Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Johnson nic nie wskórał u Merkel i Macrona. Jaki brexit nas czeka?

Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson z wizytą w Paryżu u prezydenta Francji Emmanuela Macrona. 22 sierpnia 2019 r. Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson z wizytą w Paryżu u prezydenta Francji Emmanuela Macrona. 22 sierpnia 2019 r. Forum
Borisowi Johnsonowi udała się kolejna sztuczka. Nie usłyszał w Berlinie i Paryżu nic nowego o brexicie, a mimo to spora część brytyjskich gazet, polityków, a nawet inwestorów uwierzyła w nowe szanse na przełom. Tyle że brexit zależy teraz głównie od losów brytyjskiego kryzysu.

Premier Boris Johnson wysłał w tym tygodniu list do szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska, w którym powtórzył, że wynegocjowana ostatniej jesieni umowa o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii jest dla Londynu nie do przyjęcia. Powód? Tzw. irlandzki bezpiecznik (backstop), „antydemokratyczny” i „niezgodny z suwerennością Wielkiej Brytanii”. To z powodu „bezpiecznika”, który ma zapobiec kontrolom granicznym między unijną Irlandią i brytyjską Irlandią Północną, Izba Gmin nie ratyfikowała umowy, co doprowadziło do dymisji Theresy May. A teraz Johnson ostrzega Unię, że jeśli nie odpuści „bezpiecznika”, to przewidziany na północ z 31 października na 1 listopada brexit dokona się bez żadnej umowy UE–Londyn.

Czytaj też: Będzie chaos. Wyciekł tajny raport o katastrofie po brexicie bez umowy

Brexit. Skoordynowany przekaz Niemiec i Francji

Choć głównymi poszkodowanymi brexitu bez umowy byliby Brytyjczycy, to mocno szkodziłby on również gospodarce krajów wspólnoty. Stąd nadal niewygasłe w Londynie nadzieje, że Unia w ostatniej chwili się przestraszy i odpuści „bezpiecznik”, by brexit mógł się dokonać w sposób uporządkowany – z okresem przejściowym nawet do połowy 2022 r., gdy zostałaby wynegocjowana umowa o przyszłych stosunkach gospodarczo-politycznych.

Johnson był w środę u kanclerz Angeli Merkel w Berlinie, a w czwartek u prezydenta Emmanuela Macrona w Paryżu, by ostrzec ich przed ryzykiem brexitu bez umowy. Ale niewiele wskórał. Merkel i Macron mieli podobny (i zapewne skoordynowany) przekaz, choć jak zwykle Niemka wyrażała się w tonie bardziej koncyliacyjnym, a Francuz już w przeddzień rozmowy zadeklarował, że „nie ma opcji” rezygnacji z backstopu. Potem podczas ich wspólnej konferencji prasowej Macron tłumaczył, że „bezpiecznik” to kluczowy element umowy i „gwarancja zachowania stabilności w Irlandii i spójności wspólnego rynku UE”.

Czytaj też: Widmo brexitu bez umowy zaczyna rozsadzać Wielką Brytanię

Kanclerz Niemiec uprzejmie wyjaśnia

A zatem Johnsonowi w Paryżu i Berlinie przypomniano znane od ponad roku stanowisko Unii: „bezpiecznik” to rozwiązanie tymczasowe (choć bez odgórnych limitów czasowych) i nie wejdzie w życie, gdyby przed ustaniem okresu przejściowego po brexicie udało się znaleźć zadowalający zamiennik. Backstop to bowiem – jak powtarza Bruksela – „ubezpieczenie” na wypadek nieuzgodnienia alternatywy. A jeśli udałoby się ją znaleźć jeszcze przed brexitem (co jest bardzo mało prawdopodobne), to Unia byłaby gotowa dopisać ją, np. w formie aneksu, do umowy rozwodowej, choć bez rezygnacji z „bezpiecznika”.

Johnson po spotkaniu z Merkel sprzedawał jako sukces jej słowa o „30 dniach” (potem nawiązywał do tego Macron) na znalezienie rozwiązań pozwalających uniknąć brexitu bez umowy. Optymistyczną wersję premiera ochoczo kupiły media, a nawet doraźnie poprawiła kurs funta brytyjskiego. Tyle że Merkel po prostu nawiązała do znanego stanowiska UE w sprawie „bezpiecznika” (oraz perspektyw jego zastąpienia czymś lepszym). Ponadto dzień po rozmowie z Johnsonem precyzowała, że owe „30 dni” nie odnosiły się do żadnej nowej sformalizowanej rundy rokowań, lecz miały pokazać, jak niewiele czasu pozostało. Macron, znów w bardziej kategorycznym tonie, powiedział, że nie ma już czasu na szukanie ugody znacząco różnej od obecnego projektu.

Czytaj też: „Brytyjski Trump”. Czym nas jeszcze zaskoczy premier Johnson

Brexit, czyli problem graniczny

Problemem na pobrexitowej granicy między Irlandią i Irlandią Północną nie jest ruch osobowy (w tej kwestii uniknięcie kontroli granicznych jest łatwe i oczywiste), lecz granica vatowska, regulacyjna, związana ze sprawdzaniem standardów towarów i weterynaryjnych wymogów wobec zwierząt hodowlanych. Pierwotnie Unia proponowała pozostawienie Irlandii Północnej w unii celnej i we wspólnym rynku z resztą wspólnoty, co anulowałoby ryzyko międzyirlandzkich kontroli granicznych, ale – co okazało się nie do przełknięcia dla Londynu – wyodrębniałoby Irlandię Północną w ramach Wielkiej Brytanii pod względem prawno-gospodarczym.

Dlatego rząd May i Bruksela uzgodniły drugi wariant „bezpiecznika”, czyli pozostanie całego kraju w unii celnej z UE przy mocnym związaniu Irlandii Północnej wieloma zasadami wspólnego rynku (nieliczne z nich rozciągałyby się na resztę Wielkiej Brytanii). Obecny projekt umowy pozwala Brytyjczykom na zastosowanie jednego z obu wariantów „bezpiecznika”.

Deklaracje Johnsona, że nie przywróci kontroli na granicy w Irlandii Północnej, są – nawet jeśli byłyby wiarygodne – nie do przyjęcia dla Unii. Zupełnie otwarta granica (bez wspólnego obszaru celnego i nadzoru regulacyjnego z UE) oznaczałaby bowiem import na teren wspólnoty towarów (brytyjskich i reeksportowanych przez Brytyjczyków) niezgodnych z unijnymi normami, cłami, wymogami podatkowymi. Jednak teoretycznie możliwe jest przeprowadzanie kontroli nie na samej granicy, lecz m.in. dzięki śledzeniu trasy towarów w portach, hurtowniach, u producentów. To kierunek poszukiwań, który pozwala Brukseli na twierdzenia o tymczasowości „bezpiecznika”, ale w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy Unii i Londynowi nie udało się ustalić nic konkretnego. Być może trzeba poczekać na bardziej zaawansowane technologie informacyjne.

Czytaj też: Jakie wydarzenia doprowadziły do brexitu

Brexit bez umowy coraz groźniejszy

Natomiast już teraz Unia jest gotowa do renegocjacji dołączonej do umowy rozwodowej „deklaracji politycznej” o pobrexitowych relacjach UE–Wielka Brytania. Gdyby Londyn zechciał, można by wpisać do niej zapowiedź takich stosunków gospodarczych – opartych m.in. na unii celnej – które aktywację „bezpiecznika” uczyniłyby zbędną. Renegocjacje niewiążącej prawnie „deklaracji politycznej” dałoby się przeprowadzić w ciągu dwóch–trzech dni. Szkopuł w tym, że Johnson kategorycznie odrzuca pobrexitową unię celną i ścisłą harmonizację regulacyjną Wielkiej Brytanii z UE.

Boris miał – wbrew opiniom wielu prominentnych brytyjskich konstytucjonalistów – przekonywać w Berlinie i Paryżu, że Izba Gmin nie będzie w stanie zablokować brexitu bez umowy, jeśli zechce go brytyjski rząd. Choć w Brukseli mało kto podejmuje się prognoz co do brytyjskiego kryzysu wokół rozwodu, to – jak w czwartek tłumaczył wysoki urzędnik UE – za sprawą ostatnich deklaracji Johnsona scenariusz brexitu bez umowy „należy traktować jeszcze poważniej niż dotychczas”. Taki brexit oznaczałby wymóg wewnątrzirlandzkich kontroli granicznych, ale i Dublin, i Bruksela mają nadzieję, że koszty gospodarcze zmusiłyby Londyn do szukania szybkiego pobrexitowego porozumienia handlowego z UE. A ta wtedy odświeżyłaby żądanie „bezpiecznika”.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną