Paryż nie jest jedynym miastem, gdzie katedra Notre Dame czeka na odbudowę. Czy Francuzi również za nią powinni zapłacić?
Ta druga Dama, wzniesiona na przełomie XIX i XX w., leży w gruzach w Port-au-Prince, odkąd dziewięć lat temu Haiti nawiedziło trzęsienie ziemi. Zginęło wówczas ponad 300 tys. osób, a stolica kraju niemal zniknęła z powierzchni ziemi. Od tamtego czasu wokół gruzów katedry nic się nie działo, bo biedne Haiti ma znacznie pilniejsze potrzeby: pomoc inwalidom, powszechne niedożywienie, brak mieszkań. Poza tym Haitańczycy nie mają jednoznacznego stosunku do tej świątyni: przez wiele dekad była symbolem francuskiego kolonializmu i choć katolicyzm wyznaje 99 proc. Haitańczyków, to – jak sami twierdzą – 100 proc. z nich jest wyznawcami voodoo.
Pożar paryskiej katedry wywołał jednak dyskusję o odbudowie haitańskiej siostry. Jej inicjatorką jest znana amerykańska dziennikarka Amy Wilentz, która od 30 lat pisze o Haiti, m.in. dla „New Yorkera”. Zdaniem Wilentz haitańską katedrę powinni odbudować Francuzi, jeśli tak hojnie łożą na odbudowę swojej Damy. Przypomina, że w 1804 r. Haiti było pierwszą czarną republiką na świecie i jedyną, w której powiodło się niewolnicze powstanie. Ale później państwo to przez wiele lat musiało płacić Francji reparacje, które w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze byłyby warte 21 mld dol. Za co? Za utraconych przez Francję niewolników i plantacje cukru. To m.in. z pieniędzy pochodzących z takich zamorskich plantacji Francuzom udało się wyremontować paryską Notre Dame w XIX w.