Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Trump grozi wojną celną z powodu migrantów

Donald Trump zapowiedział, że nałoży 5-proc. cła na wszystkie produkty importowane z Meksyku. Donald Trump zapowiedział, że nałoży 5-proc. cła na wszystkie produkty importowane z Meksyku. White House/Shealah Craighead / Flickr CC BY SA
Prezydent Stanów Zjednoczonych zapowiedział, że nałoży 5-proc. cła na wszystkie produkty importowane z Meksyku. Zdejmie je dopiero, gdy spadnie liczba nielegalnych przekroczeń południowej granicy USA.

O swoim nowym pomyśle walki z napływem imigrantów z Ameryki Centralnej Donald Trump poinformował w najbardziej typowy dla siebie sposób – na Twitterze. W serii wpisów bardzo jasno zakomunikował to, co od kilkunastu miesięcy jest podstawowym założeniem jego polityki imigracyjnej, czyli odpowiedzialność Meksyku za całość ruchu uchodźczego w regionie. Zdaniem Trumpa to właśnie władze południowego sąsiada USA są nawet nie głównymi, ale wręcz jedynymi winowajcami eskalacji napięć na granicy i wzrostu liczby nielegalnych jej przekroczeń.

Czytaj także: USA–Meksyk, konflikt, który narasta

Trump przechodzi do ofensywy

Tym samym po raz kolejny zignorował fakt, że demonizowane przez amerykańską prawicę karawany migrantów, czyli kilkutysięczne grupy uchodźców wędrujące, często piechotą, w kierunku północnego Meksyku, najczęściej formują się jeszcze dalej na południu: w Hondurasie, Gwatemali, Nikaragui. Dla wielu osób próbujących przedostać się na terytorium USA bez dokumentów Meksyk jest tylko stacją przejściową, kolejnym przystankiem, który niekoniecznie zamieniliby na cel swej podróży.

Trump od miesięcy udowadnia jednak, że taka analiza problemu jest dla niego zbyt zniuansowana. Wszystko, co leży na południe od Teksasu czy Kalifornii, to jeden bezkształtny i bezimienny obszar, którego mieszkańcy nie marzą o niczym innym, tylko o nielegalnym osiedleniu się w jego kraju.

Wszystko wskazuje zatem na to, że wczorajszej nocy, gdy amerykański prezydent wysyłał kolejnego groźnie brzmiącego tweeta, skończyła się w jego polityce faza działań obronnych. Trump przechodzi do ofensywy, a jego bronią zaczepną mają być cła na produkty importowane z Meksyku. Opłaty mają wejść w życie 10 czerwca i zacząć się od poziomu 5 proc. Z czasem Trump chce je podnosić, w zależności od tego, jak szybko (lub wolno) poprawiać się będzie sytuacja na granicy. Jeśli uzna, oczywiście w sposób arbitralny, że Meksykanie nie robią wystarczająco dużo, by powstrzymać napływ imigrantów, zacznie stopniowo podwyższać cła. Jako górną granicę wyznaczył 25 proc., co w przypadku bierności Meksyku wejdzie w życie 1 października.

Zaraz po ogłoszeniu planu w mediach społecznościowych Trump zwołał briefing medialny, na którym towarzyszyli mu pełniący obowiązki dyrektora departamentu bezpieczeństwa wewnętrznego Kevin McAleenan oraz tymczasowy szef prezydenckiej kancelarii Mick Mulvaney. Samo wystąpienie trzech panów przed kamerami doskonale oddawało dynamikę administracji Trumpa. Podczas gdy prezydent grzmiał z mównicy, że Ameryka stoi na krawędzi upadku, a masy nielegalnych imigrantów zalewają kraj, jego współpracownicy stali z tyłu, a na ich twarzach malowało się niedowierzanie połączone z niewiedzą na temat dalszych kroków.

Czytaj także: Fakty i mity o amerykańskiej granicy

Trump postawił na swoim

Już na pierwszy rzut oka dało się zrozumieć, że decyzji o nałożeniu cła Trump z nikim w rządzie nie konsultował. A nawet jeśli to zrobił, to zapewne otrzymał negatywne rekomendacje na ten temat i po prostu je zignorował. Amerykańskie media, w tym portal Vox i dzisiejsze wydanie „New York Timesa”, donoszą, że temat wojny celnej z Meksykiem pojawiał się w Białym Domu już od jakiegoś czasu, jednak nikt w administracji nie był zwolennikiem tego scenariusza. Trump znów postawił na swoim, choć nie wiadomo, jak ten teoretyczny bat na meksykańskie władze ma funkcjonować.

Nieznane są chociażby kryteria ewaluacji kroków, których podjęcia od Meksyku oczekuje Trump. W swoim wystąpieniu powiedział tylko, że im dłużej utrzymywać się będzie podwyższona liczba nielegalnych przekroczeń granicy, tym wyższe staną się cła. Obowiązywać mają z kolei „do czasu zniwelowania zjawiska” niezgodnej z prawem imigracji. Co to w praktyce oznacza – nie wie na razie nikt.

Stuprocentowe uszczelnienie długiej na 3145 km granicy jest niemożliwe. Jej zupełne zamknięcie – czym Trump groził na początku roku – byłoby z kolei nieopłacalne dla obu stron. W dodatku ciężko oczekiwać od kraju takiego jak Meksyk – walczącego na co dzień z tworzącą państwo w państwie przestępczością zorganizowaną i pełnego radykalnych nierówności społecznych – by w całości i sam uporał się z problemem, z którym od dekad nie radzą sobie dużo bogatsze i stabilniejsze USA.

Cła uderzą w Amerykę?

Nie mówiąc o tym, że ustanowienie na wszystkie bez wyjątku sprowadzane z Meksyku produkty nowej opłaty celnej może szybko obrócić się przeciwko Trumpowi. W pierwszej kolejności spowoduje to podniesienie cen na amerykańskim rynku. I wbrew powszechnej opinii nie obejmie głównie artykułów spożywczych. Gdy prezydent USA pierwszy raz groził całkowitym zamknięciem granicy, w mediach społecznościowych pojawiła się informacja, że po zaledwie 14 dniach w kraju zupełnie zabrakłoby awokado.

W rzeczywistości owoc ten odpowiada zaledwie za 1 proc. wymiany handlowej między krajami. Dużo ważniejszy dla dynamiki gospodarczej jest przemysł motoryzacyjny, który w Meksyku produkuje całe samochody, ale też ich części czy podzespoły do komputerowych układów sterujących na skalę wręcz masową. Obłożenie ich dodatkowym cłem, nawet gdyby miało się zatrzymać na poziomie 5 proc., byłoby ogromnym ciosem dla amerykańskich gigantów przemysłowych, a w drugiej kolejności – po prostu dla klientów.

Władze Meksyku piszą list

Dopiero trzeci na liście potencjalnych ofiar ceł byliby sami Meksykanie. Mimo to władze południowego sąsiada USA nie zamierzają pokornie przyjmować fanaberii Trumpa. Prezydent Andres Manuel Lopez Obrador zareagował długim na dwie strony listem do Białego Domu. Przypomniał w nim o historii relacji gospodarczych między Stanami i Meksykiem, ale zwrócił też uwagę na ponadnarodowy charakter problemu migracyjnego. Trumpowi zarzucił, że jego hasło o „przywróceniu Ameryce wielkości” jest mrzonką, a rozwiązywanie problemów społecznych podatkami i groźbami – irracjonalną i nieodpowiedzialną polityką.

Solidarność z Meksykiem wyraziła inna ofiara ceł Trumpa, czyli Chiny. Geng Shuang, rzecznik prasowy tamtejszego MSZ, współczuł Lopezowi Obradorowi „stania się kolejnym krajem, który Ameryka próbuje zastraszyć”. Niestety wydaje się, że władze w Mexico City nie będą miały wiele do powiedzenia w tej kwestii. Trump niejednokrotnie udowadniał, że podejmuje decyzje pod wpływem impulsu, a znajomość mechanizmów rządzących handlem międzynarodowym nie należy do jego mocnych stron. Bez względu na konsekwencje – ekonomiczne i humanitarne – cła wejdą w życie za niecałe dwa tygodnie. Problemu migracyjnego to nie rozwiąże, wręcz może go pogorszyć. Wtedy jednak prezydentowi USA ciężej będzie znaleźć kozła ofiarnego.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną