Osiem filarów radości
Jak być szczęśliwym: podpowiadają dalajlama i abp Desmond Tutu
Dalajlama i Tutu to przywódcy religijni na nasze napięte czasy. Otwarci na innych, zdolni przekraczać podziały między ludźmi. Życiorysy mają imponujące. Zapracowali ciężko na swoje pokojowe Noble. Tutu otrzymał nagrodę w 1984 r., rok po Lechu Wałęsie, Tenzin Gjaco, XIV Dalajlama, w 1989 r.
Obaj są symbolami. Dalajlama – tybetańskiego buddyzmu i tybetańskiej tożsamości narodowo-kulturowej. Anglikański arcybiskup Tutu (wraz z Nelsonem Mandelą) – pokojowej walki o zniesienie systemu segregacji rasowej w RPA. Dalajlama, od pół wieku na politycznej emigracji w Indiach, jest duchowym i narodowym przywódcą Tybetańczyków. Tutu przewodził południowoafrykańskiej Komisji Prawdy i Pojednania, służącej sprawiedliwemu wyrównaniu rachunków krzywd po apartheidzie.
Tutu ma żonę i czworo dorosłych dzieci. Dalajlama jest mnichem żyjącym w celibacie. Obaj wstają bladym świtem i zaczynają dzień od praktyk duchowych, modlitwy i medytacji. Znają się od dawna i chętnie zgodzili się wziąć udział w niezwykłym przedsięwzięciu. W kwietniu 2015 r., z okazji 80. urodzin dalajlamy, spotkali się w jego siedzibie w Dharamsali, aby przez pięć dni w obecności słuchaczy rozmawiać o radości i szczęściu w świecie pełnym cierpienia i zła.
Moderatorem był Amerykanin Douglas Abrams, autor wielu książek na temat duchowości, dobrze wcześniej znany arcybiskupowi. Owocem spotkania jest „Wielka księga radości”, wydana właśnie po polsku przez Znak w tłumaczeniu Adriany Celińskiej. Abrams współredagował książkę, opowiada w niej o tle i szczegółach spotkania, komentuje z szacunkiem, sam będąc, jak to określił, niereligijnym Żydem.
I tak przedstawiciele trzech różnych tradycji, buddyzmu, chrześcijaństwa i judaizmu, bez problemu i z pożytkiem dla innych rozmawiali ze sobą o radości, szczęściu, nadziei. Były salwy śmiechu i łzy, żarty i gagi, modlitwy, przypowieści, długie chwile skupienia i ciszy. Uczta duchowa i zero koturnu. Dalajlama w gruncie rzeczy pozostaje prostym mnichem, arcybiskup – pobożnym księdzem.
A przesłanie? Optymistyczne. Nasza przyszłość jako jednostek, narodów i ludzkości nie jest z góry przesądzona. Nie rządzi nią mroczne fatum. To my sami ją tworzymy codziennymi decyzjami, działaniami lub zaniechaniami. Mamy więc wielką moc w naszych rękach, reszta zależy od tego, jaki z niej robimy użytek. A szczęście? „Nie może być ubocznym efektem pogoni za kolejnymi zdobyczami czy sukcesami. Wykracza poza ramy bogactwa i sławy. Jego jedynym źródłem jest umysł i serce człowieka i tam właśnie, mamy nadzieję, je odnajdziesz”.
Naturalnie, piszą we wstępie dalajlama i arcybiskup, „nie musisz nam wierzyć. Nic z tego, co głosimy, nie powinno stać się dogmatem wiary. Jako dwaj przyjaciele pochodzący z różnych światów dzielimy się tym, co widzieliśmy i czego nauczyliśmy się w ciągu naszego długiego życia. Mamy nadzieję, że wcielając w życie nasze rady, odkryjesz, że to wszystko jest prawdą”. No to przypatrzmy się tym radom. Mają postać ośmiu filarów radości. Cztery pierwsze należą do sfery umysłu, cztery kolejne do sfery emocji.
1. Perspektywa: na wszystko można patrzeć pod różnymi kątami
Dalajlama mówi, że utrata ojczyzny, Tybetu, była dla niego tragedią, lecz zarazem patrzy na nią jak na szansę. Wiele stracił, ale wiele zyskał: nowe kontakty, przyjaźnie, więcej wolności – niż miał jej w swym pałacu w Lhasie – w odkrywaniu świata i uczeniu się od ludzi. Pod jednym kątem jego doświadczenie można określić jako smutne i bolesne, pod innym jako zmieniające perspektywę tak, że w tragedii mógł ujrzeć nowe możliwości. Lama powołuje się na słowa byłych więźniów Auschwitz, że nasz sposób patrzenia na świat jest naszą ostatnią wolnością. Może nas utrzymać przy życiu lub przyspieszyć zgon.
Tu nie chodzi o naiwne lub ckliwe patrzenie na świat przez różowe okulary. Abrams pisze, że chyba nikt nie oskarżyłby dalajlamy czy arcybiskupa, iż lekceważą okropności świata i trudy, z jakimi musieli się uporać. Chodzi natomiast o przypomnienie, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, niż nam się czasem wydaje.
Dobrze zatem umiejscowić nasze codzienne życiowe zmagania w szerszym kontekście. Nawet w tak prozaicznej sytuacji jak korek drogowy. Tutu zachęca wściekłych kierowców, by rozejrzeli się wokół: może jednemu z nich żona umiera na raka. Chodzi o to, by ludzie spróbowali choć odrobinę zmienić swoje patrzenie na innych i świat. Tak samo jak wielu astronautów, którzy oglądali z kosmosu Ziemię, po powrocie zaczęło inaczej podchodzić do problemów prywatnych czy narodowych.
Dalajlama ujmuje to tak: Nie przetrwamy, jeśli nie będziemy o siebie dbać jako ludzkość. Nasz egoizm powinien być mądry, czyli powinniśmy myśleć także o innych, nie lekceważyć ich potrzeb, pomagać im, bo w istocie to jest jedyną ścieżką do radości i szczęścia. O tak, jesteś mądry, skwitował te słowa arcybiskup, nie jesteś tylko mądrym samolubem.
Tybetańczyk jest od dzieciństwa miłośnikiem nauki. Interesuje się badaniami z różnych dziedzin, także tych związanych z dobrostanem człowieka. Podczas rozmowy z Afrykanerem wspomniał, że wynika z nich, iż często używanie zaimków osobowych (ja, mnie, moje) zwiększa ryzyko zawału. Badacz Larry Scherwitz twierdzi, że to tzw. uwikłanie egoistyczne bardziej zagraża sercu niż palenie, cholesterol czy wysokie ciśnienie. Mantra „ja i moje” zwiększa ryzyko popadnięcia w depresję, podczas gdy „my i nasze” je zmniejsza. Wychodzi na to, że zbyt duże ego burzy nasze szczęście.
Natomiast szersza perspektywa, dostrzeganie współzależności między nami, innymi i światem prowadzi do wewnętrznego spokoju i pogody ducha. No dobrze, ale czy jesteśmy w stanie kontrolować nasze emocje, te negatywne i te pozytywne? Dalajlama i arcybiskup mają odmienne zdanie. Tutu jest sceptyczny. Zgadza się, że odchodzenie od egoistycznej mantry pomaga, lecz podkreśla, że czasami ból fizyczny, a może i psychiczny, moralny, jest tak wielki, że koncentrujemy się tylko na nim.
Chrześcijaństwo uczy, przypomina arcybiskup cierpiący od dawna na raka prostaty, by brać cierpienie na siebie, jednoczyć się w bólu i męce z Chrystusem, bo dzięki temu świat staje się lepszy. Pięknie, ale nie trzeba być osobą religijną, by powiedzieć: „Och, jaki ze mnie szczęściarz, bo są lekarze, którzy mnie leczą, wykwalifikowane pielęgniarki, które o mnie dbają, bo jestem w szpitalu, nie jestem w tym sam”.
2. Pokora: starać się zachować skromność
Gdy podczas spotkania dalajlamy z prezydentem Bushem juniorem podano ciastka, Tybetańczyk zapytał Amerykanina, które by polecił, a ten od razu wskazał palcem. To ujęło dalajlamę, bo prezydent zachował się jak normalny człowiek. Obaj umieli skrócić dystans. Inna anegdota dotyczy fotografii młodziutkiej księżniczki Elżbiety, przyszłej królowej brytyjskiej, którą młody dalajlama ujrzał w amerykańskim tygodniku. Wiatr uniósł jej spódnicę, o tak – dalajlama podciągnął swój mnisi habit – a ona i jej mąż udawali, że nic się nie stało. Uznałem to za przezabawne – komentował Jego Świątobliwość – czasem podczas formalnych uroczystości normalni ludzie zachowują się, jakby byli wyjątkowi.
Abp Tutu ma dwa ulubione dowcipy o pokorze. Pierwszy to pytanie kandydata na księdza do pewnego biskupa: „Szukam książek o pokorze, czy może mi ekscelencja coś polecić? – Ależ oczywiście, jestem autorem jednej z najlepszych pozycji na ten temat”. Drugi dotyczy trzech biskupów bijących się w pierś pod ołtarzem na znak pokory. Recytują, że są prochem. Dołącza do nich skromny sługa kościelny: – Ja też jestem niczym. Wtedy jeden z biskupów rzuca w jego stronę: – Patrzcie tylko, kto tu uważa, że jest nikim.
Dalajlama przytoczył na to tybetańską modlitwę buddyjskiego mistrza duchowego: „Ilekroć spotykam innego człowieka, obym nie poczuł się lepszy od niego”. Sam nie uważa się za lepszego od innych. Gdy przemawia, zachowuje się tak, jakby był jednym ze słuchaczy i pragnie, by uważali go za takiego samego człowieka jak oni.
Jeden z europejskich przyjaciół dalajlamy tak podsumował jego podejście do życia: „Bawi go wszystko, cieszy się wszystkim, ale niczego nie bierze zbytnio do siebie, nic go nie obraża ani nie niepokoi”. Jakby na dowód, buddyjski przywódca pociągnął za bródkę technika dźwięku rejestrującego rozmowę w Dharamsali. Wszyscy się roześmiali, a on dodał: „Dziś ty jesteś dźwiękowcem, a ja dalajlamą, ale następnym razem może być na odwrót”. Idea reinkarnacji przypomina, jak ulotne są role, które pełnimy.
3. Humor: śmiech i żarty są zdecydowanie lepsze
Abrams zaznacza, że pracował z wieloma przywódcami religijnymi i jest przeświadczony, że śmiech i poczucie humoru to dowody duchowego rozwoju, jeśli nie dojrzałości. Igiełki przekłuwające balony pozerstwa. Dalajlama i arcybiskup przez cały tydzień w Dharamsali nieustannie „śmiali się, chichotali, ryczeli i pękali ze śmiechu”, ale momenty radości przeplatali chwilami zadumy i świętości. Bo śmiech i żarty są lepsze niż przesadna powaga. Dalajlama usłyszał od uczonych japońskich, że szczera, serdeczna wesołość doskonale wpływa na ogólny stan zdrowia. Mało tego, szczery śmiech burzy społeczne mury.
Abp Tutu zaobserwował, że śmiech bywał katalizatorem pozytywnej energii uczestników smutnych wydarzeń, takich jak pogrzeby ofiar policyjnej przemocy w RPA w czasach segregacji rasowej. Jego jedyną bronią jako duchownego i duszpasterza w sytuacjach napiętych, grożących wybuchem agresji, był humor, zwłaszcza żarty z samego siebie. Na jednym z takich pogrzebów rozładował napięcie opowiastką o stworzeniu człowieka. Bóg ulepił go z gliny i włożył do pieca do wypalania cegieł. Włożył pierwszą partię, ale o niej zapomniał, więc się przypaliła: „Tak podobno powstała czarna rasa”. Włożył kolejną, ale tym razem wyjął ją za wcześnie: „Tak powstała biała rasa”.
A co ekscelencja mówi ludziom, którzy uważają, że są pozbawieni poczucia humoru? Hm, prawdopodobnie myślą, że z powagą im bardziej do twarzy i że budzi ona większy szacunek, odparł Tutu i dodał: „Ale to umiejętność budzenia wesołości otwiera ludzkie serca. Jeśli człowiek umie śmiać się z samego siebie, to nie jest zarozumiały”.
4. Akceptacja: pierwszy krok w stronę zmiany
Dalajlama lubi cytować słowa Śantidewy, buddyjskiego mnicha filozofa z Indii: „Czemu martwić się czymś, co można naprawić? Czemu zamartwiać się czymś, czego naprawić się nie da?”. Lubi je cytować, bo są bliskie jego filozofii życiowej, dzięki której pogodził się z losem uchodźcy. Abp Tutu powtarza zaś, że choć zostaliśmy stworzeni do cieszenia się życiem, nie znaczy to, iż zawsze nam będzie lekko, bezboleśnie i przyjemnie. Ulubioną lekturą duchową arcybiskupa są pisma średniowiecznej pustelniczki i mistyczki Julianny z Norwich. Jej „Objawienia Bożej miłości” są prawdopodobnie pierwszą książką w języku angielskim napisaną przez kobietę. W słynnym fragmencie czytamy, że „choć ludzie cierpią straszne zło, a my nie potrafimy znaleźć pokoju w błogosławionej kontemplacji Boga, to jednak ostatecznie wszystko będzie dobrze (all shall be well)”.
Mówiąc współczesnym językiem, postawa akceptacji pomaga odnaleźć radość niezależnie od tego, czy jesteśmy wierzący czy nie. Dalajlama uważa, iż nasza podróż przez życie jest łatwiejsza, gdy pogodzimy się z autonomią rzeczywistości: życie jest, jakie jest, niekoniecznie takie, jak byśmy oczekiwali. Ale taka akceptacja nie oznacza biernego znoszenia losu. Nie wolno nienawidzić tych, którzy krzywdzą, ale trzeba robić wszystko, co w naszej mocy, aby zło powstrzymywać.
5. Przebaczenie: uwolnić się od przeszłości
Abp Tutu w Komisji Prawdy i Pojednania był świadkiem rozdzierających serce scen przebaczenia białym i czarnym oprawcom przez ich ofiary. Dalajlama podczas fali protestów, jakie przeszły przez Tybet w 2008 r., starał się wziąć na siebie gniew i strach chińskich ekstremistów, a w zamian ofiarować im dar przebaczenia i miłości. Obaj duchowni podkreślają, że przebaczenie nie oznacza zapomnienia. Gdy dalajlama stara się nie ulec nienawiści do Chińczyków, nie oznacza to, że milczy na temat okupacji Tybetu, gdzie wielu jego współrodaków cierpi prześladowania. Bo wybaczenie nie oznacza akceptacji i aprobaty krzywd.
Przebaczenie – wtóruje mu arcybiskup – to droga do samouzdrowienia i uwolnienia się od przeszłości. Nie jest oznaką słabości, a mściwość nie jest dowodem siły. Na odwrót – to wybaczenie jest znakiem siły. Zasada oko za oko czyni świat ślepym. Psychologowie i antropolodzy potwierdzają, że człowiek wykształcił w sobie dwa odruchy: mściwości i wybaczenia. W prawie wszystkich stworzonych przez ludzi kulturach występuje jakaś forma krwawej zemsty, ale zarazem istnieją w nich formuły wybaczania i pojednania.
Desmond Tutu nie umiał wybaczyć własnemu ojcu alkoholikowi tego, jak traktował żonę, matkę przyszłego arcybiskupa. Ale trudno mu też wybaczyć samemu sobie, że nie znalazł czasu dla ojca, który chciał mu coś powiedzieć, a nazajutrz umarł. Już nigdy się nie dowie, czy ojciec chciał może zrobić pierwszy krok ku pojednaniu. Dalajlama pocieszył Tutu: „Arcybiskup mówi, że ojciec, gdy nie pił, był wspaniałym człowiekiem; uważam zatem, że kiedy pił, przestawał być prawdziwym sobą”.
6. Wdzięczność: mam szczęście, że żyję
Dalajlama codziennie po przebudzeniu mówi do siebie: „Mam szczęście, że żyję. Jestem człowiekiem, moje życie jest bezcenne i nie zamierzam go zmarnować”. Obaj z Tutu nie uważają, by przyjemności zmysłowe były najważniejsze w życiu, ale dalajlama nie odmówi tybetańskiego deseru ryżowego, a arcybiskup lodów malaga. Dziękczynienie za życie pomaga się nim rozkoszować. Okazywanie wdzięczności to przekaz obu religii, buddyzmu i chrześcijaństwa. Wdzięczność czyni nas szczęśliwymi. Każda chwila przy takiej postawie okazuje się darem zawierającym w sobie mnóstwo możliwości.
Poczucie wdzięczności wzmacnia poczucie szczęścia, łagodzi stres wywołany negatywnymi emocjami. A kiedy umiemy dostrzec, ile nam w życiu dano, jesteśmy gotowi do współczucia i hojności.
7. Współczucie: tacy pragniemy być
Wszystkie religie świata niosą przesłanie miłości, choć ich wyznawcy nierzadko się do niego nie stosują. A nawet krzywdzą i zabijają z Bogiem na ustach. Wszystkie pragną szerzyć miłość i empatię do ludzi i innych istot obdarzonych zmysłami. Wszystkie starają się nam ulżyć w bólu i cierpieniu. Dalajlama rozmyślał nad tym, jak można pielęgnować w sobie ziarno współczucia, choć ma się na głowie tyle spraw do załatwienia. Człowiek jest istotą społeczną, a skoro tak, to nawet przetrwanie elit zależy od całej wspólnoty: jeśli pragniemy szczęścia, musimy rozwijać troskę o innych. Po dyktatorach, takich jak Hitler czy Stalin, nie oczekujemy empatii i nikt też po nich nie zapłacze, prócz garstki fanatycznych wielbicieli.
Wprawdzie szczególną radość i poczucie szczęścia daje nam skupianie się na innych, nie powinniśmy wstydzić się chwil współczucia względem samych siebie. My też mamy prawo czuć się zdołowani i obowiązek troszczenia się o siebie.
8. Szczodrość: wypełnia nas radość
Abp Tutu podsumował „Księgę radości” tak: To książka o tym, że dając, dostajemy. I zażartował, że chyba Bóg nie zna się na matematyce, bo przecież dając, sobie ujmujemy. Tymczasem każda wielka religia zaleca szczodrość i dobroczynność – na znak, że potrzebujemy siebie nawzajem, aby zaspokajać swe potrzeby i pragnienia. Tak naprawdę dalajlama i arcybiskup, mówiąc o szczodrości, mają na myśli wielkoduszność. Szczodrość ducha – najwyższy stopień duchowego rozwoju.
Po zakończeniu pięciodniowego dialogu w Dharamsali świętowano 80-lecie dalajlamy. Był tort na 2 tys. osób, głównie dla tybetańskich dzieci z ośrodka edukacyjnego. Na ścianach ośrodka wywiesiły swe rysunki i wypracowania na temat radości. Na jednym z obrazków znalazły się słowa Saint-Exupery’ego, autora „Małego księcia”: „Prawdziwe szczęście bierze się z radości po dobrze spełnionym obowiązku, z rozkoszy stworzenia czegoś nowego”.