Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Brazylijskie wybory wygrywa przemoc

Demonstracja przeciwko Jairowi Bolsonaro w Brazylii Demonstracja przeciwko Jairowi Bolsonaro w Brazylii Fernando Bizerra Jr./EFE / Forum
Choć do rozstrzygnięcia pozostaje jeszcze druga tura prezydenckiego wyścigu, już teraz politycznie motywowanych starć jest najwięcej w najnowszej historii kraju.

Ubiegłotygodniowy sukces Jaira Bolsonaro, radykalnego kandydata brazylijskiej prawicy i piewcy przywrócenia porządku publicznego kosztem swobód obywatelskich i niezależności instytucji, wyniósł i tak już spolaryzowane brazylijskie społeczeństwo na nieznane dotąd poziomy konfliktu. Już w trakcie kampanii widać było, że starcie Bolsonaro z reprezentującym Partię Robotniczą Fernando Haddadem, kontynuatorem linii ideologicznej jego poprzedników, Luli da Sily i Dilmy Rousseff będzie tak naprawdę starciem dwóch osobnych wizji kraju.

Bolsonaro zbudował swoją popularność na krytyce starych partii politycznych i deklaracji skutecznej walki z przestępczością i korupcją. W tym celu chciał m.in. znacząco ułatwić dostęp do broni palnej, stworzyć milicje obywatelskie działające niezależnie od policji i zezwolić na bezprecedensowe egzekucje członków gangów narkotykowych. Wszystko to podlewał deklaracjami pełnymi homofobii, rasizmu i pogardy dla imigrantów. Nie trzeba było długo czekać, aby jego zwolennicy podchwycili narrację i słowa zamienili w czyny.

Czytaj także: Brazylia szuka ratunku w objęciach populizmu

Polityka i przemoc

Jak informuje brazylijski portal UOL, od ubiegłotygodniowego głosowania zanotowano kilkanaście przypadków aktów przemocy na tle politycznym. Niektóre z nich były tak brutalne, że pasowałyby idealnie do czasów wszechobecnych represji z czasów rządzącej w Brazylii w latach 1964–85 wojskowej dyktatury, której zresztą Bolsonaro jest publicznym apologetą. Już w poniedziałek 8 października, czyli zaledwie kilka godzin po zakończeniu głosowania w pierwszej turze, doszło do pierwszego politycznie motywowanego morderstwa. Mieszkający w Salvadorze na północno-wschodnich rubieżach kraju 63-letni Romualdo da Costa wdał się w dyskusję na temat wyborów, siedząc w osiedlowym barze. Z jego opiniami nie zgadzał się Paulo Sergio de Santana, zwolennik Bolsonaro. Krytyka jego politycznego idola tak go rozwścieczyła, że poszedł do domu, wziął z kuchni nóż i pchnął nim 12 razy Romualdo da Costę. Jak sam sprawca powiedział później policji, nie mógł zaakceptować, że ktoś krytykuje przyszłego prezydenta jego kraju.

W przeciwległej części kraju, w południowym i znanym z poparcia dla progresywnych kandydatów Porto Alegre, ofiarą ataku padła 19-letnia aktywistka ruchów LGBT. Została zaatakowana na ulicy, gdy niosła tęczową flagę i miała na sobie koszulkę ze sloganem przeciwko Bolsonaro. Czterech sprawców unieruchomiło ją i przy pomocy noża do papieru wycięło na jej klatce piersiowej swastykę. Ponadto krzyczeli jej w twarz, że czasy wolności i afiszowania się „dewiantów seksualnych” dobiegają końca, bo Bolsonaro dokona „czystki wśród pedałów”. Tożsamość ofiary nie jest publicznie znana, jednak brazylijski dziennik „O Globo” sugeruje, że atak był zaplanowany, a 19-latka otrzymywała mnóstwo pogróżek w mediach społecznościowych.

Ataki, również werbalne, na publicznie rozpoznawalnych aktywistów na rzecz praw mniejszości seksualnych stały się w ostatnich dniach w Brazylii wręcz masowe. Transseksualna piosenkarka Julyanna Barbosa została zaatakowana po swoim koncercie, a napastujący ją mężczyźni mieli krzyczeć, że „za kadencji Bolsonaro ludzie śmieci będą masowo umierać”. Homofobiczne hasła trafiły też na podatny grunt wśród fanów piłki nożnej. Na brazylijskich stronach internetowych bez trudu można znaleźć filmy z kibicami wyśpiewującymi hymny na cześć Bolsonaro „przygotowującego się do eksterminacji gejów i lesbijek”.

Dziennikarze na celowniku

Ofiarami wyborczej przemocy nie są tylko mniejszości seksualne. W Brazylii w ostatnich tygodniach jedną z najbardziej prześladowanych grup zawodowych są dziennikarze. Według danych Abraji, brazylijskiej organizacji zrzeszającej dziennikarzy śledczych, tylko w ciągu ostatnich dwóch tygodni w Brazylii odnotowano ponad 60 przypadków napaści na dziennikarzy. W tych przypadkach sytuacja jest o tyle niebezpieczna, że sprawcy niespecjalnie zdają się przejmować afiliacją reporterów – ich celem są wszyscy przedstawiciele prasy.

Jedna z ofiar, 40-letnia reporterka śledcza, której tożsamość pozostaje anonimowa, została zaatakowana w ubiegłą niedzielę zaraz po wyjściu z lokalu wyborczego. Napastnicy rozpoznali ją po legitymacji dziennikarskiej zawieszonej na szyi. Według opisu atakowanej mieli jej grozić, że za kadencji Bolsonaro „wiele osób z prasy zginie”. Agencia Publica, powstała w 2011 r. grupa reporterów politycznych, informuje z kolei, że atakowane są przede wszystkim pracujące w mediach kobiety oraz niezależni dziennikarze internetowi i blogerzy. Według dostępnych danych zdecydowana większość sprawców ataków identyfikuje się jako zwolennicy Bolsonaro. Nic w tym dziwnego, biorąc pod uwagę, że ich kandydat publicznie kwestionuje sens istnienia prasy, jego zdaniem skorumpowanej i pełnej kłamliwych informacji.

Dwa nerwowe tygodnie

Faworyt drugiej tury wyborów oczywiście odpiera zarzuty o inspirowanie przemocy, mówiąc, że wszystkie te przypadki „były odosobnionymi atakami” i nie mają ze sobą nic wspólnego. Ciężko jednak mu wierzyć, biorąc pod uwagę jego publiczne deklaracje i założenia programu wyborczego. Bolsonaro w ostatnich tygodniach przed wyborami rozpoczął intensywną kampanię na rzecz rehabilitacji brazylijskiej dyktatury, mówiąc w telewizyjnych wywiadach, że „ci wojskowi, którzy zabili, powiedzmy, 10, 15 czy 20 komunistów, powinni dostać medale za skuteczność”. Od dawna nawołuje też swoich wyborców do „wzięcia spraw w swoje ręce”, bo instytucje liberalnej demokracji nie poradzą sobie z problemami Brazylii. Co gorsza, jego poglądy zyskują na popularności nie tylko w kraju, ale w całym regionie.

Zwycięstwa Bolsonaro w pierwszej turze niemal natychmiast pogratulował chilijski polityk Jose Antonio Kast, znany z deklaracji poparcia dla reżimu Pinocheta. Politycy w Argentynie i Peru z kolei gratulują Bolsonaro ważnego kroku „w kierunku obalenia demokracji liberalnej i stworzenia demokracji ludowej”. Bolsonaro usprawiedliwiają też sami wyborcy, mówiąc, że akty przemocy wobec wyborców Haddada są odpowiedzią na zamach na Bolsonaro, w którym, raniony nożem, prawicowy kandydat stracił blisko 40 proc. krwi.

Druga tura wyborów prezydenckich odbędzie się 28 października. Według najnowszego sondażu centrum Datafolha Bolsonaro może obecnie liczyć na 58 proc. głosów, Haddad – na 42. Brazylię czekają bardzo nerwowe dwa tygodnie.

Czytaj także: Kto zawalczy z Mesjaszem?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama