Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Cztery ważne pytania w sprawie szczytu Trumpa z Kimem

Paradoksalnie Kim wygląda na mniej chwiejnego, bo nadal chce negocjować i jechać do Singapuru. Paradoksalnie Kim wygląda na mniej chwiejnego, bo nadal chce negocjować i jechać do Singapuru. Pixabay
Szczyt został odwołany czy nie? Sprawie spotkania obu przywódców towarzyszy atmosfera niedomówień.

Przygotowaniom do prawdopodobnie najważniejszego spotkania roku – szczytu prezydenta USA Donalda Trumpa i przywódcy Korei Północnej Kim Dzong Una – towarzyszy atmosfera niedomówień. Spróbujmy rozeznać się w sytuacji.

1. Czy szczyt został odwołany?

Sukcesem Trumpa jest już to, że i on, i Kim wyrazili wolę bezpośrednich rozmów o przyszłości arsenału jądrowego Korei Północnej. Do wyznaczenia daty i miejsca – 12 czerwca w Singapurze – doprowadziły ich m.in. podobne cechy charakteru, zwłaszcza nieszablonowość i żelazna niekonsekwencja, pozwalająca zerwać z dotychczasową linią obu państw. Jeszcze kilka lat temu takie spotkanie było nie do pomyślenia.

Jednak w ostatnich dniach Trump oddala się od szablonu, wysyła sporo sprzecznych sygnałów. Zapowiedział odwołanie/przełożenie spotkania, by później wysłać ekipę mającą je przygotować. Na zdezorientowanych wyglądają nawet funkcjonariusze Białego Domu. Paradoksalnie Kim wypada na mniej chwiejnego, bo nadal chce negocjować i jechać do Singapuru.

2. Komu szczyt jest bardziej na rękę?

Utarł się pogląd, że Trump potrzebuje dużego sukcesu międzynarodowego. Obiecał też, że broń jądrową Kimowi odbierze. Sęk w tym, że to Trump jest pod presją. Jeśli negocjacje się załamią, Kim wróci do dobrze znanych mu okoliczności: głębokiej izolacji, sankcji międzynarodowych i poczucia bezpieczeństwa, które reżimowi dają posiadane rakiety i bomby.

Żeby szczyt i w ogóle całe zbliżenie się powiodło, Kim musi – wielokrotnie to powtarzał, to jego podstawowy warunek – dostać od Ameryki solidne gwarancje bezpieczeństwa i nietykalności. Inaczej niczego nie odda.

Jeśli zdecyduje się na rozbrojenie, będzie mógł rozważyć otwarcie kraju i gospodarki, na czym mu podobno zależy. Ludzie reżimu i zwykli poddani mogliby wreszcie odczuć wpływ rozwoju Dalekiego Wschodu. W perspektywie widać także zbliżenie z Koreą Południową, na początek w gospodarce, później może także w polityce. Taki wariant, prowadzący do wahnięcia sił w regionie, budzi duży niepokój regionalnych mocarstw, na czele z Chinami.

3. Co najbardziej niepokoi?

Chwiejność Trumpa jest kiepską wiadomością dla tych wszystkich, którzy uzależnieni są od wsparcia Ameryki, czyli także dla Polski. Trochę jak w starym powiedzeniu, że z takimi przyjaciółmi wrogowie nam niepotrzebni.

Gdy Trump zerwał szczyt – i nie zdążył zerwania odwołać – prezydent Korei Południowej Moon Jae-in ekspresowo umówił się na naradę z Kimem (dopiero czwartą na tym szczeblu od podziału Półwyspu Koreańskiego w 1953 r.). Moon to gorący zwolennik zbliżenia z Północą, z dystansem traktuje także sojusz z Ameryką, pewnie dlatego tak łatwo przyszło mu zaaranżować aż tak szybkie spotkanie. W każdym razie narada Moon – Kim wskazuje, że obie Koree starają się szukać własnej drogi i zbieżnych interesów.

To kolejny przykład ważnego kryzysu międzynarodowego, gdzie Ameryka, jak lubią mówić pracownicy centrów analitycznych, jest bardziej częścią problemu niż rozwiązania. Inny bieżący temat to porozumienie o programie zbrojeniowym Iranu, gdzie Europa stara się uratować wielostronne porozumienie, z którego Trump właśnie wycofał Amerykę.

Czytaj także: Najnowsze próby pojednania obu Korei niebezpiecznie przypominają poprzednie nieudane

4. Dlaczego to tak ważne?

Stawką, i nie ma w tym zbyt wiele patosu, jest pokój w Azji Północno-Wschodniej. Korea Północna w ostatnich latach weszła do klubu atomowego, twierdzi, że ma rakiety o dużym zasięgu zdolne do przenoszenia głowic jądrowych. Takiego stanu rzeczy nie akceptują Stany Zjednoczone. Uzbrojony po zęby Kim narusza równowagę na Dalekim Wschodzie, zagraża tamtejszym sojusznikom Ameryki. Jest też rażącym dowodem, że amerykańskie wysiłki zmierzające do zatrzymania tzw. proliferacji broni jądrowej nie przyniosły efektów.

Stąd pomysł, by Kima broni pozbawić. USA co najmniej dwukrotnie, jeszcze w czasach rządów ojca Kim Dzong Una, na serio rozważały ataki prewencyjne. Wykluczono je, gdyż pociągnęłyby zbyt wiele ofiar, także w sprzymierzonej z Ameryką Koreą Południowej i pewnie Japonii, gdzie stacjonuje kilkadziesiąt tysięcy amerykańskich żołnierzy i mieszka bardzo wielu amerykańskich obywateli.

Północnokoreańska propaganda wychowuje kolejne pokolenia w gotowości do obrony reżimu. Trzeba liczyć się z tym, że jedna z najliczniejszych armii świata chwyci za broń i braki w wyposażeniu – siły konwencjonalne przypominają raczej muzeum wojskowości – nadrobi walecznością. W grę nie wchodzą także chirurgiczne uderzenia na instalacje wojskowe. Dodatkowa trudność polega na tym, że są ukryte w górskich tunelach.

Wojna na Półwyspie Koreańskim nie pozostałaby bez wpływu na globalną gospodarkę, mogłaby doprowadzić do dużych migracji (np. z Korei Północnej do Chin), być może zjednoczenia Korei, gdyby wygrało ją Południe. Jeśli użyto by broni jądrowej, dochodzi jeszcze skażenie, które mogłoby się przemieścić np. nad Chiny. Z tych wszystkich powodów wojny nie życzą sobie także sąsiedzi Korei, a pozycja Kima jest tak mocna. A że Ameryka chce go broni jądrowej pozbawić, jedyną drogą wydają się negocjacje.

Czytaj także: Otoczenie Donalda Trumpa

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną