Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Triki Bawarczyka

Niemcy: nowe oblicze ministra Seehofera

Horst Seehofer Horst Seehofer Adam Berry / Getty Images
Horst Seehofer, szef MSW w nowym rządzie Niemiec, ma plan, aby ukraść populizm populistom – i tak ich uciszyć. Ale rośnie obawa, że ich zastąpi.
Merkel oddała Seehoferowi stanowisko ministra spraw wewnętrznych, do których kazał dopisać sobie jeszcze „budownictwa i Heimatu” dla podkreślenia, że chce rządzić „bliżej Niemców”.EAST NEWS Merkel oddała Seehoferowi stanowisko ministra spraw wewnętrznych, do których kazał dopisać sobie jeszcze „budownictwa i Heimatu” dla podkreślenia, że chce rządzić „bliżej Niemców”.

Artykuł w wersji audio

Przez fakt, że populizm nie jest ideologią, łatwo przechodzi z partii na partię. Tradycyjne ugrupowania prawicy i lewicy zarażają się przez zakażenie od populistów. Wyjątkowo podatne są, gdy przeżywają kryzys popularności. Wówczas zawsze znajdzie się polityk albo cała frakcja, która próbuje kopiować metody albo hasła populistyczne, doprowadzając do podziału wewnątrz swojego ugrupowania. Chorują na to republikanie w USA, torysi i laburzyści w Anglii, prawica we Francji, Partia Demokratyczna we Włoszech i wiele innych.

Zachorowali też chadecy z CDU/CSU w tak ważnych dla nas i dla całej Europy Niemczech. Ich relatywnie słaby wynik w ostatnich wyborach i rewelacyjny rezultat populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD) doprowadziły do podziału w obozie tych pierwszych. AfD wypadła najlepiej w Bawarii, nie licząc byłej NRD. I zagroziła bezwarunkowej dotąd dominacji CSU w tym landzie. Żeby ocalić pozycję lidera partii, po 10 latach zrezygnować ze stanowiska musiał premier Bawarii Horst Seehofer.

W październiku Bawarię czekają wybory samorządowe, na które CSU patrzy dziś z przerażeniem. Populiści z AfD są obecnie największym opozycyjnym ugrupowaniem w Bundestagu i naturalną koleją rzeczy to oni będą zbierać punkty po każdej porażce rządu, zawinionej czy nie. Czasy zrobiły się wyjątkowo niespokojne.

Na okładce „Der Spiegla”, największego politycznego tygodnika w Niemczech, pojawił się ostatnio Donald Trump ziejący z góry ogniem piekielnym na przerażoną Angelę Merkel stykającą się plecami z Emmanuelem Macronem, który uśmiechnięty mruga do nas okiem. W ręku trzyma już gaśnicę, na której przylepiona jest niebieska flaga Unii Europejskiej i napis „Kocham Europę!”.

Rzeczywiście Niemcy i Francja są od dawna zjednoczeni, tyle że stoją dziś plecami do siebie. Już wiadomo, że nie będzie reformy strefy euro, niezbędnej dla gospodarczego i geopolitycznego powodzenia Unii. Zniknęła pierwotna gotowość Merkel przystąpienia do tego wielkiego projektu Macrona. Zamiast Europy dwóch prędkości będzie Europa drugiej prędkości. Dla Polski to przynajmniej taka pociecha, że nasz region rządzony przez populistów w przepaść zsuwać się będzie z całą Europą.

Merkel za Niemcami

Merkel znalazła się w nowej sytuacji. Nie jest już w stanie ciągnąć Niemców za sobą. Pozostało jej podążanie za nimi w nadziei na lepszy moment. Niemcy zaś nie chcą żadnej reformy Unii w obawie, że będą musieli „spłacać długi darmozjadów” z państw biedniejszych. Wolą nie wiedzieć, że częściową winę za niepowodzenie gospodarcze Południa ponoszą oni sami.

Zgodzili się na pochowanie marki i wprowadzenie – znacznie tańszego dzięki wspólnocie z biedniejszymi państwami – euro, przez co mogą zarabiać na eksporcie krocie. Niemieccy wyborcy zamykają oczy i rozpływają się w nadziei, że ten błogi stan będzie trwał dalej, choć dalej trwać nie może, o czym wiemy choćby od samego Trumpa, który właśnie za nadwyżkę handlową Niemiec chce ukarać je nałożeniem ceł.

Byłoby inaczej, gdyby zadziałała dotąd niezawodna broń Merkel, czyli wciąganie najniebezpieczniejszych dla niej polityków do rządu, co natychmiast ich pacyfikowało. Tym razem broń nie zadziałała i w ten sposób wracamy do naszego bohatera Horsta Seehofera.

Merkel oddała mu stanowisko ministra spraw wewnętrznych, do których Seehofer kazał dopisać sobie jeszcze „budownictwa i Heimatu” dla podkreślenia, że chce rządzić „bliżej Niemców”. A następnie pierwszego dnia po zaprzysiężeniu rządu wypalił w wywiadzie dla „Bilda”: „Islam nie należy do Niemiec”. I się zaczęło. Wszyscy niemieccy politycy musieli zaprzeczać, przepraszać, tłumaczyć się za niesubordynowanego Seehofera. Wszyscy poza AfD. Ta nie miała nic do dodania. I na tym właśnie polega pomysł lidera bawarskiej partii.

Co to właściwie znaczy, że islam nie należy do Niemiec? Samo w sobie nie ma sensu ani nie służy rozwiązaniu jakiegokolwiek problemu. Religie nie należą do państw. Niemcy są państwem świeckim. Katolicyzm, którego wyznawcą jest Seehofer, też nie należy. Może chodzi o to, że muzułmanie nie należą do Niemiec? Są obywatelami, więc należą. A więc wypowiedź Seehofera jest po prostu głupia? Wręcz przeciwnie, genialnie populistyczna.

Jest sposobem na zantagonizowanie jednych i przyciągnięcie drugich. Chodziło oczywiście o usatysfakcjonowanie antyimigranckiego wyborcy AfD i postawienie barykady wewnątrz rządu. Zarazem tak, żeby nie uderzyć wprost w szefową, ale zrealizować politykę przeciwną do jej. Nie mogło się nie udać. Merkel i prawie cała klasa polityczna musiała się za Seehofera tłumaczyć. AfD nie mogła Seehofera potępić.

Druga młodość Seehofera

Od tej pory trwa festiwal podobnych posunięć lidera CSU, który dzięki temu absorbuje najwięcej uwagi niemieckich mediów. Komentuje wszystko i komentuje tak, żeby AfD nie miała co powiedzieć. W marcu, gdy Merkel przygotowywała się do swojego pierwszego spotkania z Trumpem, Seehofer poleciał do Moskwy ściskać się z Władimirem Putinem. Jest przeciwnikiem jakichkolwiek sankcji przeciwko Rosji. We wspomnianym już numerze „Spiegla” jest rozmowa z szefem CSU, symptomatycznie zatytułowana „Jestem za większą surowością”. Ale, jak widać, nie dla wszystkich.

W ten sposób 69-letni jowialny Seehofer przeżywa dziś drugą młodość i w tym nowym wcieleniu przypomina bardziej wschodnioeuropejskiego populistę niż niemieckiego konserwatystę. Nie bez powodu zdążył ciepło wyrazić się o Polsce i skrytykować Brukselę, że swoimi działaniami naruszyła godność Polaków. Pogratulował też Viktorowi Orbánowi po zwycięstwie w ostatnich wyborach, a CSU ogłosiła na Twitterze, że sukces Orbána to zwycięstwo „obywatelskiego konserwatyzmu”. Toczka w toczkę te same teksty, które usłyszeć można o Orbánie od Jarosława Kaczyńskiego.

Wygląda to tak, jakby Niemcy, które od dawna nie umieją odpowiedzieć sobie na pytanie, jaką pozycję chcą zająć w Europie i na świecie, postanowiły, że zamiast przewodzić Unii, będą się teraz zajmować spajaniem jej wschodniej i zachodniej części. Pilnując, żeby jedna nie uciekła drugiej i żeby móc zarobić na obu.

Polityczny prym wiedzie tu Bawaria, najbardziej populistyczny land w Niemczech, ale i najbogatszy. W czasach koniunktury gospodarczej populistom o głosy wyborców łatwiej walczyć sprawami światopoglądowymi. I to na krytyce programu przyjmowania uchodźców największy kapitał polityczny chce zbijać Seehofer. To w tej sprawie ogłasza „większą surowość”. Przecież nie w sprawie Putina, który podtrzymuje reżim Asada, czyli głównego sprawcy ucieczki uchodźców do Europy. Seehofer chwali Merkel tylko za jedno: że nie przyłączyła się do USA, Francji i Wielkiej Brytanii w odpowiedzi zbrojnej na ostatni atak chemiczny Asada.

Bawarczyk korzysta na ogólnoeuropejskim trendzie przechodzenia od sporów ekonomicznych do kulturowych, co pociąga za sobą zastępowanie podziału lewica kontra prawica przez nowy podział: prawica kontra skrajna prawica. Tak właśnie wyglądały wyniki wyborów na Węgrzech, gdzie zwyciężył Fidesz, wyprzedzając Jobbik. Podobnie jest w Czechach, Austrii, Holandii i tak zaczyna być we Włoszech, gdzie Ruch Pięciu Gwiazd przesuwa się na pozycje prawicowe, i we Francji, gdzie Macron powoli zajmuje miejsce umiarkowanej prawicy, mając za głównego przeciwnika skrajną prawicę Marine Le Pen. No i tak jest u nas, gdzie prawicowa PO rywalizuje z populistyczną Zjednoczoną Prawicą.

Do podziału prawica kontra skrajna prawica w Niemczech najbliżej jest właśnie w Bawarii. Ale zaraz tak się może stać wszędzie tam, gdzie przeżywających kryzys tożsamości socjaldemokratów z SPD przykrywa spór silnych osobowości Merkel i Seehofera. Odejście Martina Schulza oznaczało powrót SPD do konserwatywnej polityki gospodarczej, której zwolennikiem jest nowy minister finansów z tej partii Olaf Scholz. W ten sposób jedyną różnicę w rządzie robi dziś Seehofer.

Bawarczyk próbuje ukraść populistom z AfD populizm. To się udało niedawno Markowi Rutte w Holandii, dzięki czemu wygrał wybory z Geertem Wildersem. To się też udało Davidowi Cameronowi w Wielkiej Brytanii, który ogłaszając referendum na temat brexitu, próbował zatrzymać odpływ wyborców do populistycznej UKiP Nigela Farage’a. Torysi pozostali przy władzy, tylko że sprowadzili przy okazji katastrofę polityczną na Wielką Brytanię i Unię Europejską.

Skala rozczarowania

Pierwsze rezultaty wyborcze ministra Seehofera poznamy już w październiku. Ale polityczne znamy już dziś: Niemcy osłabią presję na Polskę, Węgry i pozostałe wschodnioeuropejskie państwa opanowane populizmem i łamiące solidarność europejską w sprawie uchodźców. Nie zgodzą się również na inną niż kosmetyczna reformę strefy euro, co oznacza zmarnowanie szansy, jaką mobilizując Francję, stworzył Macron. Skala rozczarowania jest wielka. Najważniejszy niemiecki publicysta ekonomiczny Wolfgang Munchau z „Financial Times” uważa, że najlepszy scenariusz w tej chwili to uderzenie kryzysu w eurozonę. Może to wreszcie otrzeźwi Niemcy.

Seehofer to bardzo zła wiadomość dla Niemiec, którym dynamiki, otwartości i odwagi potrzeba dziś nie mniej niż całej Europie. Poziomem tutejszej infrastruktury internetowej zażenowany byłby Ukrainiec. Niemcy zajmują w tej dziedzinie 42. miejsce na świecie (według „The Economist”). Niemieckie (nie)zdolności bojowe, a także chroniczny brak inwestycji w infrastrukturę publiczną sprawiają, że największa potęga Europy w niektórych ważnych dla rozwoju obszarach pozostaje 10 lat w tyle za Europą Wschodnią. W Polsce kartą zapłacić można na bazarze. W Niemczech nie można w większości restauracji. Dla państwa, które właśnie na Europie Wschodniej zbiło majątek, to jednak zawstydzająca sytuacja.

Tymczasem Niemcy, zamiast zainwestować gigantyczną gotówkę, którą zarabiają dzięki wspólnej walucie z resztą Unii, i pozwolić jej też się dorobić, ogłaszają „rewolucję konserwatywną”. To tytuł manifestu, który na łamach „Die Welt” ogłosił polityk CSU Alexander Dobrindt. Do złudzenia przypomina to antyliberalną kontrrewolucję Orbána i Kaczyńskiego ogłoszoną w Niedzicy. Nawet w tym Niemcy spóźnione są wobec Europy Wschodniej.

SŁAWOMIR SIERAKOWSKI Z BERLINA

Polityka 20.2018 (3160) z dnia 15.05.2018; Świat; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Triki Bawarczyka"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną