Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Dyskretny urok kubańskiego socjalizmu

Rocznica śmierci Fidela Castro. Jak uwiódł intelektualistów?

Fidel Castro Fidel Castro AP/Fotolink / EAST NEWS
Był ostatnim żyjącym dyktatorem rewolucjonistą, który wprowadził w swoim kraju socjalizm z bronią w ręku. Widmo amerykańskiego imperializmu pchnęło go w ramiona ZSRR.

Dla premiera Kanady Justina Trudeau okazał się „wybitnym rewolucjonistą”. Jeremy Cobryn, lider brytyjskiej Partii Pracy, nazwał go „przodownikiem socjalistycznej sprawiedliwości”. François Hollande wspomniał o „aktorze zimnej wojny, który potrafił dla Kubańczyków utożsamiać dumę z odrzucenia obcej dominacji”, choć wyraził obawy co do przestrzegania praw człowieka na wyspie.

Innego zdania był premier Grecji, który emocjonalnie pisał: „Żegnaj, Komendancie, ku wieczystemu zwycięstwu”. Wypowiedzi po śmierci Fidela Castro wpisały się w zimnowojenne pęknięcie. Podział na dwa antagonistyczne wobec siebie światy, których istnienie wyklucza jakiekolwiek niuanse. Ile prawdy jest w romantycznej legendzie Fidela Castro, której uległo tak wielu?

Narodziny gwiazdy

Legenda Fidela Castro – nieugiętego rewolucjonisty, który „kulom się nie kłaniał” – zaczęła się konstruować przed 26 lipca 1953 roku, kiedy grupa partyzantów pod przewodnictwem młodego prawnika próbowała nieudolnie zdobyć koszary Moncada (na pamiątkę tych wydarzeń 26 lipca jest na Kubie świętem narodowym). W polityce pojawia się jako student poszkodowany w zamieszkach z powodu podwyżek cen biletów. Flirtuje z partiami o zabarwieniu socjalistycznym, ale daleko mu do współpracujących z reżimem Batisty komunistów. Angażuje się w sprawy Karaibów – w ruch wyzwoleńczy na Puerto Rico i nieudaną próbę obalenia dyktatora Dominikany.

Zawala egzaminy na studiach, woli w tym czasie przygotowywać polityczną karierę. Uczy się przemawiać – w tej sztuce jego idolem pozostanie Jose Marti, XIX-wieczny poeta i patriota, słowa z jednego z jego poematów staną się słowami słynnej na cały świat Guantanamery. Sam Jose Marti mówił, że ojczyzna to cierpienie i obowiązek, czym – jak zauważył Krzysztof Mroziewicz w swojej „Fideladzie” – zbliża się do Norwida.

W przyszłości przemówienia Fidela staną się „najpopularniejszą gazetą Kuby”, performancem, z którego Kubańczycy będą czerpać „pełną” wiedzę na temat gospodarki, służby zdrowia, edukacji i sytuacji na świecie. W 1960 roku na forum ONZ Castro przemawiał cztery i pół godziny, ale rodakom potrafił zafundować dwukrotnie dłuższe mowy. Kończył je słowami „Patria o muerte” – ojczyzna albo śmierć, a od 1989 roku dodawał „Socialismo o muerte”, żeby pokazać, jak mało go obchodzą zachodzące za Żelazną Kurtyną zmiany.

21-letni, rozczytany w kubańskich romantykach i pismach politycznych całego świata, Castro był wysoki, wysportowany, zawsze ubrany w dwurzędową marynarkę i krawat – Był kimś, o kim marzą matki mające córki na wydaniu – konkluduje Volker Skierka, biograf dyktatora. Wspominam o aparycji i atrakcyjności Fidela nie bez powodu. W 1948 roku bierze ślub z Mirtą Diaz-Balart, ale to małżeństwo nie przetrwa długo. Zwiastuje raczej burzliwe życie erotyczne przywódcy Kuby.

Romantyczne i tragiczne historie – jak ta, która przydarzyła się Maricie Lorenz, córce niemieckiego kapitana, którego okręt przypłynął do Havany w 1959 roku. Marita, zakochana po uszy w Fidelu, zdecydowała się zostawić ojca. Zamknięta w hotelowym pokoju, całymi dniami czekała na swojego wybranka, który zajęty był skręcającą w lewo rewolucją. Gdy Marita była w szóstym miesiącu ciąży, porwano ją i dokonano aborcji, tak żeby latynoamerykański przywódca nie doczekał się dziecka z kobietą będącą w połowie Amerykanką. Zwerbowana przez CIA, sama udaremniła zamach na życie swojego byłego kochanka.

Najważniejsza dobra prasa

Fidel i jego burbados, czyli brodacze, zdobywają władzę w pierwszych dniach 1959 roku. Wydarzenia te spotykają się z euforyczną reakcją w Ameryce Południowej, ale też nie najgorszą w USA. Przyczyniła się do tego sprawna gra romantycznym wizerunkiem rewolucjonistów. Gdy ukrywali się w górach Sierra Maestra, doszło do spotkania między Fidelem Castro a Herbertem Matthewsem, dziennikarzem „New York Posta”. Panowie rozmawiali o konieczności przywrócenia konstytucji, o równości, o okolicznych chłopach, którzy z sercem na dłoni pomagają przetrwać ukrywającym się w głuszy prawie 70 dni partyzantom. „Może pan być pewien, że nie odczuwamy żadnych animozji w stosunku do Stanów Zjednoczonych i Amerykanów” – zapewniał Matthewsa Fidel. Ba, niedługo później, w magazynie „Look”, w którym pierwsze fotograficzne szlify zdobywał Stanley Kubrick, pojawił się kolejny wywiad z Castro, wraz z jego zdjęciem na okładce.

W późniejszych latach, już po zdobyciu władzy, na pozytywny obraz przywódców kubańskiej rewolucji złożyły się prace i wypowiedzi m.in. Jeana-Paula Sartre’a i Ernesta Hemingwaya. Sartre był na Kubie wraz z Simone de Beauvior wiosną 1960 roku, jego relacje z tej podróży można znaleźć w „Huraganie nad cukrem”. Para widziała w kubańskiej rewolucji przedłużenie ideałów rewolucji francuskiej, opartej na hasłach wolności, równości i braterstwa.

Dopiero po latach, dowiedziawszy się o krwawym obliczu dyktatury Castrów, Sartre zredefiniuje swoje poglądy i nazwie Kubańczyka „jeszcze jednym rzeźnikiem”. Urokowi brodatego przywódcy masowo ulegali południowoamerykańscy intelektualiści. Wstrząśnie nimi dopiero tzw. sprawa Padilli z 1968 roku. Herberto Padilla, poeta i kubański urzędnik, krytykował kubańską politykę kulturalną, ale robił to prywatnie. Zakazano publikacji jego wierszy, a wkrótce potem trafił do aresztu. To wydarzenie kończy przyjaźń między Mario Vargasem Llosą i Gabrielem Garcią Marquezem, którego Llosa nazwał „dworzaninem Castro”.

Żeby zrozumieć, dlaczego Fidel potrafił budzić tak różne emocje, nadzieje i obawy wśród inteligencji, trzeba choć na chwilę porzucić drugą połowę XX wieku i przyjrzeć się XIX-wiecznej historii Kuby, choć równie dobrze można by napisać: historii kubańskiego wyzysku.

Lata zależności

Przed dwoma laty w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie miała miejsce wystawa „After Year Zero”. Jednym z jej eksponatów była kolekcja porównująca znaczki pocztowe produkowane przez afrykańskie kolonie z tymi, którymi posługiwały się wyzwalające się w latach 60. państwa Czarnego Lądu. Na jednym znaczku widać było żołnierzy ubranych w typowe czerwone brytyjskie mundury, siedzących przy stole pokrytym papierami. W tle znajdował się maszt z ewidentnie ściąganą francuską flagą.

„Dzień Niepodległości” – głosił napis pod butami Brytyjczyków. Ta miniaturowa scenka rodzajowa doskonale oddaje sytuację, w której ze względu na swoje geopolityczne położenie znalazła się Kuba. Oddajmy głos faktografii.

Eksplozja, która 15 lutego 1898 roku rozświetliła port w Hawanie i posłała na dno amerykański krążownik pancerny „Maine”, mogła być punktem zwrotnym w historii gnębionej przez kolonizatorów wyspy. Mogła być. Owszem, niezależnie od przyczyn wybuchu (do dziś pozostaje on kwestią sporów) był on przyczynkiem do rozpoczęcia wojny amerykańsko-hiszpańskiej.

Szybkie sukcesy Jankesów zarówno na Karaibach, jak i na Pacyfiku pozwoliły pozbyć się hiszpańskiego zaborcy. Administracja prezydenta McKinleya, mimo że bardziej skupiona na pozyskaniu Filipin, doskonale rozumiała, jaką żyłą złota może być uzyskująca niepodległość karaibska wyspa. W celu utwierdzenia przyjaźni „amerykańsko-kubańskiej” Waszyngton polecił założenie bazy wojskowej w Zatoce Guantanamo, a dodatkowo Kongres w 1901 roku wprowadził tzw. poprawkę Platta. Umożliwiała ona m.in interwencję wojskową, gdyby Stany Zjednoczone uznały ją za konieczną, zabraniały kupowania ziemi cudzoziemcom (wyłączając siebie, oczywiście), zezwalała USA na zakup ziemi „niezbędnej w kopalnictwie” lub pod budowę baz wojskowych. To wszystko Polakom, będącym ponad 40 lat pod kuratelą ZSRR, powinno brzmieć całkiem znajomo.

Historia gospodarcza „Perły Karaibów” to historia fatalnej w skutkach monokultury ekonomicznej. Tym, czym dla tunezyjskiej Dżerby były gaje oliwkowej, dla Gambii hodowle orzeszków, a dla Ukrainy pola mieniące się zbożem rozmaitem, tym dla Kuby okazał się nierafinowany cukier. Przekleństwem. Dochodowa hodowla w rękach oligarchów sprawiła, że na wyspie przestano uprawiać cokolwiek poza trzciną cukrową. O ile jednak USA mogły sobie poradzić bez kubańskiego cukru, o tyle Kuba nie mogła funkcjonować bez amerykańskich wentylatorów, samochodów czy nawet pomidorów.

Ponadto wyspa wpadła w spiralę dyktatorskiej władzy, gdzie jednego satrapę obalał kolejny. Sam Fulgencio Batista, poprzednik Castro, zdobywał władzę siłą dwukrotnie. O Batiście można dziś powiedzieć, że sprawnie dostarczał Amerykanom rozrywki. Zresztą obraz Kuby jako domu publicznego i wielkiego kasyna utrwalała też amerykańska popkultura, wystarczy wrócić do drugich części „Ojca Chrzestnego” i „Dirty Dancing”.

Bilans Fidela Castro

Wyzwoleńczy wymiar kubańskiego socjalizmu, któremu uległo tak wielu intelektualistów, skutecznie zaciemnił obraz reżimu Castro. Bilans trwającego od 1959 roku reżimu obejmuje kilkanaście tysięcy zabitych i ponad sto tysięcy z politycznymi wyrokami. Do romantycznej wizji „Perły Karaibów” dołożyła się egzotyka: widok starych Chryslerów na ulicach Hawany, czyli dokładnie tego samego modelu, którym jeździł Hemingway, muzyka i wszechobecny rum.

Wszystko to tworzyło naturalną zasłonę, urok, któremu ulegali przyjeżdżający tu Europejczycy. Po upadku Związku Radzieckiego Kuba, odcięta od dotychczasowych fruktów przypływających z ZSRR, naturalnie musiała zwrócić się do USA. Śmierć Fidela ani nie przyspieszyła, ani nie spowolniła dokonujących się na wyspie zmian. Ta wciąż stoi przed największym wyzwaniem. Znalezienia trzeciej drogi, która zapewni jej niezależność ekonomiczną i nie sprawi, że Kuba znów stanie się wyłącznie amerykańskim kasynoburdelem.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną