Masowe zabójstwa tego rodzaju, w Nowej Zelandii dotąd niemal nieznane, w USA zdarzają się tak często, że doniesienia o zastrzeleniu jednorazowo „tylko” kilku osób nie trafiają nawet na czołówki dzienników telewizyjnych. Chociaż przyczyną epidemii takich tragedii, obok westernowej tradycji samodzielnego załatwiania osobistych porachunków, jest łatwa dostępność broni palnej, po każdej kolejnej masakrze politycy, hojnie sponsorowani przez gun lobby, zgodnie milczą. W efekcie przestępcy, terroryści i psychopaci bez trudu zaopatrują się w coraz bardziej szybkostrzelne maszynki do zabijania. Izba Reprezentantów uchwaliła wprawdzie ostatnio ustawę nakazującą sprawdzanie przez władze federalne nabywców broni pod kątem karalności i zdrowia psychicznego – w tym także kupujących ją w internecie i na wiejskich jarmarkach, gdzie nie ma żadnej kontroli – ale pozostało to aktem czysto symbolicznym, gdyż republikanie zapowiedzieli, że nie dopuszczą do głosowania nad nią w Senacie, gdzie mają większość.
Nowa Zelandia zaostrzy prawo o dostępie do broni
Tymczasem premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern w kilka dni po zabójstwie w Christchurch oświadczyła, że prawa o dostępie do broni będą zaostrzone. Wspomniała o możliwości zakazu posiadania karabinów półautomatycznych (strzelających raz po razie bez ładowania) i sfinansowanym przez rząd programie wykupu od właścicieli takiej broni.