie zajmuje pierwsze miejsce w sondażach na ulubionego polityka i rośnie także w rankingu kandydatów do zwycięstwa w samych wyborach. Wciąż wyprzedzany przez Le Pen, według sondaży pokona ją w drugiej turze.

Jeśli tak się stanie, Macron wydłuży 35-godzinny tydzień pracy i wprowadzi cięcia w wydatkach publicznych, co nie należy do kanonu postulatów lewicy. Kandydatowi socjalistów Benoît Hamonowi szans nikt nie daje. W prawyborach pokonał kandydata trzeciej drogi, byłego premiera Manuela Vallsa, który kiedyś namawiał nawet do wyrzucenia przymiotnika „socjalistyczna” z nazwy swojej partii. Zwycięzcy prawyborów oddać trzeba, że udało mu się podnieść postulat minimalnego dochodu gwarantowanego. Kandydat skrajnej lewicy Jean-Luc Mélenchon na zwycięstwo szans nie ma. Za to (nie od dziś) odbiera szanse wyboru kandydatowi socjalistów. Tak czy inaczej, lewica straci urząd prezydenta we Francji.

Po Francuzach 23 września do wyborów ruszą Niemcy. Wyzwanie Merkel, wciąż głównej faworytce do zwycięstwa, rzucił kandydat SPD Martin Schulz. Do niemieckiej polityki wraca po 23 latach spędzonych w Parlamencie Europejskim. Notowania SPD od czasu jego startu ruszyły w górę, odbijając się od historycznej klęski, jaką partia ta poniosła w 2009 r. Mimo to wciąż niewielu ekspertów wierzy w porażkę Merkel, tyle że przewidywania ekspertów po „niemożliwych” Brexicie i zwycięstwie Trumpa traktować należy z jeszcze większą ostrożnością.

Szanse Schulza zwiększa to, że pochodzi z prowincji. Zamiast matury ma za sobą doświadczenie alkoholika, któremu udało się wydobyć z kłopotów. Może więc dowodzić nie tylko tego, że nie ciąży na nim żadna wina z czasów rządu obecnej wielkiej koalicji, w których nie brał udziału, ale też, że jest kandydatem z ludu. W odróżnieniu od Merkel jest wybuchowy i lubi potyczki słowne. Jego papiery na „kandydata z zewnątrz” wyglądają więc bardzo dobrze, choć oczywiście do establishmentu politycznego należy od dekad.

4.

Tendencja dla europejskiej lewicy jest jednoznaczna: wyborcy mają dość partii głównego nurtu i preferują kandydatów kontestujących klasę polityczną. Kandydaci tradycyjnych partii mają szanse, ale tylko wtedy, gdy przychodzą z zewnątrz lub skutecznie to udają. Pod tym względem sytuacja na prawicy jest podobna. Wszyscy, którzy odnieśli sukces w ostatnich latach i prowadzą w sondażach, należą albo do kontestujących system partii populistycznych, albo mają swoje własne ugrupowania.

Liderzy lewicy brytyjskiej i amerykańskiej, czyli Jeremy Corbyn i Bernard Sanders, podobnie jak liderzy prawicy Nigel Farage i Donald Trump, odnieśli względny lub pełen sukces, atakując mainstream polityczny i medialny w swoich państwach.

Tradycyjna lewica jest dziś niemal wszędzie niewybieralna. Zaś populiści – dotychczasowy margines polityczny – niemal wszędzie prowadzą w sondażach. Ci drudzy dysponują dziś bardziej nośną treścią: antyislamizm, nacjonalizm, eurosceptycyzm, prorosyjskość, protekcjonizm gospodarczy, sprzeciw wobec przyjmowania uchodźców. I bardziej nośną formą: świadomie i skutecznie rozpowszechnianą nieprawdą na temat przeciwników.

A jaka dziś jest lewica? Najkrócej mówiąc: ELITARNA zamiast ludowa, CENTROWA zamiast socjaldemokratyczna, LIBERALNA zamiast populistyczna i KOSMOPOLITYCZNA zamiast państwowa. Elitarność lewicy najlepiej widać po socjalistach francuskich, których niemal cała wierchuszka to starsi bogaci panowie w komplecie z tytułami premierów i ministrów.

Kiedyś to prawica była elitarna, a dziś elitarna jest lewica, lud zaś reprezentują prawicowi populiści. Lewica nie mówi dziś językiem ludu. Jej przekaz jest w kontrze do emocji i lęków społecznych. Zachodnie socjaldemokracje wyglądają tak, że gdyby nagle pojawił się w ich szeregach wybitnie inteligentny przywódca z ludu, ale robiłby błędy językowe, natychmiast zostałby wyśmiany.

Obciążenia związane z centrowością najlepiej widać po socjaldemokratach niemieckich, którzy ponoszą większość kosztów w koalicji z chadekami. Jak bardzo lewica jest dziś liberalna, dostrzec można u socjaldemokratów z południa Europy, których wykrwawia konieczność zaciskania pasa. Kosmopolityzm jest dziś obciążeniem dla każdego, kto będzie chciał przyjmowania uchodźców w czasie, gdy społeczeństwa bardziej boją się o swoje bezpieczeństwo niż o wolność (swoją bardziej niż obcych).

5.

Przed lewicą rysują się więc trzy scenariusze. Krótkoterminowy: pogodzić się z rozpuszczeniem w mainstreamie i włączyć w antypopulistyczną koalicję, żeby w podbramkowej sytuacji bronić demokracji liberalnej i integracji europejskiej. W Polsce ma to o tyle sens, o ile demokracja liberalna jest warunkiem uczestnictwa w strukturach zachodnich, a więc warunkiem suwerenności, a nie tylko wolności.

Scenariusz średnioterminowy to rozstać się z liberalizmem i odebrać prawicy populizm. Ludowa genealogia lewicy bardziej predestynuje ją do bycia populistyczną niż prawicę. Zaś emocji w społeczeństwie jest więcej niż tylko fobie (jest też współczucie), nawet jeśli lęk przed utratą bezpieczeństwa jest jeden i wspólny. Lewica, zamiast mówić: otwórzmy się na innych, może powinna odważyć się powiedzieć: owszem, islam jest problemem, ale ludzi tak po prostu wyrzucać się nie godzi; kolejnych uchodźców nie damy rady przyjąć; pomoc ubogim jest ważniejsza niż eurozona, wolny handel, traktaty międzynarodowe i wszystko inne.

Lewica może też przyjąć scenariusz długoterminowy: rozstać się z systemem partyjnym, który wyraźnie traci sens w czasach, gdy ekonomia jest globalna, a polityka lokalna, i odrodzić się w innej formule. Powstają już takie inicjatywy, jak paneuropejski lewicowy ruch Yanisa Varoufakisa.

Te scenariusze są zresztą do pogodzenia. Wydaje się, że lewica powinna najpierw włączyć się w obronę Zachodu przed populizmem (i jego sojusznikami z Rosji). Następnie odważyć się odebrać prawicy populizm. A na końcu wymyślić nową formę dla siebie, inną niż partia polityczna, bo tradycyjnych partii politycznych lud już nie chce. I ma rację.

Polityka 9.2017 (3100) z dnia 28.02.2017; Świat; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Bezludna lewica"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną