Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Podróż do Tajnego Państwa. Korea Północna oczami ekipy CNN

Co mówią zwykli mieszkańcy Korei Północnej? Co mówią zwykli mieszkańcy Korei Północnej? (stephan) / Flickr CC by SA
Amerykańskim dziennikarzom udało się zobaczyć więcej, niż chciałby reżim Kima.
Dziennikarze CNN przez 15 dni podróżowali po Korei Północnej.(stephan)/Flickr CC by 2.0 Dziennikarze CNN przez 15 dni podróżowali po Korei Północnej.

Dziennikarze CNN Will Ripley, Tim Schwarz i Justin Robertson spędzili 15 dni lipca w Korei Północnej. Mimo że miały ich na oku rządowe służby, udało im się zobaczyć to, co reżim Kima chciałby zapewne zachować dla siebie.

Dziennikarzom udało się także porozmawiać ze zwykłymi Koreańczykami, w efekcie lepiej zrozumieć ich nienawiść do USA, ale też deklarowaną miłość do Kimów. Reporterów wiele w Korei Północnej zaskoczyło. Z dwutygodniowej podróży powstała zaś niezwykła relacja, której fragmenty omawiamy poniżej.

Wszystkie dzieci kochają Kima, bo jest ich „ojcem”

W położonym na wschodnim wybrzeżu mieście Wonsan reporterzy spotkali 14-, 15-latków grających w gry wideo. Młodzi twierdzili, że nie interesuje ich wirtualna rozrywka, lecz przygotowanie do prawdziwego życia z pomocą gier właśnie. Nastolatki przyznały, że najlepsze w grach jest zabijanie wroga. Na pytanie, kim jest wróg, jeden z chłopców odpowiedział: „Amerykanie”. On i jego kolega planują kiedyś wstąpić do armii, żeby walczyć z wrogiem, bo „dokonał siłowej inwazji i masakruje nasz naród”. „Należy spalić ich żywcem”.

Dziennikarz zapytał, czy gdyby wyjawił im, że jest Amerykaninem, to czy też by go zastrzelili. Chłopcy przyznali, że tak.

„To paradoks Korei Północnej – uśmiechający się, przyjaźni i grzeczni młodzi ludzie mówią mi, jak bardzo nienawidzą mojego kraju” – relacjonuje reporter CNN.

W Korei Północnej żyje ok. 5 mln dzieci poniżej 14. roku życia. Są one – zauważają dziennikarze CNN – częścią społeczeństwa, w którym liczy się tylko praca zespołowa, a nie indywidualne osiągnięcia. Wszystko, co wiedzą, to pochodna rządowej propagandy. „Posągi i zdjęcia Kimów są wszędzie. Są też w państwowych mediach” – czytamy w obszernym materiale CNN.

Na obozie młodzieżowym dziennikarze spotykają chłopca, który przyznaje, że traktuje Kima jak ojca, bo kocha go miłością, jakiej nie mogą mu dać nawet rodzice. Chłopiec „chce stać się prawdziwym członkiem dziecięcej unii i lepiej się uczyć, by odpłacić się za miłość i szacunek szanownego Kim Dong Una”.

Owoce morza i rakiety

Dziennikarze z trudem docierają do Wonsan, oddalonego od Pjongjangu o zaledwie 125 mil. Droga zabiera im prawie 5 godzin z powodu licznych zatorów. W ciemnym i słabo oświetlonym tunelu, który mijają, pracują zarówno mężczyźni, jak i kobiety.

Wonsan to średniej wielkości miasto przemysłowe, piąte pod względem wielkości w kraju, popularne wśród turystów ze względu na połowy ryb i owoców morza. To głównie stąd wystrzeliwane są północnokoreańskie rakiety.

Próby rakietowe to dla reżimu Kima rodzaj polisy ubezpieczeniowej, chroniącej go przed USA i ich sojusznikami, utrzymującymi Kima przy władzy – zauważają dziennikarze.

Spotkany mieszkaniec Wonsan twierdzi, że żyje się tu bardzo dobrze ze względu na czyste morskie powietrze. A rakiety? Tak, widuje je, są „takie satysfakcjonujące” i jest z nich „dumny”. Na dołączonych do reportaży filmach i zdjęciach widać, jak mieszkańcy spędzają leniwe popołudnia, łowiąc ryby. Mężczyzna twierdzi, że program rakietowy służy wyłącznie obronie jego kraju. Nie rozumie, dlaczego Stany Zjednoczone nakładają na Koreę kolejne sankcje.

Dumą miasta jest też nowa elektrownia wodna.

Ekipa CNN w drodze powrotnej do Pjongjangu zatrzymuje się na obiad w pogrążonej w ciemnościach knajpce. Towarzyszący jej żołnierz (zapewne opiekun) opowiada, że jego ulubioną muzyką jest hymn gen. Kim Dzong Una.

Amerykanie w Korei Północnej

Dzień w Pjongjangu zaczyna się wcześnie – o 5 rano, pobudką z zamontowanych w całym mieście głośników. Na lotnisku w stolicy Korei dziennikarze spotykają Dennisa Rodmana, jedynego VIP-a, który zna osobiście zarówno Kima, jak i Trumpa. „Przyleciałem odwiedzić kilku przyjaciół” – mówi koszykarz.

Reporterzy nie zdają sobie sprawy, że to tutaj przeprowadzane są po cichu różne operacje reżimu. Kilka tygodni wcześniej Amerykanina Otto Warmbiera umieszczono przecież w samolocie do USA. Sprawa wywołała oburzenie na całym świecie – amerykański student został oskarżony o kradzież propagandowego plakatu z hotelu, za co został skazany na 15 lat więzienia. Do Stanów Zjednoczonych przybył w stanie śpiączki, a po sześciu dniach zmarł. Miał zaledwie 22 lata.

Gospodarska wizyta

Ekipa odwiedziła też koreańską wieś. Jedna z kobiet, zapytana o to, jaki kraj chciałaby zobaczyć, mówi – co zaskakuje – że Stany Zjednoczone. Zaraz jednak dodaje, że kraj ten dokonał inwazji na Koreę. Opiekunowie towarzyszący ekipie nie pozwalają złożyć jej wizyty. Dziennikarze trafiają więc do starannie wybranego gospodarstwa, gdzie jedzą obiad (kacze jaja, ryż, pasta z fasoli zawinięta w liście sałaty).

Dziennikarze zapytali o klęskę głodu lat 90. Gospodarze przyznali, że jedli wówczas korę z drzew i chodzili w góry w poszukiwaniu jedzenia, zastanawiając się, jak długo wytrzymają. Teraz – oczywiście dzięki Kimowi – mają zboża, pieniądze i dach nad głową. W domu z betonu są dwa piętra, w salonie DVD i telewizor, na honorowym miejscu wiszą fotografie Kimów.

Pytany o stosunek do Trumpa, gospodarz twierdzi, że jest impulsywny i traci zaufanie Amerykanów. Dziennikarz próbuje mu opowiedzieć, czym są tzw. fake news. Mężczyzna na to przyznaje, że w 100 proc. wierzy w to, o czym pisze partyjna gazeta „Rodong Sinmun”.

Telefon za 350 dolarów

Ekipa opisuje też samą stolicę Korei Północnej, Pjongjang, w tym spacer po głównej ulicy miasta i wizytę w sklepie z telefonami komórkowymi. Można tu kupić modele marki Arirang, ceny zaczynają się od 350 dol. Kogo na to stać, skoro średni roczny przychód Koreańczyka to od 1 do 2 tys. dolarów? Bank Centralny podał optymistycznie, że gospodarka Korei urośnie o 4 proc.

Mieszkańcy Korei mogą korzystać z telefonów i tabletów jak wszędzie indziej. Tyle że nie mają dostępu do internetu, całkowicie kontrolowanego przez państwo. Mogą korzystać z państwowego intranetu, koreańskiej wyszukiwarki i serwisu społecznościowego Ditto, odpowiednika Facebooka. Koreańczycy mają też serwisy randkowe i komunikatory do czatowania. Dziennikarze nie mogli ich przetestować.

Poza tym, odnotowali reporterzy, koreańskie sklepy spożywcze są dobrze zaopatrzone (z zagranicznych towarów są tylko chińskie), a Koreańczycy lubią się bawić – śpiewają karaoke, piknikują.

I tu już komentarz od nas: wydawać by się mogło, że to całkiem normalny kraj.

ZOBACZ: Materiał CNN

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Nauka

Czy żyjemy w antropocenie? Naukowcy już mieli to ogłosić. I wtedy wybuchła bomba

Wydawało się, że to będzie formalność. Światowe gremium ekspertów przypieczętuje oczywisty fakt, że żyjemy w antropocenie. Ale tak się nie stało.

Agnieszka Krzemińska
14.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną