Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Władimir Niedźwiedzie Serce

Putin: awatar bardzo wielu Rosjan

Putin to jednoosobowa reprezentacja Rosji: w polityce, ale i w sporcie. Putin to jednoosobowa reprezentacja Rosji: w polityce, ale i w sporcie. Alexei Druzhinin/Sputnik / Forum
Mundial jest dla Kremla okazją, aby przeciwstawić rosyjską tężyznę zachodniej dekadencji i miękkości. Ale to iluzja, bo „prawdziwi Rosjanie” sport głównie oglądają.
Popularny mem z Władimirem Putinem krążący po sieci.Laski Diffusion/EAST NEWS Popularny mem z Władimirem Putinem krążący po sieci.
Zenit Arena w Petersburgu kosztowała prawie 800 mln dol., co stanowi ponadpięciokrotne przekroczenie początkowego budżetu i czyni ją jednym z najdroższych tego typu obiektów na świecie.Petr Kovalev/EPA/PAP Zenit Arena w Petersburgu kosztowała prawie 800 mln dol., co stanowi ponadpięciokrotne przekroczenie początkowego budżetu i czyni ją jednym z najdroższych tego typu obiektów na świecie.

Artykuł w wersji audio

Władimir Putin to żywy pomnik tężyzny fizycznej. Inne narody wschodniej Europy, próbując zadziwić świat, muszą zamieniać centrum stolicy w groteskowy pomnik siebie samych jak Macedończycy, budować wielkie dzielnice chromowanych drapaczy chmur jak Serbia czy wznosić największe na świecie totemy Jezusa z siatkobetonu jak Polska. Rosja nie musi.

Wystarczy, że raz na jakiś czas w mediach pojawiają się zdjęcia Putina z gołą klatą na koniu, ze strzelbą myśliwską czy pływającego delfinem, wyciągającego z Morza Czarnego starożytne amfory, uzdrawiającego tygrysy czy latającego z żurawiami – i efekt jest o wiele lepszy. Memosfera przerobi zdjęcia Putina na koniu na memy Putina na niedźwiedziu, i wystarczy. Soft power rozpycha się, a na profilach typu „Eastern Europe is a state of mind” czy tych o kucających Słowianach w dresach Putin wyrasta na króla Europy Wschodniej.

– Putin to jedyny człowiek, który może wprowadzić porządek – mówili mi litewscy Polacy w Sołecznikach na Wileńszczyźnie. – Nie gada niekonkretnych rzeczy, jak ci nasi politycy w Jewrosojuzie (UE po rosyjsku), tylko robi, co trzeba, przywraca Rosji godność.

– Jestem dumny ze swojego prezydenta – tłumaczył mi rosyjski funkcjonariusz FSB, gdy przesłuchiwał mnie na abchaskiej granicy. – On by sam jeden temu waszemu Zachodowi dał po szczęce.

– Rosja wstaje z kolan i ma z czego być dumna – opowiadał mi rosyjski taksówkarz na Łotwie. – Za Jelcyna to był wyłącznie wstyd, że pijak i błazen, a teraz to aż miło spojrzeć! Dobrze zbudowany, twardy.

– Ale co ma wspólnego Putin z pana życiem? – zapytałem wtedy taksówkarza, a nim aż zatrzęsło. – Jak to! Przecież to jest mój prezydent, moja twarz na świecie!

Wytrzymały i nieprzewidywalny

Putin nie jest po prostu prezydentem. On jest awatarem wielu, bardzo wielu Rosjan. Reprezentuje ich nie w mediach społecznościowych czy na Second Life, tylko w wielkim świecie. I każdy news w telewizji, na którym Putin czochra innych przywódców świata, jest tym samym źródłem serotoniny co zdobycie tysięcy lajków pod postem na Facebooku czy Vkontakte.

To samo się dzieje, gdy Putin wychodzi na matę w stroju judoki czy na lodowisko w stroju hokeisty i wywija ze zwinnością mało typową dla przeciętnego Rosjanina w jego wieku. Putin to jednoosobowa reprezentacja Rosji: w polityce, ale i w sporcie.

Doskonale to wie, dlatego od dawna stawia na sport. Stąd jego osobiste zaangażowanie w organizację olimpiady w Soczi czy rosyjskiego mundialu, ale też stanowczy odpór oskarżeniom o doping przeciwko Rosyjskiemu Komitetowi Olimpijskiemu. Jest na tym polu aktywny: poza chlebem, który firmowana przez niego umowa społeczna zapewniła wielu Rosjanom po niepewnych latach Jelcyna, potrzeba ludziom dać też igrzyska.

Judo zaczął uprawiać w wieku 13 lat, a jego ówczesny trener Anatolij Rachlin opowiadał, że już wtedy wyróżniały go wytrzymałość i nieprzewidywalność: nikt nie mógł być pewien, jaki ruch w walce wykona chłopak, który za parę dekad zostanie w Rosji drugim po Bogu. I ten element zaskoczenia często przynosił mu zwycięstwo, również w walkach ulicznych. Zanosiło się na to, że zostanie zawodowcem odnoszącym sukcesy na międzynarodowych imprezach.

Jednocześnie trenował sambo, rosyjską sztukę walki wręcz, która koncentruje się na jak najefektywniejszym rozbrojeniu i unieszkodliwieniu przeciwnika, nie unikając również ciosów uznanych w judo za brudne. Putin umie grać faktem, że potrafi się bić, a w Rosji, jak i zresztą w innych krajach Europy Wschodniej, taki fighter, umiejący wymusić prawo pięścią, nadal jest – i jeszcze długo będzie – obiektem zazdrości.

Nawet jeśli część Rosjan go nie lubi, to przeciętny obywatel nie może go nie szanować. Rosyjskie gopniki (blokersi, dresiarze), jeśli stereotypowo nie kucają w dresach pod klatkami chruszczowek i nie piją, jeszcze bardziej stereotypowo, piwa bałtika – uprawiają sport. Siłownie, szkoły boksu, sambo, dżudo i innych szkół walki są w Rosji popularne. Nie tylko dla samego sportu – mają znaczenie praktyczne: w Rosji trzeba umieć przetrwać. To jednak społeczna mniejszość.

Tym bardziej że na tej umiejętności przetrwania w skrajnych warunkach opiera się znaczna część rosyjskiej dumy narodowej. Gdy w 2014 r. z powodu mrozu samolot na jednym z syberyjskich lotnisk nie chciał wystartować, pasażerowie popchnęli go na pasie startowym i maszyna ruszyła. Wydarzeniem z miejsca zaczęto się w Rosji zachwycać. „I taki naród oni chcą zmiękczyć sankcjami” – śmiali się komentatorzy.

Rosja Putina zdaje sobie z tego sprawę i ze stereotypu „silnego rosyjskiego mużyka”, który może i swoje wypije, ale jak trzeba, to i samolot popchnie. Jak w aikido, wykorzystała antyrosyjski stereotyp kreatywnie i przerobiła go na coś „cool”, przeciwstawiając rosyjską tężyznę zachodniej dekadencji i miękkości – jak by powiedziano w ignorującej polityczną poprawność Rosji – zniewieścieniu.

Cała ta propaganda o „krzepkim rosyjskim niedźwiedziu” to w dużym stopniu złudzenie. Alkoholizm, narkomania i innego rodzaju patologie sprawiają, że przeciętna długość życia w Rosji jest sporo krótsza niż na Zachodzie, demograficzna przyszłość rysuje się fatalnie.

Promocja sportu jako aktywności godnej „prawdziwych Rosjan”, która w dodatku ma ich odciągnąć od używek i ogólnie „ulicy” (jak to się stało w zmitologizowanej historii życia Putina), a także skłonić do bardziej aktywnego stylu życia, to zatem w Rosji wielka rzecz.

Uczciwość to dziecinada

W Rosji rozbudowuje się sportową infrastrukturę, zarówno tę dla dysponujących mniejszym, jak i większym budżetem. Próbuje się skłonić biznes do inwestycji w sportowy sektor. Wprowadza się programy typu „500 basenów na rosyjskich uniwersytetach”. Infrastruktura ta nadal jednak jest o wiele słabiej rozwinięta niż w Europie. Specjaliści narzekają też, że na inwestycje w sport mogą pozwolić sobie głównie najbogatsi dla poprawienia wizerunku, bo takie nakłady słabo się zwracają.

O ile jednak w Rosji wzrasta zainteresowanie sportem, o tyle najczęściej jest to zainteresowanie pasywne: coraz więcej ludzi interesuje się imprezami sportowymi, ale stosunkowo mało sporty uprawia. Pozostają więc wielkie imprezy, podczas których można efektownie się pokazać. I tu zaczyna się główny problem, bo sportowcy chcieliby pokazywać się zbyt efektownie.

Po igrzyskach w Soczi media kipiały od materiałów o niewiarygodnej skali dopingu w rosyjskim sporcie. Wynikało z nich, że na środkach dopingujących jadą w Rosji niemal wszyscy sportowcy. Jednym z filarów tego procederu miał być Grigorij Rodczenkow, były szef antydopingowego laboratorium w Moskwie, który przed Soczi miał – teoretycznie – wykrywać doping u sportowców.

Rodczenkow zgodził się wystąpić w „Ikarze”, dokumencie Amerykanina Bryana Fogela, w którym reżyser poddaje się w ramach eksperymentu dopingowej „kuracji”. Kręcenie „Ikara” to był dla Rodczenkowa gorący czas: ucieka do USA, a następnie sypie. Opowiada amerykańskim dziennikarzom wszystko o rosyjskim dopingu. Mówi o „państwowym programie dopingowym”, nadzorowanym przez takie osoby jak minister sportu Witalij Mutko.

Niemal natychmiastową ilustracją historii z „Ikara” okazała się olimpiada w Pjongczangu w Korei Południowej zimą tego roku. Cała rosyjska reprezentacja została zdyskwalifikowana: sportowcom, którzy nie oblali testów na doping, pozwolono uczestniczyć w zawodach, ale nie pozwolono im pomaszerować na otwarciu pod rosyjską, tylko pod olimpijską flagą. Nie odegrano rosyjskiego hymnu, nie pozwolono na noszenie rosyjskich strojów.

W 2018 r. „Ikar” dostał Oscara. Putin ogłosił, że Rodczenkow powinien siedzieć, bo „ewidentnie ma problemy z prawem”. Przepraszał sportowców, których „nie zdołał ochronić przed dyskwalifikacją”, oznajmił jednak, że ta była „motywowana politycznie”, bo choć problem, jak bagatelizował, pewnie gdzieś tam istnieje, to nie odnosi się on na pewno do całego sportowego środowiska. Było to oczywiste mruganie okiem: być może w Rosji doping się bierze, ale wszyscy przecież wiedzą, że tak samo to wygląda na Zachodzie. Przecież i w samym filmie „Ikar” padają słowa, że „wszyscy biorą”.

Tego typu podejście jest zresztą dla Rosji charakterystyczne: „jeśli pindosom (Amerykanom) wolno, to dlaczego nie nam?”. – Rosja – można usłyszeć w tym kraju – owszem, weszła na Krym, pomaga Donbasowi, wspiera Osetię i Abchazję. Ale Amerykanie oderwali od Serbii Kosowo! Weszli do Iraku, namieszali w Libii! Owszem, w Rosji panuje korupcja, ale co, ktokolwiek wierzy, że w Ameryce nie? W Rosji politycy popełniają wiele nadużyć, ale wystarczy obejrzeć choćby „House of Cards” (to według Michaiła Zygara, autora „Wszystkich ludzi Kremla”, częsty argument samego Putina), żeby zrozumieć, że i w Stanach to nic nadzwyczajnego. Dlaczego to właśnie Waszyngton powinien być sądem, przed którym wszyscy mają się spowiadać?

Doping jest problemem na całym świecie, a największą hańbą w Rosji jest bycie frajerem. Wiara w uczciwość jest uznawana za dziecinadę. Demokracja? Wolne żarty, zawsze ktoś zakulisowo pociąga za sznurki. Etyczna polityka międzynarodowa? Śmiechu warte. Uczciwe organizacje antydopingowe? Nie bądźmy dziećmi. I dlatego właśnie Putin uznał, że decyzja o dyskwalifikacji Rosji miała podłoże „polityczne”.

Po bolesnej dyskwalifikacji w Pjongczangu wszystkie ręce rzucono do realizacji najważniejszego celu: organizacji mundialu. – Mundial jest potrzebny Putinowi między innymi do celów wewnętrznych – mówi Zbigniew Rokita, dziennikarz specjalizujący się we Wschodzie, który wydał niedawno „Królów strzelców”, książkę o tym, jak w Europie Wschodniej sport mieszał się z polityką. – Ma być paliwem dla mocarstwowych nastrojów w społeczeństwie, gdy takie impulsy jak „Krym nasz” przestają rezonować. To demonstracja, że Rosja nie jest w żadnej izolacji, jeśli może gościć tak ważną imprezę. Jest też aspekt zewnętrzny: Rosja jako stabilny partner, z którym można organizować nawet tak wielkie przedsięwzięcia jak mundial.

Rosyjska specyfika

Wcześniej zapewniano, że organizacja mistrzostw będzie miała zbawienny wpływ na gospodarkę. Później ta tromtadracja trochę ucichła: inwestorów było niewielu, a w samej Rosji zainteresowanie biznesu sponsoringiem okazało się słabe.

Huczało wokół mundialu już od początku. Rosyjski dziennikarz sportowy Igor Rabiner sugeruje, że imprezę załatwił sam Putin, wplątując w swoje działania szefa FIFA Seppa Blattera, z którym od dawna regularnie zacieśniał kontakty. Pojawiły się doniesienia o wysokich łapówkach dla członków Komitetu Wykonawczego FIFA.

Do tego, podobnie jak w Soczi, zaczęło wyłazić na wierzch sporo afer. – Mundial to szansa na wypranie dużych pieniędzy – mówi Rokita. – Zarobią przy tym oligarchowie, którzy są lojalni wobec Kremla i za to otrzymują zamówienia publiczne.

Najgłośniej jest o stadionie w Petersburgu, rodzinnym mieście Putina. Zenit Arena kosztował prawie 800 mln dol., co stanowi ponadpięciokrotne przekroczenie początkowego budżetu i czyni go jednym z najdroższych tego typu obiektów na świecie. Ma jednak wiele felerów: np. przecieka mu dach („kormorany podziobały” – stwierdził wicegubernator Petersburga Igor Albin), gnije murawa (przedstawiciele FIFA jeszcze pod koniec 2016 r. twierdzili, że grać się na niej nie da). Co chwila wybuchają afery: północnokoreańscy najemni pracownicy zatrudnieni przy jego budowie żyli i pracowali w nieludzkich warunkach. Jedna z osób odpowiedzialnych za nadzór nad budową stadionu została aresztowana za kradzież pieniędzy.

Do tego wszystkiego dochodzi rosyjska specyfika: hotelarze podnieśli ceny w czasie mundialu w sposób niespecjalnie subtelny i wielu zagranicznych kibiców wyprzedaje swoje bilety, bo pobyt w Rosji w czasie mistrzostw przekracza ich finansowe możliwości. A także sytuacja międzynarodowa: po usiłowaniu zabójstwa Siergieja Skripala przywódcy kilku krajów, obok Wielkiej Brytanii m.in. Polski, zapowiedzieli bojkot mundialu.

Nie do przewidzenia są również akcje fanatów, czyli kiboli. Mają oni na pieńku z kibicami z innych krajów, system sztam i kos może się ułożyć w Rosji w podjazdową wojenkę na ustawki, choć rosyjskie służby wzięły się podobno porządnie za wierchuszki rosyjskich kibolskich „firm”. Aleksander Szprygin, założyciel Wszechrosyjskiego Związku Kibiców, dawniej przez władzę hołubiony, został przez nią przed mundialem solidnie postraszony.

To mocna zmiana nastawienia, bo jeszcze niedawno – po zamieszkach, które rosyjscy kibole wywołali na stadionie w Marsylii – rosyjskie elity polityczne kiboli broniły. „Mołodcy, tak trzymać” – tweetował Igor Lebiediew, wiceszef Dumy, i twierdził, że gdyby na stadionie był minister sportu Witalij Mutko, to też by się bił. Prokremlowskie media przekonywały, że Rosjanie zostali sprowokowani. W czasie mundialu pobłażanie dla takich ekscesów ma się skończyć. Kibolskim watażkom wytłumaczono, że lepiej, by nie było ich w okolicy najważniejszych mundialowych wydarzeń: goście mają się czuć bezpiecznie. O ile nie odstraszą ich wysokie ceny hoteli i przyjadą.

Co Rosji da mundial? Igrzyska w Soczi, po których wiele sobie obiecywano, skończyły się raczej wizerunkową porażką. Od początku wyśmiewane były w mediach społecznościowych: wpadki organizatorów, słynne dwie toalety w jednej łazience, egzotyczne i zabawne dla kibiców spoza Rosji wezwania do „niewyrzucania zużytego papieru toaletowego do muszli klozetowej”, afery korupcyjne wokół budowy olimpijskich kompleksów, przemielone gigantyczne pieniądze, a w końcu afera dopingowa, która zakończyła się odbieraniem medali i dyskwalifikacją na kolejnej zimowej olimpiadzie. A zaraz po olimpiadzie światowy internet obiegały zdjęcia ziejących pustką i bezsensem pompatycznych obiektów olimpijskich – proste skojarzenie z wioskami potiomkinowskimi, ale na gigantyczną skalę.

Jasne, internauci widzieli pewnie głównie to, co chcieli zobaczyć. Ale Rosjanie, z drugiej strony, chcieli pokazać tylko to, co chcieli. I w Soczi w tym pojedynku na propagandę i stereotypy raczej polegli. Dlaczego podczas mundialu miałoby być inaczej?

No, chyba że na murawę wjedzie Putin z gołą klatą na niedźwiedziu i uratuje show.

Polityka 24.2018 (3164) z dnia 12.06.2018; Temat tygodnia; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Władimir Niedźwiedzie Serce"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną