Przewodniczący obrzuca pogardliwym spojrzeniem Prezydenta i zrywa się z fotela. Chwilę wcześniej lojalny dotychczas Prezydent odmówił zatwierdzenia rządowego nominata na szefa agencji wywiadowczej SIS. Zarzucił mu brak kompetencji i kwalifikacji moralnych. Przewodniczący przypomina, że ich dwóch łączy odpowiedzialność za nową republikę. Poza tym pochodzą z jednego obozu, a w kasie partii zaczyna brakować pieniędzy i to zły czas na stawanie okoniem. A potem podchodzi do portretu Prezydenta i rzuca przez zęby: „Gdyby nie ja, wisiałby tu Václav Havel!”.
To jedna z pierwszych scen thrillera politycznego „Únos” („Porwanie”) Mariany Čengel Solčanskiej, który od początku marca obejrzało ponad 200 tys. Słowaków (czwarty najlepszy wynik frekwencyjny w historii). Dla każdego jest jasne, że bezimienny Przewodniczący to Vladimír Mečiar, a Prezydent to Michal Kováč, czyli główni protagoniści słowackiej sceny politycznej lat 90. XX w. Po euforii obalenia komunizmu przyszła euforia niepodległości po rozstaniu z zachodnimi sąsiadami Czechami, która szybko zamieniła się w pełną ciosów poniżej pasa rywalizację o wpływy dwóch niedawnych sojuszników.
Premier Mečiar, charyzmatyczny trybun ludowy, był sprytniejszy i bardziej bezwzględny od dobiegającego siedemdziesiątki technokraty Kováča i to on odcisnął większe piętno na tamtych latach. Stworzył pierwszą w Europie Środkowej demokrację nieliberalną, z której duchami Słowacy zmagają się do dziś. Ale to nie sentyment do bohaterów niedawnej przeszłości tłumaczy tak duże zainteresowanie „Únosem”. Dziennik „N” nazwał go filmem zmieniającym rzeczywistość.