Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Amerykanin w Paryżu

Amerykanin w Paryżu? Polityczna przyszłość Emmanuela Macrona

Życie polityczne we Francji, nazywanej monarchią republikańską, bardzo zależy od prezydenta. Życie polityczne we Francji, nazywanej monarchią republikańską, bardzo zależy od prezydenta. Charles Platiau/Reuters / Forum
Wygrana partii Emmanuela Macrona oznacza, że teraz młody prezydent nie będzie miał już wymówki – musi spełnić obietnicę rewolucji.
Na samym starcie Macron odbiera dodatkową premię; poprawiły się wskaźniki gospodarcze, przybyło 80 tys. miejsc pracy, prognozuje się szybszy wzrost.Aleksiej Witwicki/Forum Na samym starcie Macron odbiera dodatkową premię; poprawiły się wskaźniki gospodarcze, przybyło 80 tys. miejsc pracy, prognozuje się szybszy wzrost.

Tuż przed wyborami lewicowy filozof Regis Debray opublikował książkę pod tytułem „Cywilizacja. Jak staliśmy się Amerykanami”. Dowodzi w niej m.in., że w Ameryce osobowość kandydata od dawna była czynnikiem przesądzającym o politycznej wygranej. Natomiast Europa, zwłaszcza Francja, była dotychczas dojrzalsza, bo kryterium decydującym o wyborze były idee, programy, wizje przyszłości. Ale i Francja uległa amerykanizacji polityki: skusiła się na przykład na debaty, w których kandydat ma 90 sekund na przedstawienie przyszłości kraju. Słowem, przestały się liczyć rozum i kalkulacje, została charyzma postaci jako czynnik decydujący.

Taka amerykanizacja działała na korzyść Emmanuela Macrona. Jego urok osobisty trudno było nawet zestawiać z rywalami. Mobilizował też młodzież. Na jego wiecach pojawiali się młodzi ludzie poniżej 30. roku życia, niebiorący dotąd udziału w polityce. Poza tym we Francji nastało zmęczenie starym światem politycznym. Nie odczuwało się krążenia jakichś nowych idei, lecz samą tylko rywalizację personalną. Wyborcy nie wiedzieli dobrze, jaka ma być przyszłość, ale wiedzieli, że „tak dalej być nie może”.

Macronmania

39-letniego Macrona, reprezentującego młodość i dynamizm, cudowne dziecko, autora wielkiego zwycięstwa parlamentarnego, obsypuje się dziś mnóstwem komplementów. Ale na jego zwycięstwie zaważył szczęśliwy zbieg okoliczności. Obie tradycyjne partie – socjaliści i centroprawicowi republikanie – zdecydowały się na prawybory, które podminowały je od wewnątrz; zaogniły ambicje i rywalizacje personalne.

Wybory prezydenckie we Francji mają gromadzić ludzi wokół kandydata; prawybory doprowadziły do rezultatu odwrotnego: kandydat republikanów François Fillon dość niespodziewanie wygrał z popularniejszym od niego Alainem Juppé, a potem sam skompromitował się aferą z fikcyjnym zatrudnianiem żony i dzieci. Macron – wbrew radom – zaufał swojej intuicji, postąpił słusznie, że do tych prawyborów nie stanął, i skorzystał z kłótni i rozdźwięków na lewicy i prawicy. Wyczuł powszechną potrzebę czegoś nowego.

– Wiele osób ma nadzieję, że Macron zburzy mentalny mur berliński między lewicą i prawicą we Francji – mówi Philippe Meyer, reporter i autor, który dobrze zna francuską prowincję. Sam Macron – jeszcze jako minister – mówił, że ten podział jest dziś absurdalny. Dzisiejszą „macronmanię” wzmacnia marzenie, aby zbudować we Francji silną partię centrum. Rząd, który Macron powołał, to kombinacja polityków starych i doświadczonych z nowicjuszami. Tych pierwszych reprezentuje Jean-Yves Le Drian, z wymownym tytułem ministra Europy i spraw zagranicznych. Dla Polski to ważny sygnał, bo Le Drian był dotychczas ministrem obrony i relacje z Antonim Macierewiczem głęboko go doświadczyły.

Na razie mamy całkowicie odmienione Zgromadzenie Narodowe. 90 proc. kandydatów partii Macrona, Republiko Naprzód! (La République en marche!, LRM), nigdy wcześniej nie było posłami. Oddajemy materiał do druku przed drugą turą wyborów, ale już wiadomo, że w Zgromadzeniu znajdzie się dzięki LRM: największa w historii liczba kobiet, największa liczba posłów i posłanek spoza świata politycznego, reprezentująca społeczeństwo obywatelskie, a także zapewne największa liczba posłów mających własne przedsiębiorstwo.

Nie są to ludzie ze środowisk społecznych innych niż dotychczasowi posłowie, jednak ogromna różnica tkwi w ich stosunku do partii politycznych: – Przedtem, by się dostać do Zgromadzenia, trzeba było zadowolić aparat partyjny, wybrać odpowiednią tendencję, która akurat była górą. Wszystko to sterylizowało debaty, nowe idee się nie przebijały. Nowi posłowie nie mają tego obciążenia partyjnego, ale z drugiej strony nie wiadomo, czy będą się umieli poruszać w polityce – mówi Meyer.

Czy ta mieszanka stanie się zaczątkiem prawdziwej partii, która na dalszą metę rzeczywiście zdominuje francuską politykę? Wiadomo, że obie tradycyjne partie popadną w kryzys finansowy z powodu gwałtownego spadku liczby posłów, bo partie dostają pieniądze z budżetu według liczby oddanych głosów w wyborach i właśnie liczby deputowanych. Socjaliści, którzy stracili większość w Zgromadzeniu, a wcześniej w regionach, mówią nawet o sprzedaży pięknej siedziby partii przy ul. Solferino w Paryżu. Znaczna część centroprawicy porzuci republikanów i poprze Macrona.

Ale chociaż doszło do ogromnego przetasowania sił politycznych we Francji, to nie będzie żadnej rewolucji pałacowej ani czystek w administracji. Francja jest krajem rozbudowanej i zasiedziałej służby cywilnej, zmiana rządu, nawet tak dogłębna, nie powoduje zjawiska TKM nawet w sektorze publicznym, większym niż gdziekolwiek w Europie Zachodniej.

Sztuka symboli

Życie polityczne we Francji, nazywanej monarchią republikańską, tak bardzo zależy od prezydenta, że nie dziwi zalew analiz i komentarzy na temat Macrona, zjawiska przecież niespodziewanego. – Macron ceni dyskusję, umie słuchać innych, umie przekonywać – mówi Philippe Meyer. Z drugiej strony najwyraźniej odpowiada mu ustrój V Republiki: „W procesie demokratycznym, w polityce francuskiej widzę brak figury króla, którego śmierci lud Francji na pewno nie chciał” – powiedział Macron w jednym z wywiadów, zanim jeszcze wystartował w wyborach. Być może była to aluzja do słabości prezydenta François Hollande’a, który udając się na schadzkę w kasku na skuterze, na pewno na króla skrojony nie był.

„Francja nie tylko sprawiła sobie 39-letniego prezydenta, ale wszedł on w buty Bonapartego, Ludwika XIV i generała de Gaulle’a jak żaden inny” – ocenia pisarz Sébastien Lapaque. Na razie jednak takie wnioski wysnuć można jedynie z symboli i gestów, jakie Macron zaakcentował przez półtora miesiąca urzędowania. Wiadomo, że rozumie teatr – w końcu zakochał się w nauczycielce, pisząc z nią wspólnie sztukę teatralną. A na ważnym stanowisku w banku Rothschilda, gdzie został polecony, odpowiadał za ten rodzaj sprzedaży produktów, który wymaga zręcznej prezentacji. Francuzom bardzo się też podobało, jak młody Macron poradził sobie z rozmowami z Władimirem Putinem i Donaldem Trumpem.

– Dobrze, gdyby polscy czytelnicy zrozumieli, że ze strony Macrona nie było żadnej uprzejmości wobec Putina czy chęci przypodobania się mu – słyszę we francuskich kołach dyplomatycznych. Młody prezydent przyjął Rosjanina w rezydencji w Wersalu, co miało być raczej demonstracją siły i niezależności Francji, zwłaszcza że oprowadzał go po majestatycznej Galerii Bitew. Sposób, w jaki odrzucił pytanie rosyjskiej dziennikarki i publicznie, przy Putinie, wytknął rządowym rosyjskim mediom kłamliwą propagandę, nie miał dotąd precedensu u naszych sojuszników.

– Przekaz był taki – słyszę w tych samych kołach – Putin musi przestać stwarzać kłopoty Europie i dopiero Rosja uczciwsza, wyzbyta agresji odnajdzie z powrotem należne miejsce w społeczności międzynarodowej. Tak zresztą o stosunkach Francji z Rosją Macron pisze w swojej książce: nie można ani ślepo posuwać się za Trumpem, ani po cichu współpracować z Rosją, jak tego pragnie francuska prawica. Macron nie wierzy, by można było szybko rozwiązać problem Krymu, natomiast uważa, że trzeba pracować z Rosjanami nad stabilizacją sytuacji na Ukrainie.

Pokazywana we wszystkich telewizjach walka na mocniejszy uścisk dłoni z Trumpem miała wyrażać podwójne niezadowolenie. Raz, że Trump publicznie wsparł w wyborach Marine Le Pen, a dwa, że torpeduje paryską umowę w sprawie klimatu, w którą dyplomacja francuska włożyła kolosalną pracę. To Macron nadał bieg antytrumpowskiemu hasłu: „Make the World great again”, parafrazując wyborczy slogan Amerykanina. I zaprosił amerykańskich klimatologów do kontynuowania pracy we Francji, gdyby w USA okazali się zbędni.

Prasa europejska przyjęła Macrona z entuzjazmem. „Złoty chłopiec”, który czytał Goethego – napisał „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, bulwarówka „Bild” umieściła na okładce powitanie po francusku, „Die Zeit” obwieścił, że Macron jest ratunkiem dla Europy. Niewątpliwie, jego wybór, a teraz niespodziewane zwycięstwo parlamentarne stwarzają efekt psychologiczny dla całej Unii Europejskiej. W mniej niż 24 godziny po inwestyturze Macron udał się do Berlina i wydaje się podzielać pogląd Merkel, że Europa powinna się umocnić zarówno sama dla siebie, jak i wobec trudnego i nieprzewidywalnego Trumpa.

Przypomnijmy, że w dniu zwycięstwa Macron w zainscenizowanym samotnym pochodzie szedł na trybunę przy dźwiękach hymnu europejskiego, co znów było wcale nie spontanicznym, lecz przemyślanym symbolem. Podobnie postąpił z zaakcentowaniem zaangażowania militarnego Francji: na inauguracji 14 maja na Polach Elizejskich pojawił się w pojeździe wojskowym, odwiedził potem rannych żołnierzy francuskich leczonych w podparyskim szpitalu wojskowym. Oczywiście, znów, to tylko polityka symboli, lecz sprawa unijnej współpracy w dziedzinie obrony wyraźnie ruszyła naprzód, czemu sprzyja i Berlin, i Paryż.

Pierwsza reforma

Projekt pierwszej ustawy w porządku dnia rządu Macrona nosi patetyczny tytuł: „O zaufanie w naszym życiu publicznym”. Tępi nepotyzm, zakazuje posłom i ministrom zatrudniania członków rodziny, wprowadza ograniczenia i większą przejrzystość w finansowaniu partii. Wydaje się, że Francuzi nie mają w tej sprawie złudzeń, bo jeszcze prezydent Nicolas Sarkozy pięknie mówił o przywróceniu autorytetu i dyscypliny społecznej, choć nie wskazywał, jak chciałby to zrobić. – Zresztą, jak burżuazja francuska, najbardziej chciwa, egoistyczna i nieodpowiedzialna, mogła nawoływać do przestrzegania reguł? – pyta Meyer.

Czy tym razem będzie inaczej? Była sędzia, a przez jakiś czas przywódczyni Zielonych Eva Joly, która zasłynęła we Francji śledztwem w sprawie korupcji we flagowym francuskim koncernie Elf-Aquitaine, uważa projekt ustawy za wielki krok naprzód, chociaż posunęłaby jeszcze dalej sprawę przejrzystości finansowania partii politycznych.

Ordynacja wyborcza V Republiki – wybory w dwóch turach w okręgach jednomandatowych – ogromnie wzmacnia reprezentację parlamentarną zwycięskiej, choć niekoniecznie większościowej partii. Raz-de-marée, wezbrana fala zwycięstwa parlamentarnego LRM we Francji jest dla kraju ogromną szansą. Ale niesie ze sobą również ryzyko, że Zgromadzenie będzie tylko maszynką do głosowania. Już pojawiły się głosy ostrzegające przed posłami godillots – od historycznego nazwiska Alexisa Godillota, producenta butów wojskowych, co oznacza posłów dających wodzowi bezwarunkowe poparcie.

O potrzebie i reform, i zmiany mentalności Francuzów rozprawia się co najmniej od końca lat 80. Pierwsze pytanie, jakie Macron trzy lata temu zadał prezydentowi Hollande’owi, gdy ten proponował mu najważniejszą w rządzie tekę ministra gospodarki, brzmiało: „Czy będę mógł reformować?”. Swą programową książkę Macron zatytułował po prostu: „Rewolucja”; tę zaplanowaną rewolucję sprowadza do pogodzenia we Francji wolności i rozwoju przedsiębiorczości, do przezwyciężenia strachu i zapatrzenia się w przeszłość, przezwyciężenia stagnacji i bezwładu.

Reformy jeszcze ministra Macrona – przepchnięte kolanem, przy oporze części socjalistów – przedstawiono wówczas jako lekarstwo na trzy francuskie choroby, które przeszkadzają „liberalizować, inwestować i pracować”. Ale rezultaty były mizerne. Dlaczego prezydentowi Macronowi miałoby się udać to, co się nie udało ministrowi Macronowi?

Samowładny?

Przede wszystkim nie będzie miał w parlamencie wielkiego oporu. Dawniej nawet część socjalistów wyłamywała się z dyscypliny partyjnej i występowała przeciw własnemu ministrowi. Nie brak jednak ostrzeżeń, że rekordowa absencja wyborcza – 51 proc. – oraz nikła reprezentacja takich partii jak Front Narodowy czy Francja Niepokorna Jean-Luca Mélenchona mogą sprawić, że niezadowoleni i niereprezentowani wyjdą na ulicę.

Ale charakter Macrona z pewnością złagodzi atmosferę przymusu, w jakiej przepychano poprzednią reformę. W dodatku sytuacja związków zawodowych jest dziś inna. Tracąca wpływy komunizująca centrala związkowa CGT bardzo się zradykalizowała, jej hasła w ostrych manifestacjach na wiosnę – „Policja zabija!” – odstrasza inne centrale, co sprawia, że front związkowy razem nie wystąpi przeciw Macronowi.

Na samym starcie Macron odbiera dodatkową premię; poprawiły się wskaźniki gospodarcze, przybyło 80 tys. miejsc pracy, prognozuje się szybszy wzrost. Były rzecznik Pałacu Elizejskiego Gaspard Gantzer skomentował: Mam nadzieję, że teraz podziękujemy prezydentowi Hollande’owi. Rzecz jasna była to uwaga ironiczna. Ale niewątpliwie poprawa w gospodarce reformy ułatwi.

„Macronowi udało się coś, co było nie do pomyślenia. Teraz powinien dokonać czegoś, co uważamy za niemożliwe” – pisze komentator lewicowego tygodnika „Le Nouvel Observateur”. Widać w tym nadzieję, że kolejny prezydent nie utonie w tradycyjnym francuskim zrzędzeniu.

Polityka 25.2017 (3115) z dnia 20.06.2017; Świat; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Amerykanin w Paryżu"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną