Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Karawana migrantów już podzieliła Amerykę

Wokół karawany narasta praktycznie cały ekosystem fake newsów i półprawd. Wokół karawany narasta praktycznie cały ekosystem fake newsów i półprawd. Ueslei Marcelino / Forum
Mimo że droga do granicy z USA zajęłaby uchodźcom jeszcze miesiąc, w Stanach już stali się głównym tematem politycznym.

W ostatnich dniach przemieszczająca się przez Meksyk grupa migrantów straciła dużo ze swojej początkowej intensywności. Sporo uczestników marszu zdecydowało się zostać w tymczasowych obozach dla uchodźców, pospiesznie stawianych przez meksykańskie władze federalne w Tapachula, Ciudad Hidalgo i innych miastach stanu Chiapas. Część z nich mogło też przestraszyć się trudów podróży na północ oraz gróźb, które pod ich adresem regularnie publikuje Donald Trump. Inni idą wciąż w kierunku USA. I choć, nawet przyjmując najambitniejsze szacunki mówiące o ok. 8 tys. migrantów tworzących karawanę, nie stanowią oni większego zagrożenia dla stabilności amerykańsko-meksykańskiej granicy, to media i politycy w USA robią wszystko, by tę percepcję odwrócić.

Regularna wojna polityczna

Wśród demokratów i republikanów od kilku dni trwa regularna wojna na temat karawany. Oficjalna retoryka Białego Domu klasyfikuje ją jako kwestię bezpieczeństwa narodowego wymagającą specjalnych instrumentów i dyrektyw prezydenckich typowych co najmniej dla stanu wyjątkowego. Trump zachowuje się, jakby USA stały na progu zamachu terrorystycznego. Najpierw ustami swojego sekretarza stanu Mike’a Pompeo przypomniał, że odpowiedzialność za bezpieczeństwo migrantów leży w tej chwili po stronie władz Meksyku, a Stany nikogo do kraju bez ważnych dokumentów nie wpuszczą. Kilka godzin później już sam napisał na Twitterze, że karawana została stworzona przez Partię Demokratyczną, która chce wywołać kryzys na południowej granicy i w ten sposób wpłynąć na wyniki wyborów do Kongresu, które odbędą się już 6 listopada.

Nielegalna imigracja i dostęp do broni – gorące kwestie

Z każdym kolejnym dniem reakcje Białego Domu radykalizowały się coraz bardziej. Przedwczoraj szef departamentu obrony gen. Jim Mattis na polecenie Trumpa autoryzował wysłanie ponad 800 regularnych żołnierzy amerykańskiej armii na granicę z Meksykiem. Fakt wysłania na południe wojska zamiast bardziej logicznego w tym przypadku zmilitaryzowania lokalnych oddziałów gwardii narodowej ma zapewne pokazać wyborcom, że Biały Dom gotów jest użyć wszystkich dostępnych środków, by powstrzymać migrantów przed przekroczeniem granicy. Taki ruch z pewnością przyda się w Teksasie, gdzie dość niespodziewanie kandydujący do Senatu demokrata Beto O’Rourke ma szansę zabrać mandat Tedowi Cruzowi. Nielegalna migracja z południa jest dla wyborców w tym stanie jedną z najważniejszych kwestii politycznych obok dostępu do broni palnej, więc zmobilizowanie bazy wyborców poprzez zdecydowaną odpowiedź na marsz uchodźców jest niewątpliwie działaniem politycznym, a nie związanym z bezpieczeństwem kraju.

Uchodźcy stali się kartą przetargową

W ciągu ostatnich kilkunastu godzin Biały Dom poinformował, że prezydent Trump rozważa nawet tymczasowe całkowite zamknięcie granicy z Meksykiem, by powstrzymać migrantów. Zapowiedział też, że bez względu na indywidualną sytuację i historię prześladowań w swoich krajach żaden z uczestników marszu nie otrzyma azylu politycznego w Stanach. Zwłaszcza ta ostatnia deklaracja wzbudziła oburzenie liberalnych mediów i organizacji broniących praw człowieka. Pokazuje bowiem, że Trump traktuje uchodźców jak polityczną kartę przetargową, nawet jeśli narusza przy tym amerykańskie prawo i międzynarodowe konwencje.

Czy o karawanie imigrantów mówi się za dużo?

Po drugiej stronie politycznego spektrum temat wzbudza jeszcze więcej kontrowersji. Przedstawiciele obozu liberalnego spierają się o uchodźców do tego stopnia, że podzielili się już na dwie frakcje. W pierwszej znajdują się przede wszystkim największe amerykańskie redakcje, na czele z dziennikami „New York Timesa”, „Washington Post” i publicznym radiem NPR. Wszystkie te instytucje zostały surowo skrytykowane za poświęcanie karawanie migrantów miejsca na swoich pierwszych stronach i w głównych serwisach informacyjnych. „New York Times” pisał o marszu uchodźców w artykułach okładkowych przez trzy dni z rzędu, co dla wielu komentatorów było przesadą. Zdaniem m.in. byłej doradczyni Hilary Clinton Anne-Marie Slaughter i eksszefa speechwriterów Baracka Obamy Jonathana Favreau opisywanie karawany to pułapka zastawiona przez Trumpa mająca na celu odsunięcie uwagi mediów od ważniejszych tematów, zwłaszcza tych uderzających w prezydenta.

Krytycy twierdzą, że migranci nie są, przynajmniej na razie, kwestią ważną dla Amerykanów. Jeśli rzeczywiście zdecydują się iść na piechotę aż do granicy, dojdą do niej mniej więcej za miesiąc. Do tego czasu grupa zapewne mocno się skurczy, być może władze w Meksyku zdążą problem rozwiązać w całości. Wybory do Kongresu są natomiast już za mniej niż dwa tygodnie. Opisywanie potencjalnego kryzysu uchodźczego daje republikanom okazję do podgrzewania dyskusji o polityce tożsamościowej i tym samym pogłębiania podziałów w amerykańskim społeczeństwie. Przy okazji w szumie informacyjnym giną historie stanowiące realne ryzyko dla Trumpa, tak jak dziennikarskie śledztwo dotyczące nadużyć finansowych w jego rodzinnym imperium nieruchomości czy rewelacje na temat podsłuchiwania przez rosyjskich i chińskich szpiegów prywatnych rozmów prezydenta z jego osobistego iPhone’a.

Marionetki Donalda Trumpa

Favreau i Slaughter odpowiedział m.in. Michael Barbaro, wydawca codziennego podcastu „New York Timesa”. Według niego – i wielu innych dziennikarzy liberalnych mediów – karawana migrantów jest tematem ważnym społecznie i politycznie. Redakcje mają więc profesjonalny i moralny obowiązek informować o rozwoju sytuacji na południu. Ignorowanie jej, jak Barbaro pisał na Twitterze, świadczyłoby o tym, że Ameryka pod rządami Trumpa zamknęła się już zupełnie na sprawy regionu, tracąc przywództwo i decyzyjność na całym kontynencie. Obie strony zarzucają więc sobie nawzajem, że stały się marionetkami urzędującego prezydenta.

Nowa linia podziału Ameryki

Tymczasem wokół samej karawany narasta praktycznie cały ekosystem fake newsów i półprawd. Na amerykańskich prawicowych portalach krążyć zaczęły zdjęcia meksykańskich policjantów broczących krwią, rzekomo brutalnie pobitych przez idących na północ migrantów. Szybko okazało się, że fotografia nie ma nic wspólnego z bieżącym kryzysem i została wykonana dużo wcześniej. Nadal nie wiadomo też, ilu dokładnie uchodźców wciąż przemieszcza się w kierunku USA – lokalne media i międzynarodowe organizacje podają sprzeczne dane, wahające się od kilku do kilkuset tysięcy osób. Nawet jeśli żadne z nich nie dojdzie do granicy, już teraz stali się, niestety, nową linią podziału Ameryki.

Czytaj także: USA–Meksyk, konflikt, który narasta

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama