Miej własną politykę.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Bieda jak w Kanadzie

Kanada pachnąca niedostatkiem

Młoda wolontariuszka bierze udział w przygotowywaniu paczek w ramach akcji jednego z banków żywności w Toronto. Młoda wolontariuszka bierze udział w przygotowywaniu paczek w ramach akcji jednego z banków żywności w Toronto. Ken Faught / Getty Images
Gospodarka ma się świetnie, tylko ludzie nie za bardzo. Wielu obywateli zamożnej Kanady zwyczajnie nie stać na ten drogi kraj.
Panuje moda na Kanadę, więc nieruchomości są tu horrendalnie drogie. Coraz więcej ludzi chce się tu przeprowadzić, a infrastruktura nie nadąża z zaspokojeniem potrzeb.OldYorkGuy/Wikipedia Panuje moda na Kanadę, więc nieruchomości są tu horrendalnie drogie. Coraz więcej ludzi chce się tu przeprowadzić, a infrastruktura nie nadąża z zaspokojeniem potrzeb.

Bank żywności na obrzeżach Toronto przypomina wielką blaszaną halę fabryczną. Pod drzwiami starsza kobieta kopie i popycha dorosłego mężczyznę. On stoi bez ruchu z opuszczoną głową. To jej syn. Spóźnili się po paczkę i teraz nie wiadomo, co będą dziś jedli.

Co czwarty bank żywności w Kanadzie zamyka się przed czasem, gdyż przekracza limit jedzenia do rozdania w danym dniu. Największa organizacja zajmująca się dystrybucją darmowej żywności, Daily Bread (Chleb Powszedni), opublikowała pod koniec września kolejny gorzki raport o głodzie w Kanadzie. W kraju o populacji zbliżonej do Polski po paczki żywnościowe ustawia się prawie milion osób. Banki żywności alarmują, że teraz jest jeszcze gorzej niż po 2008 r., w czasach światowego kryzysu gospodarczego. Dziś kolejka głodnych jest dłuższa o jedną czwartą. Choć wskaźniki gospodarcze pokazują, że Kanada rozwija się i bogaci w imponującym tempie, to równocześnie przybywa głodnych.

– Ludziom się wydaje, że głód to niedobór jedzenia. Tymczasem w Kanadzie żywności mamy w bród, tylko nie mamy na nią pieniędzy. Półki w sklepach uginają się, ale po opłaceniu czynszu w portfelu nie zostaje ci prawie nic – tłumaczy Gail Nyberg, wieloletnia szefowa Daily Bread. Obliczyła, że po zapłaceniu rachunków statystyczny klient banku żywności ma do wydania dziennie ok. 7 dol. kanadyjskich. To akurat tyle, by kupić dwa bilety na tramwaj albo półtora chleba.

Stereotypowe myślenie podpowie, że na jedzenie nie mają osoby w kryzysie bezdomności, zmagający się z uzależnieniami, w strukturalnym bezrobociu. Ale to tylko część kanadyjskiej mozaiki. – Coraz częściej przychodzą też ci ładnie ubrani, posiadacze dobrych aut, które nadal spłacają – mówi Richard Matern, analityk z Daily Bread. Opowiada o jednej podopiecznej: pracuje w instytucji finansowej przy Bay Street, kanadyjskim odpowiedniku Wall Street. Zadłużała kolejne karty kredytowe, zbankrutowała. Dziś przychodzi w szpilkach za kilka tysięcy dolarów i przepakowuje jedzenie do siatek z drogiego supermarketu. O jej kłopotach rodzina nic nie wie.

Zorientować się nie jest łatwo. Pierwszym sygnałem jest brak czasu. Taka osoba opowiada bliskim, jak bardzo jest zapracowana i nie ma kiedy spotkać się na mieście. Wymiguje się od przyjścia na rodzinną imprezę, bo musiałaby po drodze kupić wino.

Stracić pracę, ciężko zachorować, wplątać się w narkotyki albo po prostu urodzić dzieci – to sprawdzona droga pod bank żywności. Ale od kilku lat okazuje się, że w zamożnej Kanadzie można ciężko pracować, a mimo to nie móc przeżyć. Jak wynika z szokujących badań społecznych, co trzeci klient banku żywności ma tu wyższe wykształcenie, jeden na sto – doktorat. Blisko połowa ma dzieci. Co piąty pracuje. Najczęściej na pół etatu, bez umowy o pracę. Tylko w Toronto, największym i najbogatszym mieście Kanady, co drugi mieszkaniec jest prekariuszem. Ale nawet regularna praca nie zawsze wystarcza na utrzymanie.

Nie tylko przedmieścia

To obraz z metropolii, gdzie bieda dotychczas gnieździła się na przedmieściach, ale teraz wprowadza się do coraz lepszych dzielnic. Jeszcze gorzej jest na prowincji, zwłaszcza tej położonej na północy, gdzie w ubóstwie żyje blisko co piąta rodzina. Problemem jest nie tylko brak lokalnych produktów, ale i wysokie ceny tych sprowadzanych z rolniczego południa. Podstawowe zakupy spożywcze w małych wioskach na dalekiej północy są dwa razy droższe niż w Toronto. A zarobki niższe.

Producentom nie opłaca się wysyłać żywności w trudno dostępne tereny, bo ubezpieczenie kierowcy pochłonie cały zysk. Od tej jesieni eksperymentuje się z dronami zrzucającymi jedzenie na wyspach w północnej części prowincji Ontario. Ale to na razie uspokajanie sumienia. Jeden dron jest w stanie unieść nie więcej niż 4,5 kg chleba.

Kanadyjskie wskaźniki gospodarcze utwierdzają mit krainy mlekiem i miodem płynącej. Bezrobocie jest tu najniższe od kryzysu gospodarczego i wynosi 6,2 proc. Gospodarka rozwija się najszybciej spośród członków grupy G7, czyli klubu najbogatszych państw świata. Rosną też płace, co nakręca konsumpcję. Bank centralny (Bank of Canada) już dwukrotnie w tym roku podniósł stopy procentowe, by schłodzić gospodarkę.

Koniunktura kwitnie, ale duża część Kanadyjczyków dowiaduje się o tym tylko z mediów. Główne przyczyny kłopotów są dwie: nienaturalnie rozgrzany rynek nieruchomości, zwłaszcza w Vancouver i w Toronto. W tym ostatnim w ciągu ostatnich pięciu lat nieruchomości podrożały o połowę, a średni dochód drgnął tylko o kilka procent. Szybują też ceny najmu, a znakomita większość korzystających z banków żywności wynajmuje mieszkania, bo własny dach nad głową to luksus. Rośnie kategoria working poor, pracujących, lecz nadal zbyt biednych, by się samodzielnie utrzymać. W najbogatszej prowincji Ontario zasiłek dla bezrobotnych to średnio 720 dol., a koszt wynajęcia dwupokojowego mieszkania przekracza 1200.

Panuje moda na Kanadę, więc nieruchomości są tu horrendalnie drogie. Coraz więcej ludzi chce się tu przeprowadzić, a infrastruktura nie nadąża z zaspokojeniem potrzeb. Rosną w siłę inwestorzy, także zagraniczni, którzy spekulują na rynku. Szwajcarski bank UBS ostrzega, że nieruchomości w Toronto są najbardziej przewartościowane na świecie, bijąc na głowę Londyn, Sztokholm i Monachium. Można więc w uproszczeniu powiedzieć, że przyczyną głodu w Kanadzie są zbyt drogie mieszkania. Dlatego lokalne władze próbują rynek nieruchomości uregulować i schłodzić, co im się powoli udaje. Ale drugim, bardziej niepokojącym czynnikiem, na który władze nie mają sposobu, są pogłębiające się nierówności.

W 2015 r. Justin Trudeau i jego Partia Liberalna wygrali wybory hasłami wzmocnienia klasy średniej. Ale na razie to nadal ci najzamożniejsi korzystają z dobrej koniunktury dużo bardziej niż większość mieszkańców Kanady. Ekonomicznie uprzywilejowani dostają kolejne kredyty, kupują kolejne domy, podbijając ich ceny. Jak podaje dziennik „Globe and Mail”, największe podwyżki wynagrodzeń znowu trafiły do najlepiej zarabiających.

W rezultacie banki żywności kroją chleb na coraz cieńsze kromki. Wiele paczek zawiera najtańsze suche produkty – makarony, ryż, płatki, a także sosy i warzywa w puszkach. – Ludzie chcą pomagać i dopytują, czego nam potrzeba. Odpowiadam: przynieś to, co sam chciałbyś zjeść – mówi Richard Matern z Daily Bread.

Badania pokazują, że klienci korzystają z banku coraz dłużej, średnio przez dwa lata. Ludziom wydaje się, że biedny jest jak pies i zje byle co. Banki nie chcą się na to godzić. Hurtowo kupują świeże owoce i warzywa. W magazynie pachnie kolorową papryką, pomidorami i ziołami. Warzywa są przechowywane w pudłach tak wielkich, że trzeba wspiąć się na palce, by zajrzeć do środka. Olbrzymia większość jedzenia trafia tu wprost od rolników i producentów.

To jednak tylko część działalności banków żywności. Dziś zajmują się one systematycznym naciskaniem na rząd. Richard Matern ma na sobie błękitną koszulę i krawat, wygląda jak członek zarządu instytucji finansowej z Bay Street. Zajmuje się lobbingiem, próbuje przekonać rząd do wprowadzenia dochodu gwarantowanego, regulacji rynku nieruchomości, dopłat do mieszkań. Coraz głośniej organizacje pozarządowe wskazują, że skoro znaczna część klientów banków żywności żyje z rządowych zasiłków i rent, a mimo to klepie biedę, to znaczy, że rząd płaci za mało.

Problemem jest i to, że utrzymanie samego banku kosztuje coraz więcej. Na drogim rynku nieruchomości także organizacje pomocowe muszą płacić czynsz. Banki żywności coraz większą część środków przeznaczają nie na dożywianie, lecz na rachunki. Niektóre mieszczą się w kościołach i centrach kultury. Ale to nie są godne warunki – jedzenie wydawane jest na schodach, w przejściu albo pod gołym niebem.

Klienci przychodzący po jedzenie do centrali mają o tyle lepiej, że mogą skorzystać też z taniej stołówki. Są tu wszystkie kuchnie świata, jedzenie wegetariańskie i halal. Kuchnia przypomina sklep kolonialny, nad blatami wiszą tuziny pojemników z przyprawami.

W kolejce po pomoc

Dobroczynność i wolontariat są w Kanadzie nawykiem. Gros wolontariuszy i darczyńców to osoby prywatne. Trudno namówić je na zwierzenia. Nie chcą opowiadać o motywacji; kwitują, że to empatia i para oczu: widzimy, co się dzieje.

Nie wszystkim jednak wystarcza wrażliwości. Centrala Daily Bread mieści się na obrzeżach Toronto, by do niej dotrzeć, trzeba minąć duże skrzyżowanie, a przy nim billboard reklamowy. Akurat trwa kampania producentów nabiału: na różnych plakatach starsze zamożne osoby, obwieszone kosztowną biżuterią i ubrane w luksusowe futra, rozpaczają. Z przewróconego kryształowego pucharka wypłynęły bogaczom roztopione lody, na stole wylądował makaron z serem albo kapnęła bita śmietana.

„Wszyscy wiemy, że nie warto płakać nad rozlanym mlekiem, ale jest zupełnie inaczej, jeśli to mleko z Kanady – bawił dziennikarzy twórca kampanii Paul Wallace. – Uronić choćby kroplę lodów zrobionych z dobrego kanadyjskiego mleka – oto prawdziwa tragedia”. Nie inaczej muszą myśleć klienci banku żywności, którzy co rano mijają billboard, by ustawić się w kolejce po pomoc. Prawdą jest, że mleko i miód płyną w kanadyjskiej krainie rzeką. Tylko czasem dopchać się do brzegu bardzo trudno.

Joanna Gierak-Onoszko z Toronto

Polityka 44.2017 (3134) z dnia 30.10.2017; Świat; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Bieda jak w Kanadzie"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

O Polityce

Uwaga czytelnicy! Kioski Garmond Press bez „Polityki”

Znajdziecie nas w punktach sprzedaży innych dystrybutorów.

Wydawca „Polityki”
14.03.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną