Bunt Hongkongu to akt desperacji w obliczu nieuchronnego. Pekin tworzy sobie właśnie pokolenie sprzeciwu.
Gdy Chiny przejmowały Hongkong w 1997 r., wytwarzał on 20 proc. chińskiego PKB. Dziś – zaledwie 3 proc. Ale w dalszym ciągu inwestorzy wolą rozprowadzać akcje na giełdzie w Hongkongu, czwartej na świecie, utrzymywać tam swoje siedziby i kapitał. Słusznie uważają, że są lepiej chronieni przez pozostawione przez Brytyjczyków instytucje. Ale nie to najbardziej chroni Hongkong.
Miasto jest pralnią brudnych pieniędzy dla wierchuszki chińskiej partii komunistycznej. Likwidacja jego odrębności wcale nie musi być więc korzystna dla Pekinu.
Polityka
35.2019
(3225) z dnia 27.08.2019;
Świat;
s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Miasto cierń"