Świat

Sieroty po Mandeli

RPA: Sieroty po Mandeli

Agitacyjny punkt wyborczy pod Eshowe. Dziś RPA znalazła się na rozdrożu: niespełnionych obietnic, zwiedzionych ambicji, codziennej biedy i braku szans. Agitacyjny punkt wyborczy pod Eshowe. Dziś RPA znalazła się na rozdrożu: niespełnionych obietnic, zwiedzionych ambicji, codziennej biedy i braku szans. Rogan Ward/Reuters / Forum
Ćwierć wieku temu Afrykański Kongres Narodowy wyzwolił RPA z apartheidu. Dziś wielu liczy, że RPA w końcu wyzwoli się od Kongresu.
Nawet niedawna wygrana Afrykańskiego Kongresu Narodowego nie gwarantuje, że prezydent okiełzna skorumpowany aparat partyjny, który będzie musiał wpuścić do rządu.AN Nawet niedawna wygrana Afrykańskiego Kongresu Narodowego nie gwarantuje, że prezydent okiełzna skorumpowany aparat partyjny, który będzie musiał wpuścić do rządu.

Nelson Mandela, więziony przez 27 lat radykał, odrzucił pokusę rewanżu – zamiast rozliczeń za lata upodlenia zaproponował prawdę i pojednanie. Przed krajem roztoczyły się marzenia o rasowej harmonii, równości i dostatku. Sam Mandela i świat, oczarowany jego charyzmą, wysoko ustawili poprzeczkę aspiracji. Dziś widać, jak bardzo ambicje przerosły rzeczywistość.

Niemal dokładnie 25 lat po upadku apartheidu obywatele poszli do urn, by zrecenzować spadkobierców Mandeli. 8 maja w Republice Południowej Afryki odbyły się wybory parlamentarne i samorządowe – uważane za najważniejsze od 1994 r., bo pierwsze, w których brakowało pewności, czy partia Mandeli, Afrykański Kongres Narodowy (ANC), zdobędzie połowę głosów. Rozczarowanie mizerną kondycją, a zwłaszcza masową korupcją kadr partyjnych wpłynęło na niższą niż w przeszłości frekwencję (65 proc.). Blisko 6 mln młodych ludzi nawet nie zarejestrowało się do głosowania.

Wstępne wyniki, po podliczeniu 87 proc. głosów, dawały Kongresowi 57-procentowe poparcie, podczas gdy główna partia opozycyjna, Sojusz Demokratyczny, zdobyła ok. 21 proc. Wygląda więc na to, że Kongres przetrwał. Tyle że dla mieszkańców RPA trwanie to już dziś za mało.

Na lotnisku w Johannesburgu każdego dnia lądują dwupiętrowe airbusy 380, największe pasażerskie samoloty świata. Do centrum miasta w kwadrans dojeżdża czysta, szybka i punktualna kolej. W restauracjach Kapsztadu jest równie elegancko – i znacznie taniej niż w Nowym Jorku, Paryżu czy Londynie. W nadmorskich kurortach ciepłego Oceanu Indyjskiego i zimnego Atlantyku roi się od barów, w których młode kobiety w kusych szortach serwują dowolny trunek świata. W Stellenbosch wina i sceneria nie ustępują kalifornijskiej Napie.

Biblia za ziemię

Inny świat zaczyna się na peryferiach wielkich miast, niespełna godzinę od centrum: przyklejone do autostrad kłują w oczy sklecone z blachy i tektury slumsy, przeplatające się z tanimi betonowymi domkami.

Polityka 20.2019 (3210) z dnia 14.05.2019; Świat; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Sieroty po Mandeli"
Reklama