Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Rozwód Unii i Wielkiej Brytanii coraz trudniejszy

Czy premier Theresa May utrzyma stanowisko? Czy premier Theresa May utrzyma stanowisko? Number 10 / Flickr CC by 2.0
Zapnijmy pasy, bo zmniejszają się szanse na porozumienie brexitowe. Największymi problemami są rosnący brak zaufania między Londynem a Brukselą i uciekający czas.

Unijny szczyt w Salzburgu w zeszłą środę i czwartek miał być, jak muzyka Mozarta, elegancki i finezyjny. Przywódcy państw Unii, brytyjska premier Theresa May i szef Rady Europejskiej Donald Tusk mieli wylać trochę oliwy na wzburzone wody i uspokoić nerwowe ostatnio negocjacje w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii.

Harmonogram jest napięty, porozumienie musi być zawarte w ciągu kilku tygodni, żeby przed zaplanowaną datą brexitu 29 marca przyszłego roku zdążyły ją zaakceptować parlamenty Wielkiej Brytanii, państw członkowskich i Parlament Europejski.

Czytaj też: Ostatnie słowo w sprawie brexitu

Awantura w Salzburgu

Skończyło się awanturą. Tusk na konferencji prasowej po szczycie ogłosił, że brytyjska propozycja kompromisu, tzw. plan z Chequers, nie zadziała. Brytyjski rząd wypracował stanowisko podczas wyjazdowego posiedzenia w letniej rezydencji Chequers na początku lipca. W uproszczeniu zakłada on, że po opuszczeniu wspólnoty Wielka Brytania wyjdzie z unii celnej i spod jurysdykcji unijnego trybunału. Pozostanie stowarzyszona z Unią i zachowa część jej dorobku prawnego, w tym reguły dotyczące obrotu towarami, co pozwoli jej uniknąć wprowadzania twardych granic celnych ze wspólnotą.

Unijni przywódcy uważają jednak, że tego rodzaju rozwiązanie jest niedopuszczalne, bo pozwala Brytyjczykom na wybiórcze przestrzeganie zasad rządzących unijnym rynkiem. Ich zdaniem Londyn chce zachować swobodny przepływ towarów, ale jednocześnie zablokować swobodny przepływ osób (czyli migracje) i usług. Wszystkie kraje wspólnoty zgadzają się, że te swobody muszą pozostać nierozdzielne, a wszelkie precedensy grożą rozpadem wspólnego rynku w przyszłości.

Czytaj też: Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii. Niepewność do ostatniej chwili

May domaga się szacunku

W podobnym tonie co Polak wypowiadali się inni unijni przywódcy, zwłaszcza prezydent Francji Emmanuel Macron, ale słowa Tuska zabrzmiały szczególnie ostro. Brytyjska premier usłyszała je podobno już na pokładzie samolotu z Austrii. W Londynie przywitała ją burza w brytyjskich mediach, które oskarżyły unijnych przywódców o pouczanie ich kraju.

May w piątek odpowiedziała przemową, w której ostentacyjnie zażądała od europejskich partnerów szacunku wobec swojego kraju i zapowiedziała, że nie pozwoli na żaden układ, który podzieli Wielką Brytanię. Główny problem dotyczy bowiem granicy między Irlandią i Irlandią Północną, która po brexicie stanie się też granicą Unii. Londyn chce uniknąć przywrócenia tam posterunków granicznych czy celnych, ale z drugiej strony granica dla towarów musi gdzieś powstać. Unijna propozycja, żeby ustanowić ją de facto między Wielką Brytanią a Irlandią (w tym Irlandią Północną), jest dla May nie do przyjęcia.

Różnice między Wielką Brytanią a Unią dotyczą też deklaracji politycznej o dalszej współpracy, która ma zostać przyjęta jednocześnie z umową brexitową. Londyn chce, by możliwie szczegółowo opisywała status przyszłych relacji, Bruksela woli poczekać na właściwe negocjacje, które rozpoczną się tak naprawdę po brexicie.

Czytaj też: Jak zmieni się życie Brytyjczyków po brexicie

Kłopoty brytyjskiej premier

May ma swoje problemy polityczne. Po ogłoszeniu planu z Cheqers jej rząd opuścili zwolennicy radykalnego brexitu z ówczesnym szefem dyplomacji Borisem Johnsonem na czele. Na zbliżającej się dorocznej konferencji Partii Konserwatywnej (na przełomie września i października) mogą spróbować wewnątrzpartyjnego zamachu stanu i obalić panią premier. Upadek rządu May kilka miesięcy przed zakończeniem negocjacji groziłby wywróceniem całych rozmów.

Stanowisko opozycji także nie ułatwia sytuacji. Przedstawiciele Labour Party ogłosili właśnie, że zagłosują przeciw każdej wersji umowy brexitowej, jaką wynegocjuje May. Partia Jeremy′ego Corbyna sama ma w tym tygodniu konferencję, więc zaostrza retorykę. Premier nie może liczyć na poparcie z jej strony, nawet w najbardziej żywotnych kwestiach.

Premier, która utrzymuje minimalną większość w parlamencie, znalazła się w kleszczach: między opozycją a radykalnymi zwolennikami brexitu we własnej partii. W tej sytuacji przeprowadzenie jakiejkolwiek umowy z Unią przez parlament będzie karkołomnym zadaniem. Ale zanim do tego dojdzie, trzeba by ją najpierw zawrzeć, a do tego wciąż droga daleka.

Paradoksalnie awantura w Salzburgu wzmocniła pozycję May. Zmusiła bowiem jej przeciwników w partii do obrony pani premier przed europejskimi przywódcami. Nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg. Wygląda więc na to, że pani premier przetrwa wrześniową konwencję i pozostanie na czele partii oraz kraju do końca rozmów z Unią.

W tle trwa dyskusja o tzw. drugim referendum w sprawie brexitu. Choć pomysł wsparło już kilku znanych polityków opozycji, w tym mer Londynu Sadiq Khan, a nie wyklucza go także Corbyn, na razie jego przeprowadzenie nie wydaje się prawdopodobne.

Czytaj też: Kim jest nowy Mr Brexit

Groźny twardy brexit

Po raz pierwszy jednak od początku negocjacji scenariusz twardego brexitu wydaje się bardziej prawdopodobny niż scenariusz umowy. A jest się czego obawiać, bo oznaczałby on paraliż w handlu między Unią a Wielką Brytanią, co wywołałoby wielkie straty przedsiębiorstw. Automatycznie z dnia na dzień w życie weszłyby stawki celne wynikające z zasad WTO (Światowej Organizacji Handlu), na granicach pojawiłyby się wzmocnione kontrole. My szczególnie mamy się czego obawiać, bo prawa około miliona Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii znalazłyby się w łasce i niełasce rządu w Londynie.

Mimo powtarzanych jak mantra słów przedstawicieli rządu May, że „zła umowa jest gorsza od braku umowy”, jasne jest, że na twardym brexicie ucierpi przede wszystkim Wielka Brytania. Gwałtownie załamie się kurs funta, co może doprowadzić do kryzysu na rynku nieruchomości (ich ceny mogą spaść nawet o jedną trzecią, ostrzegł ostatnio prezes Banku Anglii Mark Carney), co z kolei nadweręży sytuację banków.

Twardy brexit pogorszy też współpracę Brukseli i Londynu w kwestiach policyjnych i militarnych, co osłabi cały Zachód w czasach pełnych zagrożeń międzynarodowych – od terroryzmu po agresywną postawę Rosji.

Czy wróci zaufanie

Z tych wszystkich powodów należy trzymać kciuki za to, że brytyjscy i unijni liderzy zachowają zimną krew i zdążą na czas doprowadzić do porozumienia. Awantura salzburska niepokoi, bo pokazuje, że między stronami rozmów coraz trudniej o zaufanie. A bez zaufania nie da się prowadzić żadnych negocjacji. Zarówno May, jak i jej europejscy partnerzy boją się, ze podczas rozmów zostaną „wykiwani”, co nie pomaga w zbliżaniu się do porozumienia. Część europejskich liderów wciąż sygnalizuje, że Wielka Brytania powinna zostać przykładnie ukarana za brexit.

Na szczęście ze strony Unii płyną już uspokajające sygnały. Donald Tusk wydał w piątek oświadczenie podtrzymujące stanowcze stanowisko Brukseli, ale dające nadzieję na poprawę atmosfery. Na podobne gesty ze strony Londynu trzeba poczekać do konferencji konserwatystów, na której May będzie chciała potwierdzić swoje przywództwo. Dopiero wtedy strony de facto wrócą do politycznych rozmów i spróbują dobić targu mimo uciekającego czasu.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama