Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Brytyjczycy przygotowują się na twardy brexit

Brytyjska premier Theresa May Brytyjska premier Theresa May Arno Mikkor/EU2017EE Estonian Presidency / Flickr CC by 2.0
Rząd w Londynie ujawnił serię raportów pokazujących konsekwencje fiaska rozmów z Brukselą. Theresa May próbuje uspokajać obywateli i partnerów, ale rzeczywistość może się okazać dużo gorsza.

Główny brytyjski negocjator Dominic Raab ujawnił serię dokumentów, które mają dowodzić, że „twardy brexit”, czyli wyjście z Unii Europejskiej bez porozumienia z Brukselą i innymi państwami Unii, nie oznacza katastrofy dla Wielkiej Brytanii. Pokazane obywatelom i firmom 25 raportów tchnęło urzędowym optymizmem, choć wielu obaw nie było w stanie uspokoić (w planie jest jeszcze kilkadziesiąt takich miniraportów).

Dokumenty dotyczą m.in. regulacji zdrowotnych i farmaceutycznych, handlu, bankowości i ubezpieczeń, energii, finansowania rolnictwa, badań naukowych i przepisów dotyczących sektora tytoniowego.

Czytaj także: Jak zmieni się życie Brytyjczyków po wyjściu z Unii

Imigranci utrzymają prawa

Najważniejszy dla Polaków dokument, poświęcony imigracji unijnych obywateli do Wielkiej Brytanii, wyciekł z Downing Street już kilka dni temu. Brzmi dość uspokajająco – wynika z niego, że Londyn zamierza przestrzegać wynegocjowanych wcześniej z Brukselą korzystnych dla nas zasad, nawet jeśli ostatecznie nie dojdzie do zawarcia ogólnej umowy.

Cząstkowe porozumienie zakłada, w uproszczeniu, utrzymanie praw unijnych obywateli (w tym Polaków), którzy osiedlili się w Wielkiej Brytanii do chwili tzw. daty odcięcia (cut-off date), którą zapewne będzie wyjście Wielkiej Brytanii z Unii. Utrzymanie porozumienia w razie braku umowy brexitowej to gest dobrej woli ze strony Londynu. Z drugiej strony Brytyjczykom zależy na utrzymaniu praw setek tysięcy Brytyjczyków mieszkających w państwach Unii Europejskiej.

W ujawnionych w czwartek dokumentach Raab musiał przyznać, że „twardy brexit” przyniesie brytyjskiej gospodarce i obywatelom wiele problemów. W części bankowej rząd przyznał np., że wzrosną koszty transakcji bankowych – od rozliczeń między firmami po opłaty za rezerwacje wakacyjnych kwater na Airbnb.

Czytaj także: Migracje Polaków wewnątrz Unii Europejskiej

Bez wzywania wojska

Raab uspokajał na konferencji prasowej, że nie będzie trzeba wzywać wojska na pomoc, żeby zapewnić dostawy żywności czy lekarstw. Negocjator musiał jednak przyznać, że np. koszty handlu z państwami Unii dla brytyjskich firm na pewno wzrosną. W wielu punktach brytyjski rząd zaznaczał, że mimo braku porozumienia będzie liczył na współpracę Brukseli, żeby uniknąć problemów.

Londyn zatrudnił już 7 tys. urzędników do pracy nad brexitem, a w planie jest zatrudnienie kolejnych 9 tys. Jednym z największych problemów będzie kwestia granicy między Irlandią a Irlandią Północną. Stanie się ona granicą Unii z Wielką Brytanią, choć z drugiej strony porozumienie wielkopiątkowe z 1997 r., które położyło kres terroryzmowi, zakłada, że pozostanie ona otwarta. To kwadratura koła, z którą trudno będzie sobie poradzić, zwłaszcza w razie braku ogólnego porozumienia brexitowego.

Raab starał się pokazać dobre strony braku porozumienia dla Brytyjczyków: większą łatwość zmian w prawie, szybsze usamodzielnienie polityki handlowej czy szybsze wstrzymanie wpłacania składek do unijnej kasy. To jednak raczej próby pocieszenia, bo większość ekspertów i przedstawicieli biznesu uważa, że „twardy brexit” oznaczałby dla brytyjskiej gospodarki twarde lądowanie. Te obawy podzielił głośno nawet kolega Raaba z rządu, minister finansów Phillip Hammond, co doprowadziło do politycznej awantury.

Coraz mniej czasu na umowę

Kalendarz rozmów Londynu i Brukseli jest bardzo napięty. Całe porozumienie powinno być wynegocjowane do października, żeby dać czas parlamentom państw unijnych na jego ratyfikację. Wiele spraw pozostaje niedogadanych. Premier Theresa May deklarowała, że „lepszy brak umowy niż zła umowa”, choć wie, że jest odwrotnie: niezawarcie porozumienia oznacza większe problemy (zresztą dla obu stron). Po co w takim razie rządowe dokumenty pokazujące skutki „twardego brexitu”)?

Po pierwsze, mają znaczenie dla polityki wewnętrznej. Rząd May jest słaby, ma niewielką większość w parlamencie. Przedstawione dokumenty mają uspokoić najtwardszych zwolenników brexitu w Partii Konserwatywnej pani premier i upewnić ich, że rząd poważnie traktuje możliwość trzaśnięcia drzwiami i wyjścia z negocjacji. Po drugie, Londyn wysyła taki sam sygnał do strony unijnej, żeby móc prowadzić bardziej stanowcze negocjacje.

Wszystko wskazuje na to, że straszenie „twardym brexitem” to blef. I zarówno Bruksela, jak i Londyn zdają sobie z tego sprawę. Na braku porozumienia stracą i Wielka Brytania, i Unia. Ale Wielka Brytania straci bardziej.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama