Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Ultraortodoksyjna Żydówka: Zrobię tę rewolucję

Rachel Elitzur Rachel Elitzur Arch. pryw.
Mam dość słuchania, co mi wolno, a czego nie. Dlaczego ultraortodoksyjna Żydówka nie może być deputowaną w Knesecie ani występować w radiu? – zastanawia się reżyserka Rachel Elitzur.

AGNIESZKA ZAGNER: – Dlaczego zamężna Żydówka musi zakrywać włosy?
RACHEL ELITZUR: – Zgodnie z prawem należy wyłącznie do mężczyzny. We włosach zawiera się intymność, do której dostęp ma tylko mąż. Kobieta dowodzi, że jest na wyłączność, i manifestuje swoją skromność. Muzułmanki też zakrywają włosy, ale nie jest to zarezerwowane dla mężatek, lecz dotyczy każdej dziewczyny czy kobiety, która zaczyna miesiączkować. W judaizmie to wynika z Tory, a ściśle z historii o zamężnej kobiecie, której za karę odsłania się włosy. To kwestia religii, ale i środowiska: mama zakrywa włosy, nauczycielka, każda mężatka. Małe dziewczynki na całym świecie chcą być pannami młodymi, a żydowskie marzą jeszcze o pięknej peruce.

Pani też marzyła?
Oczywiście. Zanim kupiłam perukę, byłam u stylistki, przymierzałam różne wersje, kolory. Nie mogłam się doczekać. Chociaż to bardzo droga sprawa – dobra peruka kosztuje nawet 20 tys. szekli.

Pani babcia mówi, że wydałaby na perukę najwyżej 100 szekli.
Babcia nigdy nie nosiła peruki – wolała zakryć włosy czapką. Pochodzi z Węgier, pamięta Holokaust i golenie głów – to jej się po prostu źle kojarzy. Przyjechała do Izraela po wojnie i mimo że ma ortodoksyjne korzenie, poślubiła mężczyznę ze świeckiej rodziny egipskich Żydów. Tworzyli wspaniałą parę, wychowali czterech synów, wszyscy są haredim – jeden z moich wujków jest dyrektorem szkoły religijnej, a mój ojciec to bodek szatnez, tzn. sprawdza, czy w naszych ubraniach nie ma niedozwolonej mieszanki wełny i lnu. Też studiował w jesziwie, jego ślub z matką został zaaranżowany. Ona urodziła się w Kanadzie, przyjechała do Izraela jako dziecko, pochodzi z religijnej, ale nie ortodoksyjnej rodziny. Kiedy miałam 17 lat, przeprowadziliśmy się w okolice Bnei Brak – do bardzo konserwatywnego środowiska. Tam też uczyłam się w seminarium.

Kadr z filmu „W ukryciu”Rachel Elitzur/Archiwum prywatneKadr z filmu „W ukryciu”

Dorastała pani w ultrakonserwatywnym domu, bez telewizji?
Bez telewizji, radia, gazet. Jeśli była muzyka, to chasydzka, na męskie głosy. Mogliśmy czytać książki, ale tylko dla ortodoksów. Sama zaczęłam pisać: opowiadania, wiersze. Jedno z opowiadań pokazałam nauczycielce. Stwierdziła, że skądś je przepisałam. Ale nie zabiło to we mnie pasji pisania. Chyba najbardziej pamiętam opowiadanie o dziewczynce, która bardzo chciała zostać Żydówką – nie wiem, skąd mi się to wzięło, przecież w ogóle nie znałam „innego”, nieżydowskiego świata.

Czy tak jak mama skorzystała pani z pomocy swatki?
Naturalnie. Mój mąż był piątym kandydatem, jakiego mi przedstawiono. Może to nie tak dużo, ale pierwszym nie był. W ciągu tygodnia udaliśmy się na trzy „randki”, oczywiście bez dotykania. Zaręczyliśmy się, a po niespełna trzech miesiącach wzięliśmy ślub.

Ekspresowe tempo.
Bardzo.

A gdzie czas na zakochanie?
W tym środowisku miłość nie jest priorytetem. Najważniejszy jest odpowiedni dobór kandydatów, tak by pasowali do siebie oni i ich rodziny. I żeby pieniądze się zgadzały. Mój mąż urodził się w USA, później zamieszkał w Jerozolimie – był bardzo rozdarty, nie znał dobrze ani angielskiego, ani hebrajskiego. Chciałam, żeby studiował Torę, ale wolał pracować.

Odniosłam wrażenie, że ortodoksyjne kobiety nie są feministkami, a słyszę, że to pani chciała utrzymywać dom, żeby mąż oddawał się lekturze.
To nie jest feminizm! Przeciwnie, tak pomagamy mężczyźnie – bo tylko on może studiować Torę – przybliżyć się do Boga. My jesteśmy w cieniu, pozwalamy, by mąż podejmował kluczowe decyzje. W moim przypadku to się nie udało. Po ponad czterech latach szarpania się zdecydowałam się na rozwód, co też nie było proste – mąż z początku nie chciał się zgodzić. Zajęło mu to osiem miesięcy.

Żałuje pani, że nie znaliście się lepiej przed ślubem?
To główna przyczyna problemów. Gdybym wiedziała o nim to, czego dowiedziałam się dość szybko, nie poślubiłabym go. Pobieramy się, choć jesteśmy sobie obcy. A noc poślubna to pierwszy moment, kiedy możemy się dotknąć. O tym zresztą będzie opowiadał mój kolejny dokument.

Przygotowujecie się jakoś szczególnie do tej nocy?
Państwo młodzi spotykają się – oczywiście osobno – z doradcami, którzy opowiadają, jak trzeba się zachowywać, jak rozstawiać nogi itd. Pouczają też, jak postępować w samym małżeństwie. Na przykład kiedy kobieta ma menstruację, nie może współżyć, w dodatku potem musi rytualnie wykąpać się w mykwie.

Uczą, jak czerpać przyjemność?
To skomplikowane. W samym judaizmie przyjemność podczas aktu seksualnego jest naturalna, mężczyzna i kobieta są wręcz do tego zachęcani. To micwa, przykazanie – połączenie dwojga ludzi nawiązujące do biblijnej relacji Adama i Ewy. W społeczności ultraortodoksyjnej jest trochę jak u katolików – najważniejsza jest prokreacja. Moja doradczyni o samej przyjemności nawet nie wspomniała. To ja ją zapytałam, czy to przyjemne, odparła, że tak. Ale słowo „orgazm” nie padło, nie dowiedziałam się też wiele o tym, jak działa moje ciało. Niby próbował mi to objaśniać mąż – ale co on mógł wiedzieć?

O gwałcie małżeńskim doradca też mówi?
Czyli o seksie bez zgody? Nie do końca, mimo że to się dzieje. Doradczyni pouczała mnie, że mężowi nie powinno się odmawiać.

Kadr z filmu „W ukryciu”Rachel Elitzur/Archiwum prywatneKadr z filmu „W ukryciu”

Jak żydowska dziewczyna, która nie widziała żadnego filmu, została reżyserką?
To nie było tak zupełnie nagłe. Nie sądziłam, że będę robić filmy, ale chciałam pisać i być w tym profesjonalna. Nie mogłam znaleźć żadnej ortodoksyjnej szkoły, która by tego uczyła. Obejrzałam kiedyś film ortodoksyjnej reżyserki skierowany do ortodoksyjnych kobiet. Wyświetlano go w jakiejś salce, siedzieliśmy na plastikowych krzesełkach, w jedną z ról wcieliła się moja siostra. Po seansie zapytałam, kto to napisał. Nie interesowało mnie, kto kręcił, bo to mi się zawsze wydawało łatwiejsze. Najpierw przecież trzeba wszystko wymyślić. Odtąd wiedziałam już, że właśnie to chcę robić. Poszłam do szkoły filmowej w Jerozolimie, chciałam wiedzieć, jak się pisze scenariusze. To szkoła religijna, choć nieortodoksyjna – mężczyźni i kobiety uczą się razem.

To był problem?
Oczywiście zapytałam męża, a ten swojego rabina, czy wolno mi przebywać w jednym pokoju z obcymi mężczyznami. Rabin stwierdził, że tak, skoro dzięki studiom będę mogła zarabiać. Nigdy wcześniej nie byłam w prawdziwym kinie. Wsiąkłam. Kiedy się rozwiodłam, jeszcze jako studentka, chciałam zdjąć perukę. Mówiłam o tym w szkole, a nauczyciele stwierdzili, że to świetny pomysł na film.

Dlaczego chciała pani pozbyć się tej pięknej peruki?
Peruka była symbolem nieudanego małżeństwa. Nie chciałam jej nosić po rozwodzie. Oczywiście nie mogłam jej tak po prostu zdjąć – musiałam zapytać rabina. Ten odradzał, ale stwierdził, że jeśli zwiększy to moje szanse na ponowne zamążpójście, to mi wolno. Noszenie peruki to jak napis na czole: „jestem zajęta”. Halacha nic nie mówi o zakrywaniu włosów przez rozwódki – to zwyczaj. Ma też znaczenie psychologiczne – kobieta bez peruki to informacja dla świata, że poniosła porażkę. Zresztą w ultraortodoksyjnym środowisku kobieta nie inicjuje ani nie wchodzi w rozmowy z obcymi mężczyznami bez swatki. Na spotkaniu zaaranżowanym przez szadchanit rozwódka przychodzi w peruce, a mężczyzna i tak wie, że kobieta jest po rozwodzie.

Pani wzięła sprawy w swoje ręce.
Uważam, że tak jest lepiej. Wyeliminowałam pośrednika, czyli swatkę, bo potrzebowałam nieco spontaniczności. Nie chcę męża, który byłby wypadkową cudzych wyborów. Chcę, żeby to była moja i tylko moja decyzja.

To już brzmi bardzo feministycznie.
Wciąż jestem bardzo religijna. Nie oznacza to, że mogę podejść do pierwszego mężczyzny, który mi się spodoba, i po prostu nawiązać kontakt. Ale mogę z nim rozmawiać, jeśli on podejdzie do mnie. Ta zasada obowiązuje też w mediach społecznościowych.

Poślubiłaby pani kogoś, kto nie nosi kipy?
Czuję, że dla mojej rodziny byłoby to nie do przeskoczenia. Ojciec nie chciał nawet o tym słyszeć. Przypomniałam mu, że nawet jego ukochany tata nie nosił kipy. Ale on sądzi, że tylko jako ultraortodoksyjna Żydówka będą mogła pójść do nieba. Szansa, że wyjdę za mąż za świeckiego Żyda, jest niewielka, bo wciąż wypełniam micwy, przestrzegam Tory. Ale gdyby tak się stało, musiałabym zapewne opuścić wspólnotę, wyjechać. Rodzice pewnie jakoś by to przeboleli. Najpierw musiałabym się jednak zakochać.

A jednak mówi pani w końcu o miłości.
To prawda, że o miłości raczej się u nas nie mówi. Trzeba zacząć.

Rachel Elitzur z ojcem. Kadr z filmu „W ukryciu”Rachel Elitzur/Archiwum prywatneRachel Elitzur z ojcem. Kadr z filmu „W ukryciu”

Chce pani zaprowadzić rewolucję?
Nie zamierzam wyjść poza samą ortodoksję, ale chcę dokonać jakiejś rewolucji w życiu kobiet. Nie chcę dyskutować z Halachą, nie ma szans, żeby kobieta została kantorką w synagodze. Ale dlaczego ultraortodoksyjna Żydówka nie może być deputowaną w Knesecie, ministerką? Halacha tego nie broni. Dlaczego kobiety nie mogą występować w radiu? Zdjąć peruki po rozwodzie? Mam dość słuchania, co mi wolno, a czego nie powinnam.

Sportu też nie wolno uprawiać?
To się zmienia, coraz więcej nam wolno, ale np. jazda na rowerze jest wykluczona – to nie jest skromne.

To tak jak w Arabii Saudyjskiej.
Tak. Poza tym wiele kobiet powstrzymuje się od prowadzenia samochodu, bo niektórzy ultraortodoksi źle to widzą.

To chyba nawet gorzej niż w Arabii Saudyjskiej.
Na to wychodzi. Ale chcę to zmienić.

***

Rachel Elitzur ma 33 lata. Dorastała w ultraortodoksyjnej rodzinie, uczyła się w Beis Jaakow, systemie szkół przeznaczonych dla dziewcząt z ortodoksyjnych środowisk. Ukończyła Szkołę Filmową Ma’aleh w Jerozolimie. „W ukryciu” to jej pierwszy dokument o kobietach z ultraortodoksyjnej społeczności żydowskiej.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną