Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Kreml coraz bardziej się boi ulicznych protestów. I powinien

Protest w Moskwie, 27 lipca 2019 r. Protest w Moskwie, 27 lipca 2019 r. Sergei Bobylev/TASS / Forum
W protestach padają rekordy – nie tylko absurdu. Tysiące zatrzymanych, setki pobitych i okaleczonych. Sądy, areszty, sprawy administracyjne i karne, mandaty, przeszukania domów polityków i aktywistów. Jedno jest pewne: Kreml się boi, a jego skamieniałość, brutalność i bezkompromisowość tylko dowodzą, że ma czego.

Mija trzeci tydzień protestów „o uczciwe wybory”, które już teraz – w dużej mierze za sprawą nieprzemyślanych działań kremlowskich władz – słusznie porównuje się do rewolucji 2011/2012 i wydarzeń z pl. Błotnego. Jednocześnie pod wieloma względami się od nich różnią. Wtedy rozgoryczenie i złość klasy średniej, wynikające m.in. ze sfałszowanych wyborów do Dumy i perspektywy kolejnych rządów Putina, doprowadziły do największych od 12 lat protestów w całej Rosji. Co prawda na nic się zdały, a wręcz pogłębiły mrok ogarniający kraj po krótkiej prezydenturze Miedwiediewa.

Przebudzenie nowego pokolenia Rosjan

Pogrążeni w apatii obywatele na nowo się jednak budzą. Dzisiejsze protesty, mniejsze, ale wciąż liczne jak na rosyjskie standardy, pokazują, że wykształciło się zupełnie nowe pokolenie, gotowe wziąć sprawy w swoje ręce i walczyć o demokrację uczestniczącą.

Początek fali datuje się na połowę lipca, kiedy do udziału w niebudzących zwykle emocji wyborach deputowanych do stołecznej Dumy nie dopuszczono niezależnych, „niesystemowych” kandydatów. Wyjaśnienia moskiewskiej komisji wyborczej (kandydaci nie zebrali wystarczającej liczby ważnych podpisów, a te, które dostarczyli, najwyraźniej zostały sfałszowane) od początku budziły podejrzenia. Szybko się okazało, że urzędnicy celowo popełniali błędy, wprowadzając dane do systemu, przez co kilkunastu kandydatów nie mogło dopełnić formalności.

Kiedy padł apel takich polityków i aktywistów jak Aleksiej Nawalny, Ilja Jaszyn czy Liubow Sobol, pod wpływem którego ludzie wyszli na ulice, nikt się nie spodziewał, że protesty potrwają kilka tygodni. W międzyczasie do aresztu trafiło wielu niezarejestrowanych kandydatów, a jeden z najbardziej rozpoznawalnych liderów opozycji, Aleksiej Nawalny, prawdopodobnie został w dodatku otruty.

Nic nie zapowiadało, że chaos doprowadzi do aresztowań na taką skalę. OWD-info, organizacja powstała na fali protestów z pl. Błotnego, zajmująca się m.in. udzielaniem pomocy zatrzymanym, niejednokrotnie alarmowała, że padł rekord – podczas jednej akcji policja zatrzymała 1378 osób.

Czytaj także: Bezprecedensowa solidarność dziennikarzy w Rosji. Coś pęka?

Władze nie doceniły młodego pokolenia

Wciąż jednak nic nie wskazywało, że protesty, odbywające się niby tylko na poziomie lokalnym, zmobilizują i zjednoczą opozycję. Panika władzy i jej nieprzemyślane ruchy doprowadziły do tego, że kryzys wyszedł poza miasto. Bo choć Rosjanie nie pałają do Moskwy przesadną miłością i zdają sobie sprawę, że codzienne problemy jej mieszkańców jeszcze długo nie będą ich typowymi troskami, to nie pozostają obojętni na przypominające wojnę obrazki z protestów.

Z publikowanych w opozycyjnych mediach materiałów dowiadują się, że pokojowo protestujący obrywają od brutalnych funkcjonariuszy policji i Rosgwardii m.in. gumowymi pałkami. Liczebność oddziałów, ściąganych z całego kraju, przywodzi na myśl poważny konflikt zbrojny, zwłaszcza w połączeniu z relacjami osób pobitych do krwi. Kreml, sięgając po najcięższe działa, podkreśla, że jeśli chodzi o walkę o jakąkolwiek władzę, nawet lokalną, to nie ma miejsca na kompromisy ani próbę zachowania pozorów „demokracji”. To się Rosjanom bardzo nie podoba.

Władze nie doceniły młodego pokolenia. Nie doceniły też szeroko rozumianej opozycji, która dzięki kremlowskiej arogancji i nieudolności urzędników administracji tak szybko i skutecznie połączyła siły. Tradycyjnie założyły, że przesadnie brutalne areszty i zatrzymania sprawią, iż chętnych do udziału w demonstracjach będzie mniej, a cała afera szybko się rozmyje. Nic bardziej mylnego.

Czytaj także: Putin znów opowiada bajkę o Rosji

Rosjanie odwracają się od Putina

Rosjanie, którzy dzisiaj w większości nie popierają Putina (według ostatnich sondaży Centrum Lewady poparcie dla prezydenta drastycznie spadło i oscyluje w granicach 30 proc.), poczuli się tą arogancją i brutalnością rozjuszeni. Zauważyli, że nadzwyczajna mobilizacja musi świadczyć o niepewności Kremla, a wręcz o strachu wywołanym obywatelskim nieposłuszeństwem i perspektywą obecności prawdziwej opozycji w jakimkolwiek państwowym urzędzie. Histeria władz, którą tak wyraźnie zaprezentowano w ciągu ostatniego miesiąca, głównie poprzez zaangażowanie sił zbrojnych, przyczynia się do zaktywizowania tej części społeczeństwa, którą wciąż można postrzegać jako apolityczną i bierną.

Młode pokolenie, ostatnio bardzo widoczne, różni się od pokoleń poprzednich dysydentów, naznaczonych minionym ustrojem. Brak strachu, wiara w słuszność własnych racji i w sens walki o demokrację sprawiają, że dla wielu z nich niestraszne są awtozaki – policyjne autobusy do przewozu zatrzymanych. A nawet areszty.

Czytaj także: Putinowi spada, a Rosji od tego nie rośnie

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną