Europa uśmiecha się do Trumpa
Europa nie ma wspólnej polityki wobec USA. Macron próbuje mieć cząstkową
Prezydent Francji Emmanuel Macron przybywa do Waszyngtonu, gdzie Donald Trump przyjmie go z wielką pompą. Za chwilę w ślady Macrona pójdzie pani kanclerz Merkel. Czy to nie dziwne?
Tyle narzekaliśmy, że Trump źle życzy naszej Europie, że nie ma nic przeciw temu, by się rozpadła. Narzekaliśmy i narzekamy, że Trump abdykował z roli przywódcy Zachodu, że sprzyja tendencjom izolacjonistycznym, że hasło „America first” pojmuje egoistycznie, gotów wywoływać awantury w i tak niebezpiecznym już świecie. Widzimy w Europie, jaki jest miałki w porównaniu z poprzednikami, zgodzilibyśmy się łatwo z jego krytykami w samej Ameryce, takimi jak James Comey, były szef FBI, który mówi o „pustce wnętrza” Trumpa i odmawia mu zarówno kwalifikacji intelektualnych, jak i moralnych do pełnienia tak odpowiedzialnego urzędu.
Czytaj także: Co prezydent Macron proponuje Unii Europejskiej?
Co Europa powinna robić w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi
No ale co przywódcy europejscy mogą zrobić? Siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż może Republikanie w wyborach uzupełniających dostaną tak w kość, że się Trumpa pozbędą? Albo liczyć, że prokurator specjalny Robert Mueller, powołany do zbadania podejrzanych kontaktów otoczenia Trumpa z Moskwą i dziwnej roli Rosji w amerykańskich wyborach, położy papiery na stół i ktoś w Ameryce zainicjuje impeachment? To wszystko gruszki na wierzbie, a polityka dzieje się dziś, żadnej przerwy w teatrze nie można ogłosić, świat bynajmniej bezpieczniejszy się nie staje. Nie ma w Ameryce innego prezydenta, a nurt niezadowolenia, który wyniósł Trumpa do władzy, wcale nie znika. Pętla wokół Trumpa może się i zaciska, ale – po trosze tak jak z PiS-em w Polsce – jego prawdziwy elektorat gotów go bronić, wierząc, że to jakieś deep State, głęboko siedzące rządzące koła w Waszyngtonie chcą wykopać prawdziwego obrońcę ludu.
Więc Europa siedzieć z założonymi rękami nie może i musi – tak jak Macron – próbować Trumpa oswajać, obłaskawiać, załatwić, co się da. A co się da? Może namówić, by jednak nie wycofywał 2 tysięcy żołnierzy amerykańskich, głównie sił specjalnych, z Syrii. Może przekonać, że nie ma na razie lepszego rozwiązania niż porozumienie z 5 + 1 – z Iranem, zamrażające program nuklearny. Może ostrzec przed łatwowiernością wobec Putina, którego zapewne Europa zna lepiej niż Ameryka. Może liczyć na złagodzenie gróźb wojny celnej z Chinami i z kim popadnie.
Macron, Merkel, May – kto partnerem dla Trumpa
Krótko mówiąc, ta biedna Europa może liczyć tylko na jakieś cele cząstkowe, nie na wspólną, zgodną politykę Zachodu. I ciekawe, do tej cząstkowej poprawy nadaje się dziś tylko Macron, bo z panią Merkel Trump ma stosunki niesympatyczne, nie ma tam żadnej chemii, tylko narzekania na niemiecką, niesprawiedliwą nadwyżkę w wymianie handlowej. A znów pani May, która sama nie wie, jak poprowadzić brexit, tym mniej się liczy.
W świecie marzeń Europa – ciągle potęga ekonomiczna, intelektualna i nawet militarna, gdyby zjednoczyła siły – w tej zabagnionej Trumpowej sytuacji przejściowej – przejęłaby przywództwo Zachodu. Ale nawet gdyby doszło do eksplozji działań w Donbasie – czy Europejczycy zebraliby się razem do jakiejś reakcji?
Nie ma jedności wizji, nie ma wspólnej strategii, nie ma jednolitej oceny zagrożeń. I choć to mrzonki, gadać się o tym powinno: o europejskiej autonomii strategicznej, o rzeczywistym wzroście europejskiego „potencjału gotowości”. Dziś, przy ofensywie europejskiej wobec Ameryki, chciałem sobie pomarzyć o zjednoczonej Europie.
Zobacz także: Jak rodziła się zjednoczona Europa