Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Superman też był dziennikarzem

Jak być dziennikarzem w Turcji? Najpierw naucz się pisać fake newsy

Jak być dziennikarzem w Turcji? Jak być dziennikarzem w Turcji? Pixabay
Wśród tureckich dziennikarzy coraz trudniej znaleźć superbohatera. Trudno nim być, gdy za pisanie prawdy można stracić pracę lub na długie lata trafić do więzienia.
Nevşin Mengütedxistanbul/Flickr CC by 2.0 Nevşin Mengü
Prof. Kerem AltiparmakEuropean Union, 2018/• Prof. Kerem Altiparmak
Od lewej: Mehveş Evin i Ceren SözeriEuropean Union, 2018/• Od lewej: Mehveş Evin i Ceren Sözeri

Słyszymy, że unia chce walczyć z fake news. Ale w Turcji to mainstreamowe media zajmują się ich produkcją – kilka dni temu w Brukseli na konferencji poświęconej sytuacji mediów w Turcji mówiła Nevşin Mengü, jedna z najbardziej znanych opozycyjnych dziennikarek w tym kraju, do niedawna gwiazda CNN Türk – Turcja stała się fabryką fake newsów.

Obecny na konferencji Piotr Zalewski z „Economista” cytował nagłówki z tureckich mediów, które jego zdaniem tworzą równoległy wszechświat, gdzie można uwierzyć, że w kolejnej dekadzie turecka gospodarka wzrośnie trzykrotnie; że Europa nienawidzi Erdoğana za mosty, stacje metra i lotniska wybudowane za jego kadencji, że Zachód chce podzielić Turcję; że żadni cywile nie zginęli w podczas tureckiej operacji w Afrin w Syrii, a ci, którzy twierdzą inaczej są zdrajcami i terrorystami.

Z tymi ostatnimi wiadomo, co się dzieje – pod takimi zarzutami trafiają do aresztu (nagminne jest, że pozbawieni są dostępu do adwokata), a następnie są skazywani na długie lata więzienia. Pokazowe procesy dziennikarzy mają odstraszać kolejnych. Ale to tylko jeden z elementów nacisku na dziennikarzy, inne są nie mniej subtelne i skuteczne.

Media pod kontrolą

Turecki rynek mediów niezależnych drastycznie się kurczy. 90 proc. mediów (tym największy dziennik Hürriyet, CNN Türk i agencja prasowa Doğan) i 100 proc. kanałów dystrybucyjnych w Turcji jest kontrolowanych przez rząd za pomocą powiązanych z nim firm. Turecka Rada Radiofonii i Telewizji dostała niedawno potężny instrument możliwości blokowania wszelkich mediów i kanałów online (w tym np. Netflixa, mediów społecznościowych). Władza nałożyła kaganiec na media nie tylko zamykając niepokorne redakcje, ale używając innego prostego narzędzia – dystrybucji reklam wyłącznie do pokornych tytułów. – Prywatni przedsiębiorcy również boją się być kojarzonymi z mediami opozycyjnymi – mówi dr Ceren Sözeri z wydziału medialnego z Uniwersytetu Galatasaraj.

Sami dziennikarze przyznają, że praca dla medium głównego nurtu to jak stąpanie po cienkim lodzie. Niby chcesz być niezależna i robić swoje, ale masz szefa, który nie chce zawieść rządu – uważa Mengü.

„Wszedł, wyszedł, w sumie 23 minuty” – tak w maju zeszłego roku, Mengü skomentowała krótkie spotkanie Erdoğana z Trumpem. Za ten komentarz została zawieszona w prowadzeniu wieczornego programu w CNN Türk. Oliwy do ognia dolała kilka tygodni później, po tym jak na Twittrze Erdoğan „powstrzymujące się” od zostania matkami kobiety oskarżył o „odrzucanie kobiecości”. Wtedy (też na Twitterze) odparowała: „Nie chcę być matką. Czy muszę nią zostać? To nie pana, ani niczyja sprawa”. W końcu jesienią zeszłego roku sama zrezygnowała z pracy w CNN Türk, dziś pracuje dla tureckiego oddziału Deutsche Welle. – Nadajemy od niedawna, chyba jeszcze nie zorientowali się, że możemy być groźni – śmieje się w rozmowie z POLITYKĄ.

To pusty śmiech, bo sytuacja tureckich dziennikarzów naprawdę nie jest wesoła. Mengü w pewnym sensie jest wyjątkowa, bo w odróżnieniu do jej koleżanek i kolegów, nadal może robić swoje za godziwą pensję. Inni mają mniej szczęścia. Średnia pensja tureckiego dziennikarza wynosi 400 euro, wielu z nich po zamknięciu prawie 200 redakcji (w tym wszystkie media kurdyjskie), co stało się po nieudanym puczu przed dwoma laty, próbuje przetrwać jako wolni strzelcy (głównie w internecie), zarabiając grubo poniżej średniej lub wcale. W ciągu ostatnich dwóch lat pracę straciło trzy tysiące dziennikarzy. – Jak możemy oczekiwać, że będą stać na straży wolności słowa, kiedy tak marnie zarabiają. Superman był dziennikarzem, ale jego warunki socjalne były zdecydowanie lepsze – Mustafa Kuleli, dziennikarz jednego z niezależnych portali i szef tureckiej Unii Dziennikarzy – Dziennikarstwo nie jest hobby, jest zawodem.

Tyle że ta granica w Turcji coraz bardziej się zaciera. – Dziennikarze przechodzą na utrzymanie rodziny, zmieniają pracę, zostając na przykład barmanami – mówi POLITYCE Mehveş Evin, dziennikarka z ponad 20-letnim stażem, która w 2015 roku odeszła z mainstreamowego pisma „Milliet” i nawiązała współpracę z niezależnymi portalami (diken.com.tr, artigercek.com, journo.com.tr, gazete.taz). Jej zdaniem cenzura i brak wolności słowa nie pojawiły się po nieudanym puczu, ale wcześniej, wraz z dojściem do władzy AKP. Prócz kiepskich zarobków, są narażeni na zarzuty karne, zakaz podróży, przeszukania domu i areszt.

Źle opłacani dziennikarze, odcięci od oficjalnych kanałów informacyjnych (odbierane są im akredytacje) wytwarzają coraz gorszej jakości treści, które następnie nie mogą znaleźć nabywców – to wszystko powoduje nakręcanie błędnego koła, w którym niezależne, ale coraz gorszej jakości media są coraz mniej chętnie czytane i kupowane przez odbiorców.

Groźny jak Kot w butach

Często słyszę „ to tylko epizod, to minie”, „Turcja ma tradycje demokratyczne”. Otóż nie minie – mówi Mengü i wylicza powody, dla których tak się nie stanie: wysokie bezrobocie młodych, nawet po studiach nie mają żadnych perspektyw, co więcej wyrosło już całe pokolenie ludzi, którzy nie pamiętają innej Turcji niż ta rządzona przez Erdoğana, obraz tego świata wspierany jest przez rządową propagandę i usłużne im media. Turcja nie ma też już instytucji zabezpieczających prawa człowieka. – Kiedy Erdoğan zdenerwuje się na jakiegoś dziennikarza, publicznie wymienia jego nazwisko, a ten już następnego dnia siedzi w areszcie – dodaje.

Ona sama ma wszystko, czego władza nie lubi – jest bezczelna i pewna siebie. Krytyczna wobec obecnej władzy, ale również znienawidzonych przez nią zwolenników Gülena, którzy jej zdaniem pomogli Erdoğanowi w zabiciu demokracji: – Niech teraz nie krzyczą i nie narzekają – mówi zdecydowanie.

Ona sama wielokrotnie miała pod górkę z władzą. Postępowanie przeciwko niej wszczęto, ponieważ na antenie użyła porównania do Kota w butach, który mógłby przenieść Turcję w przyszłość. Władze odebrały to jako nawiązanie… do żołnierzy i nawoływanie do zamachu stanu. Sprawa rozeszła się po kościach, ale jak mówi, na co dzień czuje zagrożenie. – Tak naprawdę wszyscy nauczyliśmy się włączać tryb autocenzury – mówi. Wtórują jej inni dziennikarze, którzy przyznają, że nawet krytykując władze, nie zawsze piszą wprost, starają się unikać niektórych sformułowań, za które mogliby być pociągnięci do odpowiedzialności.

Czytaj także: Nigdzie nie ma tak wielu uwięzionych dziennikarzy jak w Turcji

Profesorowie rzucają marynarki

Na celowniku władzy są nie tylko dziennikarze, ale również naukowcy, nauczyciele, przedstawiciele intelektualnej elity. Z uniwersytetów wyrzucono ok. 5 tys. osób, z sądów ponad tysiąc sędziów, Prof. Kerem Altiparmak, wykładowca prawa na Wydziale Nauk Politycznych Uniwersytecie w Ankarze opowiedział POLITYCE, jak w październiku 2016 roku (trzy miesiące po nieudanym puczu) władze uniwersytetu wszczęły przeciwko niemu postępowanie w związku z prowadzonymi przeze niego otwartymi zajęciami na temat stanu wyjątkowego: Stało się to pod absurdalnym zarzutem, że na zajęcia zaprosiłem trzech profesorów bez uprzedniej zgody władz uczelni – mówi prof. Altiparmak.

Kolejne postępowanie wszczęto przeciwko profesorowi i innym jego kolegom, gdy w proteście przeciwko wyrzuceniu z pracy wielu ich kolegów, symbolicznie rzucili na ziemię marynarki.

Rok później, kiedy protestowaliśmy przeciwko wyrzuceniu z pracy wielu naszych kolegów, sygnatariuszy pokojowej petycji symbolicznie rzucając marynarki na ziemię, wszczęto przeciwko nam kolejne postępowanie. Z wydziału, na którym pracuje w związku z obowiązującym prawem o stanie wyjątkowym zwolniono 30 pracowników naukowych oraz wszczęto przeciwko nim postępowanie karne. Powód? Podpisali petycję pokojową, wzywającą władze do postępowania zgodnie z międzynarodowymi standardami i stwierdzającą zbrodnie przeciwko Kurdom. – Od ponad dwóch lat nie odbyła się żadna dyskusja na obowiązującego temat stanu wyjątkowego.

To najstarszy wydział (założono go w 1859 roku), ale z tradycjami nieco na bakier. W tym roku zakazano tegorocznej imprezy inicjującej letnią sesję egzaminacyjną, po tym jak dwa lata temu jeden ze studentów odgrywających rolę imama skrytykował rząd i władze uniwersytetu, a koledzy przypieczętowali to gromkim „amen”. Przeciwko studentowi wszczęto postępowanie o obrazę islamu, mimo że treść jego przemówienia to dzieło zbiorowe. – Uniwersytet nie jest już miejscem wolności i swobody – twierdzi prof. Altiparmak.

Turcja przed wyborem

24 czerwca w Turcji odbędą się przyspieszone wybory parlamentarne i prezydenckie. Presja na dziennikarzy będzie jeszcze większa, o czym mówią właściwie wszyscy, z którymi rozmawiała POLITYKA. Mimo że języczkiem uwagi są wybory prezydenckie, ważniejsze będą jednak parlamentarne, ponieważ jeśli zjednoczona opozycja zdobędzie co najmniej 300 mandatów, będzie mogła zmienić konstytucję bez zgody prezydenta. Erdoğan ma jednak własny plan – dzięki wyborom chce umocnić swoją władzę – nie tylko w parlamencie, ale również jako prezydent (po wyborach mają wejść w życie zapisy dające mu więcej kompetencji). Walka będzie więc ostra.

Nie zanosi się, by władze zniosły stan wyjątkowy czy zmieniły podejście do dziennikarzy. Nie pomaga w tym nawet nacisk społeczności międzynarodowej, w tym Unii Europejskiej od dawna domagającej się uwolnienia przetrzymywanych w więzieniach dziennikarzy. – Krytyka ze strony UE tylko pomaga mu umacniać szańce i odgrywać rolę islamskiego Che Guevary, walczącego ze wściekłym zachodem. Tak naprawdę zależy mu tylko na jednym – na centralizacji władzy. Europa nie może stracić Turcji na rzecz Rosji – mówi Mengü.

Kiedy ktoś na sali oburza się na porównanie do Che Guevary, Mengü nie wytrzymuje: najpierw po kolei wylicza, jakie prawa obywatelskie są łamane na Kubie, a potem dodaje: Skoro rozmawiamy tu o wolności słowa, mogę mówić, co chcę.

Racja, tyle że nie jesteśmy w Ankarze.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama