Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wenezuelska opozycja prze do konfrontacji

Wenezuelczycy popierają opozycję. Wenezuelczycy popierają opozycję. Carlos Garcia Rawlins / Forum
Choć dwuwładza ciągnie się już od prawie dwóch miesięcy, siły antyrządowe zaczynają zdobywać wyraźną przewagę nad reżimem.

Karnawał jest w krajach Ameryki Łacińskiej czasem nie tylko wielotysięcznych parad i ulicznych zabaw do białego rana. Często bowiem pochody szkół tańca czy zespołów muzycznych idą wtedy praktycznie ramię w ramię z demonstracjami politycznymi. W latach 60. okres karnawału upatrzyli sobie brazylijscy studenci, protestujący przeciwko represjom ze strony wojskowej dyktatury. W pierwszych miesiącach roku na ulice w geście sprzeciwu wobec działań urzędujących polityków wychodzili też Argentyńczycy w czasach kryzysu z początku tego stulecia czy kolumbijskie rodziny ofiar starć z bojówkami i organizacjami paramilitarnymi.

Tę symbiozę radosnej, publicznej zabawy z gotowością do wyrażania swojego obywatelskiego nieposłuszeństwa najwyraźniej doskonale zna też Juan Guaidó, od prawie dwóch miesięcy pełniący funkcję „równoległego” prezydenta Wenezueli. Wracając w poniedziałek do stolicy kraju po serii spotkań z przywódcami państw regionu, wezwał obywateli do nowej fali protestów antyrządowych właśnie w czasie karnawałowego szczytu, apelując „o stawienie czoła temu historycznemu wyzwaniu i wejście z uśmiechem w czas demokracji”.

Wenezuela w stanie dwuwładzy

Ten 35-letni inżynier, formalnie piastujący stanowisko przewodniczącego tamtejszego Zgromadzenia Parlamentarnego, samozwańczo ogłosił się głową państwa 23 stycznia. Przemawiał wtedy do wielotysięcznego tłumu zwolenników opozycji, zgromadzonych na jednym z pierwszych naprawdę masowych demonstracji przeciwko Nicolasowi Maduro. Jako prawne podparcie swojej decyzji wskazał konstytucję, w świetle której ubiegłoroczna reelekcja Maduro jest nieważna. Urzędujący prezydent, rzecz jasna, deklaracji Guaidó nie uznał, wprowadzając tym samym kraj w stan trwającej już prawie dwa miesiące dwuwładzy.

Wygląda jednak na to, że koniec socjalistycznego reżimu może zbiec się w czasie z końcem karnawału. Maduro zaczyna bowiem nie tylko tracić sojuszników na arenie międzynarodowej, ale i poparcie w kraju. Poza granicami Wenezueli sytuacja wydaje się właściwie rozstrzygnięta. Juana Guaidó jako prawowitego prezydenta uznaje ponad 60 krajów na całym świecie, w tym Stany Zjednoczone, wszystkie największe państwa Ameryki Południowej i większość europejskich stolic. Po stronie Maduro została już tylko Ankara, której wsparcie ogranicza się jednak do pustej retoryki, i Moskwa, broniąca interesów reżimu na forum Narodów Zjednoczonych.

Mimo to nawet dyplomatom Władimira Putina nie uśmiecha się już rozdzierać szat za chwiejącego się następcę Hugo Chaveza. Wbrew szumnym zapowiedziom z początku lutego Kreml nie zaangażował się w mediacje pomiędzy obiema stronami konfliktu, nie słychać też o propozycjach azylu politycznego czy dodatkowego wsparcia finansowego w obliczu nowych sankcji nałożonych na Caracas przez m.in. Stany Zjednoczone. Wprawdzie Rosji udało się, na cztery ręce z Chinami, zablokować w ubiegłym tygodniu zainicjowaną przez USA rezolucję Rady Bezpieczeństwa, nawołującą do przyspieszonych wyborów w Wenezueli i zmuszającą Maduro do otwarcia granic dla konwojów pomocy humanitarnej, jednak na tym poparcie Putina dla boliwariańskiej rewolucji zdaje się kończyć.

Czytaj także: Maduro odcina Wenezuelę od pomocy humanitarnej

Reżim Nicolasa Maduro upadnie lada dzień?

Z kolei Guaidó rośnie w siłę z każdym dniem. W ubiegłym tygodniu zadał Maduro bardzo poważny cios wizerunkowy, ignorując nałożony na niego przez prorządowy Sąd Najwyższy zakaz opuszczania Wenezueli. Z aresztu nic sobie nie robił, wsiadając w samolot i rozpoczynając objazd po całej Ameryce Południowej. W ciągu zaledwie kilku dni odwiedził Brazylię, Paragwaj, Argentynę i Ekwador, uczestniczył też w spotkaniu z przywódcami tzw. Grupy z Limy (czyli dziewięciu krajów Ameryki Łacińskiej i Kanady), zorganizowanym 24 lutego w Bogocie. Podczas tej ostatniej konferencji spotkał się także z wiceprezydentem USA Mikiem Pence′em oraz doradcą prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Johnem Boltonem. Obaj udzielili mu bezwarunkowego poparcia, a Bolton napisał na Twitterze po rozmowie z Guaidó, że siła i optymizm lidera opozycji skłaniają go do wniosku, że reżim Maduro upadnie lada dzień.

Niewiadomą pozostawała reakcja sił prorządowych na podróż lidera opozycji. Kiedy w poniedziałek lądował na stołecznym lotnisku, do końca nie było wiadomo, czy nie zostanie aresztowany za złamanie zakazu podróży zagranicznych. Mimo gróźb ze strony Maduro do interwencji policji jednak nie doszło, a Guaidó prawie bezpośrednio z płyty lotniska udał się na spotkanie z coraz liczniej zbierającymi się demonstrantami. W prowadzonej tuż przed wejściem na pokład transmisji na żywo na Twitterze wezwał Wenezuelczyków do nowej fali demonstracji, podkreślając, że jeśli reżim złamie się i nie zdecyduje na jego aresztowanie po powrocie do kraju, będzie to dowodem, że Maduro nie ma już żadnej siły sprawczej.

Choć wyborcy tym razem nie odpowiedzieli na jego wezwanie tak entuzjastycznie jak w poprzednich tygodniach, na ulicach Caracas i innych większych miast znów pojawiło się po kilkanaście tysięcy osób. Miejscami ciężko było odróżnić tych zaangażowanych politycznie od zwykłych uczestników karnawału, jednak może właśnie o to chodziło Juanowi Guaidó. Po prawie dwóch miesiącach chaosu i niemal ciągłym przebywaniu na ulicach zmobilizować elektorat do kolejnych przemarszów jest bardzo trudno. Dlatego też samozwańczy prezydent postanowił wykorzystać wsparcie karnawałowych zabaw. Przynajmniej pod względem optycznym przyniosło to zamierzony efekt.

Czytaj także: Jak światowe potęgi chcą rozegrać kryzys w Wenezueli

Od Maduro odwracają się najubożsi Wenezuelczycy i wojsko

Co więcej, doniesienia z krajowej sceny politycznej wskazują, że pozycja Maduro staje się coraz słabsza nawet w jego dwóch dotychczasowych bastionach: wojsku i slumsach. Według doniesień Associated Press z ubiegłego weekendu posłuszeństwo władzom socjalistycznym wypowiedziało już ponad 600 członków sił zbrojnych. W większości są to szeregowcy i oficerowie niższego szczebla, jednak stopniowo na stronę opozycji przechodzi też coraz więcej członków wojskowej elity. Wsparcia Maduro udzielać nie chcą już też najubożsi mieszkańcy kraju, rozczarowani represjami i szalejącą recesją. Trafić do nich próbuje opozycja, obiecując – w przypadku przejęcia władzy – nowy społeczny fundusz redystrybucji zysków z eksportu ropy naftowej. To kolejny wizerunkowy cios zadany przez Guaidó dygnitarzom socjalistycznym, licznie uwłaszczonym na majątku państwowego giganta naftowego PDVSA.

Maduro jest w wyraźnej defensywie. Coraz mniejsza aktywność w mediach społecznościowych, brak reakcji na zagraniczne podróże Guaidó – wszystko to wskazuje, że kończą mu się pomysły na utrzymanie się przy władzy. Opozycja natomiast prze do konfrontacji, najlepiej ostatecznej – może to zrobić już w najbliższych dniach.

Czytaj także: Czy wenezuelskie wojsko przejdzie na stronę opozycji?

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama