Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Katalonia nowym państwem w Unii Europejskiej?

W Barcelonie ulice są czyste, a budynki stylem przypominają Paryż. W Barcelonie ulice są czyste, a budynki stylem przypominają Paryż. Walkerssk / Pixabay
Jeśli w najbliższych latach Katalonia nie otrzyma z Madrytu zadowalającej oferty, to dalsze powstrzymywanie secesji stanie się niemożliwe w warunkach demokratycznych. A nie jest jedynym regionem, który chce się wybić na niepodległość.
Katalonia ma własny parlament, hymn i symbole narodowe, włącznie z flagą.Assemblea.cat/Flickr CC by 2.0 Katalonia ma własny parlament, hymn i symbole narodowe, włącznie z flagą.

W Barcelonie piłkę kopie się inaczej niż Madrycie. W stolicy Katalonii ulice są czyste, a budynki stylem przypominają Paryż. Miasto oddycha morzem, obyczaje są liberalne. Na bulwarach można spotkać pary stylowo przystrzyżonych mężczyzn trzymających się za ręce. W Madrycie styl zabudowy jest cięższy, do morza daleko i choć miasto do konserwatywnych nie należy, to pary tej samej płci raczej się nie ujawniają.

Spory w cieniu wielkiej piłki

Nic tak nie oddaje istoty sporu Katalonii z Hiszpanią jak legendarna rywalizacja między FC Barceloną a klubem Real Madryt, trwająca od samego początku XX w., a dokładnie od maja 1902 r., kiedy kluby spotkały się po raz pierwszy. Poza naturalną w każdej lidze rywalizacją regionalną spór ma ewidentnie charakter polityczny i tożsamościowy. Barcelona to mekka republikanizmu, opierała się najdłużej wojskom Franco. W czasie dyktatury mecze FC Barcelony z Realem nierzadko kończyły się manifestacjami.

Madryt nie stronił od biurokratycznych sztuczek, osłabiając FC Barcelonę. Na przykład w 1953 r. oficjalna hiszpańska federacja piłki nożnej zablokowała transfer legendarnego piłkarza Alfredo Di Stefano do FC Barcelony, a następnie zezwoliła na jego przejęcie przez Real Madryt. Di Stefano był wtedy najlepszym chyba piłkarzem świata i w dużej mierze dzięki niemu Real wygrywał hiszpańską ligę osiem razy z rzędu. Kibice FC Barcelony też bynajmniej do najprzyjemniejszych nie należą, co udowodnili w 2000 r., kiedy rzucili pod nogi Luisa Figo – który zgrzeszył, przechodząc z Barcelony do Madrytu – świńską głowę pod nogi w trakcie wykonywania rzutu rożnego.

Negatywne emocje między Katalonią i Kastylią mają więc swoje źródło historyczne i kulturowe, zakorzenione głęboko w kulturze masowej. Do tego od wielu lat dochodzi konflikt natury gospodarczej, związany z panującym w Katalonii przeświadczeniem o niesprawiedliwym podziale dochodu.

Czytaj także: FC Barcelona a spór o autonomię Katalonii

Konflikt Katalonii z Madrytem

Katalonia jest niewielkim, w dużej mierze nadmorskim regionem, graniczącym na północy z Francją. Na tym stosunkowo niewielkim obszarze mieszka aż 7,5 mln Katalończyków posługujących się własnym, odmiennym od hiszpańskiego, językiem. Katalonia ma też swój parlament, hymn i symbole narodowe, włącznie z flagą. W sporze z Madrytem chodzi zaś głównie o pieniądze. Katalonia jest zdecydowanie najbogatszym regionem Hiszpanii, wytwarza aż 20 proc. PKB kraju i 25,6 proc. hiszpańskiego eksportu. To tutaj jest ulokowanych 20 proc. wszystkich hiszpańskich inwestycji zagranicznych. Katalonia jest samowystarczalna i utrzymuje biedniejsze regiony, m.in. Andaluzję.

Nastroje w Katalonii zaczęły się pogarszać, a tendencje separatystyczne rosnąć po 2008 r., kiedy Hiszpania znalazła się w sześcioletniej recesji. Od 2012 r., w wyniku kryzysu euro spowodowanego bankructwem Grecji, Hiszpania była zmuszona wprowadzić radykalną politykę oszczędnościową. W sektorze publicznym płace zostały zamrożone, a bezrobocie poszło w górę. Odczuła to także Katalonia. W lipcu 2010 r. konserwatywny rząd Mariano Rajoya ograniczył autonomię regionu, powołując się na decyzję Sądu Najwyższego. W regionie wybuchły protesty. 10 lipca 2010 r. miała zaś miejsce największa w historii Katalonii, ponadmilionowa demonstracja.

Madryt nie mógł chyba wybrać gorszego momentu, żeby przywołać niesforną i dumną Katalonią do porządku. Kraj znalazł się w głębokim kryzysie, a w Katalonii panowało przekonanie, że utrzymuje resztę kraju. Madryt zabrał regionowi część autonomii, którą przyznał jej poprzedni rząd socjalisty Zapatero i która została przyjęta przeważającą liczbą głosów przez kataloński parlament (91 proc. głosowało za) i zatwierdzona w referendum (74 proc. Katalończyków za). Ten mało mądry ruch Madrytu doprowadził do radykalizacji partii katalońskich, które obrały odtąd jednoznaczny kurs – na niepodległość.

Referendum niepodległościowe i konstytucyjny kryzys

Na początku 2016 r. w wyborach do parlamentu katalońskiego partie optujące za niepodległością uzyskały większość, a premierem został Carlos Puigdemont. W 2017 r., wbrew wyraźnemu sprzeciwowi Madrytu, zaczął on przygotowywać referendum niepodległościowe. W lipcu tego roku Puigdemont usunął ze swojego rządu wahających się ministrów i zwolnił szefa policji regionalnej. Wkrótce parlament kataloński przyjął ustawę o referendum, która zniosła minimalny próg frekwencyjny. Hiszpański rząd, parlament i Trybunał Konstytucyjny uznały ją za niezgodną z konstytucją.

Mimo protestów Madrytu i interwencji policji federalnej kataloński rząd referendum przeprowadził. Frekwencja wyniosła jednak tylko 43 proc., do czego z pewnością przyczyniło się wezwanie do bojkotu, artykułowane przez przeciwników secesji. Ponad dwa miliony osób zagłosowało za niepodległością (92 proc.), przeciw – tylko 8. Ale że Madryt Katalonii nie odpuści – stało się jasne już w trakcie plebiscytu, który próbowała zablokować, czasem brutalnie interweniując, hiszpańska policja.

Puigdemont ogłosił jednak, że referendum jest wiążące. Na co hiszpański rząd postawił premierowi ultimatum i zażądał jasnego określenia, czy Katalonia ogłasza niepodległość, czy nie. Jeśli tak – ostrzegł – to zamierza zastosować art. 155 konstytucji, zawiesić autonomię regionu, wprowadzić zarząd komisaryczny, a liderów rebelii postawić przed sądem. Puigdemont nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi, co doprowadziło do najgłębszego kryzysu w dziejach hiszpańskiej demokracji. Trzy tygodnie po ogłoszeniu referendum Madryt ogłosił zawieszenie autonomii regionu, na co parlament w Barcelonie zareagował przegłosowaniem deklaracji niepodległości. Madryt oczywiście tego głosowania nie uznał, wprowadził zarząd komisaryczny i aresztował ministrów rządu katalońskiego. Puigdemont i paru jego najbliższych współpracowników salwowało się ucieczką za granicę i obecnie przebywa w Berlinie.

Czytaj także: Katalonia chce kolejnego referendum w sprawie niepodległości

Kryzys wraca

Latem 2018 r. konserwatywny rząd Rajoya stracił większość w parlamencie, a nowym premierem został szef partii socjalistycznej Pedro Sánchez. Katalońscy separatyści wsparli jego mniejszościowy rząd, choć był on od początku przeciwnikiem secesji. Tyle że przywrócił on Katalonii autonomię i zezwolił na nowe wybory. Te zaś ponownie wygrali zwolennicy niepodległości. Podejmowane przez Sáncheza próby wyjścia z patowej sytuacji spotykają się ze zmasowaną krytyką obu stron. Hiszpańska prawica i narodowcy z partii Vox uznali rozmowy z separatystami za zdradę. Katalończycy wycofali zaś poparcie dla rządu socjalistów, który ich zdaniem kontynuuje politykę centralistyczną.

W ostatnich dniach rozpoczął się proces 12 byłych ministrów i współpracowników rządu Puigdemonta, którym grożą kary bezwzględnego więzienia aż do 15 lat. Większość oskarżonych przebywa już za kratkami, czyniąc z Hiszpanii jedyny kraj Unii Europejskiej, w którym oficjalnie więzi się polityków ze względów ideologicznych. Procesowi Katalończyków towarzyszą demonstracje obu stron. Prawica i narodowcy twierdzą, że potencjalne kary są zbyt niskie. Katalończycy uważają ich za więźniów sumienia.

Czytaj też: W hiszpańskim rządzie więcej kobiet niż mężczyzn

Co po wyborach

Funkcjonując między młotem a kowadłem, rząd Sáncheza był zmuszony rozpisać wcześniejsze wybory. Jeśli socjaliści je wygrają, to nastąpi ponowienie prób odnalezienia kompromisu. Wygrana konserwatystów będzie zaś oznaczała zaostrzenie kursu wobec Katalonii i innych regionów. Tymczasem w samej Katalonii nadal wzrasta poparcie dla niepodległości (według ostatnich sondaży – jest pół na pół).

Jeśli w najbliższych latach Katalonia nie otrzyma zadowalającej oferty, to dalsze powstrzymywanie secesji stanie się niemożliwe w warunkach demokratycznych. Tymczasem Katalonia nie jest jedynym regionem chcącym się wybić na niepodległość. Jej przykładem mogą pójść kraj Basków, Szkocja i Flandry. Nie można wykluczyć, że choć Unii Europejska nie planuje rozszerzenia, to będzie mieć wkrótce więcej członków.

Czytaj także: Hiszpańskiego premiera wynieśli do władzy i pogrążyli ci sami ludzie

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama