Szokująca rezygnacja ministra obrony Jamesa Mattisa (w proteście przeciw wycofaniu przez Donalda Trumpa wojsk z Syrii) źle rokuje u progu 2019 r. Był on ostatnim z „dorosłych” w otoczeniu prezydenta, powstrzymujących go przed osłabianiem więzi USA z sojusznikami i robieniem innych głupstw. Tymczasowy następca Mattisa Patrick M. Shanahan ma szansę pozostać na stałe, gdyż popiera dziwaczne pomysły Trumpa, jak utworzenie Sił Kosmicznych jako szóstej formacji wojsk. Zmiana w Pentagonie wieńczy rekordową karuzelę posad w jego ekipie – z tzw. drużyny A, czyli ponad 60 najważniejszych stanowisk w gabinecie i Białym Domu według analizy Brookings Institution wymieniono 65 proc. osób, ponaddwukrotnie więcej niż w ekipach czterech jego poprzedników. A w zespole wytyczającym obronną i zagraniczną politykę Waszyngtonu przedstawicieli republikańskiego esablishmentu zastępują osoby mentalnie bliższe Trumpowi i bardziej mu posłuszne.
Znajdowanie zastępców wyrzucanych lub rejterujących urzędników jest coraz trudniejsze. Mało kto ma ochotę na rolę świadka skandali w Białym Domu Trumpa, wokół którego zacieśnia się sieć oskarżeń. Specjalny prokurator Mueller bada, czy prezydent koordynował z Rosją jej starania, aby pomóc mu w wygraniu wyborów. Szuka dowodów, że Trump utrudniał pracę aparatu ścigania, naciskając na zakończenie śledztwa w sprawie rosyjskich kontaktów doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna. Prokuratorzy nowojorscy uważają, że przekupywanie kobiet, by nie ujawniały romansów z Trumpem, kiedy kandydował do Białego Domu, to nielegalne datki na kampanię. Prokuratorzy z Waszyngtonu zarzucają prezydentowi złamanie zakazu przyjmowania prezentów od obcych rządów (do czego sprowadza się goszczenie zagranicznych dyplomatów w jego hotelu w stolicy).