Blisko 100 mln dol. – tyle kosztowało niedawne wesele 27-letniej Ishy Ambani, córki najbogatszego człowieka Azji. Mukesh Ambani jest właścicielem grupy firm Reliance Industries, prowadzących działalność tak rozległą, że bez nich Indie ogarnąłby paraliż. Aż 4 mln z budżetu wesela otrzymała Beyoncé za taniec i wykonanie kilku piosenek, w tym nieodzownej „Crazy in Love” (ang. „Zakochana do szaleństwa”). Amerykańska wokalistka wystąpiła w jednym z pałaców Udajpuru, miasta maharadżów w baśniowym Radżastanie.
Weselna mania wzięła się właśnie z tej pustynnej prowincji, zamieszkanej niegdyś przez rody królewskie. Dla maharadżów związki małżeńskie własnych dzieci były symbolem potwierdzającym strategiczne sojusze. Teraz, w gwałtownie rozwijających się Indiach, do tych „starych pieniędzy” dołączają nowe fortuny. Każdy, kto ma jakikolwiek majątek, chce się pokazać i piąć w stromej hierarchii. Im niżej na tej drabinie, tym częściej weselom towarzyszy tandeta i estetyczna wulgarność. Ale tego dnia dla rodzin liczy się tylko, by błyszczeć.
Sam ślub i główne przyjęcie weselne panny Ambani odbyło się w Bombaju, zagłębiu miliarderów. W rezydencji Mukesha – Antilli, obsługiwanej na co dzień przez 600 służących i uznawanej za jeden z najdroższych domów świata. Na uroczystość przyjechały sławy kina, krykieta oraz Hillary Clinton, przyjaciółka rodziny od blisko 20 lat. Zagraniczni goście uświetniają każde wesele – nawet przypadkowy białoskóry turysta może liczyć na nagłe zaproszenie, bo swą obecnością przyniesie prestiż i cenioną w takim dniu pomyślność.
Hindusi najchętniej sprosiliby na wesela cały świat. I wielu tak robi. Na śluby dalekich kuzynów podróżują wystrojone wielopokoleniowe rody, zmuszone rezerwować w tym celu kilka przedziałów w pociągu oraz prawie dwa tygodnie wolnego, bo sama podróż zajmuje kilka dni, a świętowanie – cały tydzień.