Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Kim jest skazana na dożywocie niemiecka neonazistka?

Beate Zschäpe, skazana na dożywocie niemiecka neonazistka Beate Zschäpe, skazana na dożywocie niemiecka neonazistka Forum
Bezwzględna terrorystka czy kozioł ofiarny? Bestia czy zagubiona kobieta? Wyrok w trwającym pięć lat procesie terrorystycznej komórki neonazistowskiej pozostawił wiele otwartych pytań. O zasięg zbrodni, ale przede wszystkim o to, kim tak naprawdę jest Beate Zschäpe.

Beate Zschäpe wchodzi, jakby wybierała się na spotkanie ze znajomymi. Czarny żakiecik, różowa apaszka, lekki makijaż, rozpuszczone, długie, dokładnie ufarbowane na czarno włosy. Rozgląda się, uśmiecha, nonszalancko kładzie torebkę na ławie. Pełen luz. Głębokie zmarszczki na czole i zniszczona cera pokryta podkładem nieco ją postarzają. Beate Zschäpe od prawie ośmiu lat przebywa w więzieniu. Jest oskarżona o współudział w zamachach, morderstwach i napadach neonazistowskiej grupy NSU (Nationalsozialistischer Untergrund), której była współzałożycielką.

Czytaj także: Proces neonazistów z Zwickau

Kim były ofiary

Kwiaciarz, sklepikarz, właściciel restauracji, licealista, ale i młoda policjantka (jej kolega, ciężko ranny, przeżyje). Wszyscy zabici z bliskiej odległości, strzałem oddanym najczęściej w głowę. Ofiarom w agonii sprawcy robią zdjęcia. Dokumentują swoje zbrodnie. Beate Zschäpe płyty DVD z fotografiami wyśle osobiście do redakcji, stowarzyszeń religijnych i instytucji.

Do tego ataki bombowe – na pomniki czy cmentarz żydowski, czasami na ludzi. Raz bomba wypełniona gwoździami wybuchła na ulicy w Kolonii (20 rannych), inna została podłożona jako przesyłka w sklepie (ciężko ranna nastolatka, córka właścicieli, która paczkę otworzyła). W sumie przynajmniej 10 ofiar śmiertelnych, 15 napadów rabunkowych, kilkadziesiąt rannych, wielu ciężko. Co najmniej tyle. W tym samym czasie w Niemczech miało miejsce więcej przestępstw pasujących do schematu NSU, w których nie ustalono ani motywu, ani sprawców.

Beate Zschäpe twierdzi, że dopiero po fakcie dowiedziała się o działalności swoich kompanów: Uwe Mundlosa i Böhnhardta. Obaj nie żyją, popełnili samobójstwo w kamperze, otoczeni przez policję. Zschäpe przyznała się tylko do podpalenia domu, który z nimi dzieliła. Po ich śmierci oblała mieszkanie substancją łatwopalną. Spłonęło razem z kilkudziesięcioma sztukami broni, pieniędzmi, dowodami na dyskach. Zschäpe zabrała swoje dwa koty, ale zostawiła bez pomocy niepełnosprawną sąsiadkę z mieszkania obok.

Kamienna twarz podczas procesu

Podczas procesu Beate szokuje, drażni i denerwuje. Po samobójstwie Mundlosa i Böhnhardta jest jedynym znanym założycielem komórki terrorystycznej. Wie, że nikt nie zezna przeciw niej. Sądzeni z nią (pięciu mężczyzn) są tylko zapleczem, płotkami, które dostarczały samochody czy broń. Tylko ona zna tajemnice NSU, jej powiązania, zbrodnie. Na tym najbardziej zależy prokuratorowi, śledczym i rodzinom ofiar. Nikt nie wierzy, żeby trójka niewykształconych ludzi przez lata wodziła za nos policję i służby specjalne. Musieli mieć wsparcie, i to wysoko. Zschäpe musi o tym wiedzieć, ale to ona jest panią sytuacji. Ignoruje pytania, milczy, odwraca głowę, chowa ją za ekranem laptopa.

Zdjęcia pokrwawionych, zmasakrowanych ofiar nie wywołują u niej żadnej reakcji. Z kamienną twarzą słucha rodzin zabitych, którzy w procesie występują jako świadkowie i oskarżyciele posiłkowi. Zero żalu, ale i zero strachu, wstydu. Pełna kontrola nad emocjami. „Nie oczekujcie ich ode mnie, nauczyłam się je ukrywać” – czyta przed ogłoszeniem wyroku. Podczas pięcioletniego procesu tylko dwukrotnie zabrała głos.

Pierwszy raz w grudniu 2015 r. w liście odczytanym przez adwokatów. „Moje zachowanie podczas procesu jest wyuczone” – czyta z kartki 10 lipca. Ofiara okoliczności.

Kim jest Beate Zschäpe

To urodzona w styczniu 1975 r. w enerdowskiej Jenie córka studentki stomatologii. Była niespodziewanym dzieckiem. Jej matka trafiła do szpitala z podejrzeniem ataku kolki nerkowej, która okazała się bólami porodowymi. Dziecko trafiło do babci, matka wróciła na stypendium do Rumunii. Ojca, podobno kolegi z uczelni matki, Beate Zschäpe nigdy nie poznała. Najpierw nosiła panieńskie nazwisko matki, potem kolejnych mężów. Nawet po powrocie matki do NRD Beate spędzała większość czasu u babci. Matka, która studiów nie dokończyła, borykała się z choroba alkoholową.

W czasie procesu jeden z jej adwokatów starał się przekonać, że Zschäpe cierpi na zaburzenia osobowości na skutek trudnego dzieciństwa. Brak prawdziwej rodziny, oparcia, poczucia miłości i akceptacji miały spowodować, że poszukiwała jakiejś namiastki w subkulturach.

Niebezpieczne trio

Beate Zschäpe od zawsze szuka swojej drogi – nieudanie. Ze starego zdjęcia, do którego dotarli dziennikarze, spogląda uśmiechnięta, szczuplutka, drobna dziewczyna z kasztanowymi włosami pod czerwoną chusteczką. Typ Ani z Zielonego Wzgórza. Pozory. Beate wcześnie ucieka z domu, najpierw uczy się zawodu pomocy malarza, potem ogrodnika. Przerywa. Wchodzi w środowisko... lewicowych punkowców. W tym czasie poznaje Uwe Mundlosa, zostają parą. A potem razem ewoluują w neonazistów. Chodzą na demonstracje i wdają się w bijatyki, tylko teraz po drugiej stronie. Poznają Uwe Böhnhardta, stają się nierozłączną trójką na najbliższe kilkanaście lat. To jedyny stabilny punkt w jej życiu.

Wspólnie zakładają bractwo neonazistowskie Kameradschaft Jena (dwóch kompanów z Kammerradschaft też trafia na ławę oskarżonych), nawiązują kontakt z Blood and Honour. Już wtedy zaczynają podkładać ładunki wybuchowe, jeszcze bez zapalników, ale z trotylem. Interesuje się nimi policja. Pojawia się nawet pomysł, by zrobić z Beate tajnego informatora służb specjalnych w neonazistowskim środowisku – ale policja się z tego wycofuje. Za to w styczniu 1998 r. przeszukuje garaż wynajmowany przez Zschäpe w Jenie. Znajduje pięć prawie gotowych bomb, zapalniki, silne środki pirotechniczne, prawie półtora kilograma mieszanki trotylu. Trio zapada się pod ziemię. Mordują przez 13 lat, ale policja nie może ich znaleźć. Dopiero po samobójstwie Mundlosa i Böhnhardta Zschäpe zgłasza się sama. Podobno całkowicie zdezorientowana.

Matkowała, decydowała

„Nazi-Braut”, „nazistowska narzeczona” – tak ją nazywają media. W jej spalonym mieszkaniu policja znalazła książkę „1000 najlepszych przepisów na wypieki Dr. Oetkera”. Beate piecze, gotuje, pierze, prasuje, zarządza finansami. Opiekuje się dziećmi sąsiadów (sama nie może ich mieć po operacji jajników), płaci za zakupy sąsiadce, której brak pieniędzy, kupuje słodycze jej dzieciom. Dobra dusza (co prawda pieniądze pochodzą z napadów rabunkowych). Sąsiedzi ją lubią, nazywają „myszką”. Podobno jednemu z wnuków sąsiadki podpowiedziała, by za nic w świecie nie wiązał się z ekstremistami. Mediom sąsiedzi opowiadają, że Zschäpe matkowala swojemu chłopakowi i jego bratu, jak przedstawiali Mundlosa oficjalnie. Sprawiała wrażenie silniejszej, decydowała. Żaden typ „partnerki wspierającej”, jak to się zdarza w środowisku neonazistowskim.

Zschäpe milczy. W grudniu 2015 r. pisze list, który w jej imieniu odczyta adwokat. Zschäpe przedstawia się jako niewinna osoba, która potępiała zamachy, kiedy się o nich dowiedziała, ale nie chciała, by „osoby, które kochała najbardziej prócz babci”, poszły do więzienia.

Sąd wydał wyrok

We wtorek 10 lipca przed ogłoszeniem wyroku Beate Zschäpe przemówiła w sądzie. „Jestem empatycznym człowiekiem”, powiedziała, „bardzo dotkniętym bólem rodzin ofiar”. Neonazistowska ideologia stała się jej w międzyczasie całkowicie obca – przekonywała spokojnym, równym głosem, czytając z kartki. Rodziny jej nie uwierzyły, sąd też nie. Choć nie można dowieść, że była na miejscu w momencie zamachu, uznaje ją winną na równi z Mundlosem i Böhnhardtem. Wiedziała o zamachach, przynajmniej je współorganizowała, a na pewno wspierała – uznaje sąd. Bez niej ta grupa by nie istniała. Beate dostała dożywocie z ograniczeniem ubiegania się o zwolnienie warunkowe. Nie zareagowała.

Czytaj także: Jak Niemcy leczą neonazistów?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama