Władimir Putin jest jedynym gwarantem spokoju. I dlatego należy mu się kolejna kadencja prezydencka – w tym propagandowym twierdzeniu może być sporo prawdy, co pokazała największa afera kończącej się kampanii.
To była typowo rosyjska kampania. Kandydaci na prezydenta, bez najmniejszych szans na wygraną, kłócili się ze sobą, mieszali z błotem i oblewali wodą. Ale rosyjska telewizja emitowała ich debaty rano, względnie późnym wieczorem, dając do zrozumienia, że na feralną siódemkę szkoda prime time. Poważne argumenty i merytoryczna krytyka stanu państwa ginęły w ogólnym zgiełku. Wszystko to przypominało elektoratowi znienawidzone lata 90. Putin, który starym zwyczajem nie brał udziału w debatach, jawił się na ich tle jako symbol rozwagi i stabilności.
Polityka
11.2018
(3152) z dnia 13.03.2018;
Świat;
s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "Rybka zwana Nastią"