Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Decyzja Trumpa o porzuceniu Kurdów w Syrii to więcej niż zbrodnia, to błąd

Protest Kurdów mieszkających na Cyprze przeciwko inwazji Turcji w Syrii. Protest Kurdów mieszkających na Cyprze przeciwko inwazji Turcji w Syrii. Forum
Zdradzając Kurdów, Waszyngton pod rządami Trumpa wyrzeka się przywództwa w regionie i traci wiarygodność jako sojusznik. Będzie to miało konsekwencje dla stosunków ze wszystkimi krajami, których pomoc w zapalnych miejscach jest dla USA istotna.

„To gorzej niż zbrodnia, to błąd” – słynne powiedzenie Talleyranda pasuje jak ulał do tego, co zrobił Donald Trump, wycofując z Syrii resztki amerykańskich wojsk. Wiele już napisano o moralnej wymowie porzucenia Kurdów, lojalnych sojuszników w walce z Państwem Islamskim w Syrii, którzy stracili tam 11 tys. swoich żołnierzy.

Negatywne skutki bezmyślności Trumpa

Podłość amerykańskiego prezydenta nie zaskakuje, bo to nic nowego – nie pierwszy raz pokazał, że głupstwa w rodzaju praw człowieka czy takie bagatelki jak pomoc dla zagrożonej przez Rosję Ukrainy to dla niego w najlepszym razie niewygodny ciężar. Jest gotów się go pozbyć, jeśli nadarza się jakaś korzyść. Ale wycofanie z północnej Syrii wojsk, które chroniły tam Kurdów, będzie miało fatalne konsekwencje dla geopolitycznych interesów Ameryki na Bliskim Wschodzie – i nie tylko tam. Nie przypadkiem ta haniebna decyzja, podjęta nagle, bez szerszej konsultacji nawet z Pentagonem, wprawiła w zdumienie ekspertów.

Bezpośredni skutek – inwazja wojsk tureckich, o przygotowaniach do której Trump mimo zaprzeczeń doskonale wiedział (potwierdza to Ankara) – to przede wszystkim nowa szansa ISIS na odrodzenie. Choćby dzięki uwolnieniu pilnowanych przez Kurdów dżihadystów. Prezydent USA humorystycznie twierdzi teraz, że to „problem Europy”.

Kolejne ryzyko – siły amerykańskie w Syrii blokowały Iranowi przerzut oddziałów z Teheranu do Bejrutu, skąd szykowały się do ostrzeliwania Izraela. Dlatego ich wycofanie wywołało szok i krytykę nawet w kraju, dla którego Ameryka zdawała się przyjacielem i sprzymierzeńcem niezawodnym. Krok Trumpa oburzył w związku z tym także największych przyjaciół Izraela w USA i zarazem najbardziej spolegliwych sojuszników prezydenta, czyli ewangelikalnych protestantów.

Eksperci zwracają też uwagę na skutki głębsze, dalekosiężne. Zdradzając Kurdów, Waszyngton pod rządami Trumpa wyrzeka się przywództwa w regionie i traci wiarygodność jako sojusznik. Będzie to miało konsekwencje dla stosunków ze wszystkimi krajami, których pomoc w zapalnych miejscach jest dla USA istotna. Utrudni to jeszcze – jakby nie można już było bardziej – budowanie koalicji do walki ze wspólnymi wrogami.

Czytaj także: Odwrót z Syrii? Powoli albo wcale

Trump nie czuje się w obowiązku pomagać Kurdom

Strategiczna bezmyślność Trumpa pozwala podejrzewać, że może rzeczywiście kryją się za tym jakieś ciemne motywy w stylu propozycji nie do odrzucenia złożonej Ukrainie. Czyżby Erdoğan miał kompromaty na Bidena lub Elizabeth Warren?

Ale nie idźmy tak daleko. Wyjaśnienie jest prostsze. Trump sam powiedział, że nie czuje się zobowiązany udzielać dalszej pomocy Kurdom, gdyż „nie pomogli nam oni w czasie II wojny światowej”, tj. nie było ich na plażach w Normandii – a ewakuacja wojsk z Syrii to kontynuacja polityki kończenia „wojen bez końca”, w które Ameryka niepotrzebnie się uwikłała, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie.

Pierwsza część tej argumentacji brzmi groteskowo i jest kłamliwa – Kurdowie pomogli aliantom, uczestnicząc w odparciu puczu w 1941 r. w kontrolowanym przez Brytyjczyków Iraku, a inspirowanym przez Niemcy, a potem służąc w siłach sprzymierzonych na frontach europejskich. Druga część ma już sens jako spełnienie znanej obietnicy wyborczej Trumpa, że „chłopcy wrócą do domu”. Tu przynajmniej prezydent jest konsekwentny.

Czy zwykli Amerykanie przejmują się Bliskim Wschodem?

W USA niemal wszyscy politycy republikańscy, w tym senatorowie, którzy bronią Trumpa przed impeachmentem, krytykują go za wycofanie wojsk z Syrii. Potępiające oświadczenia złożyli nawet najwięksi jego stronnicy w Senacie, tacy jak przewodniczący komisji wymiaru sprawiedliwości Lindsey Graham. Pochwalili go tylko znani izolacjoniści, np. senator Rand Paul. Nie wiadomo jednak na razie, jakim echem krytyka odbije się w tzw. terenie, wśród republikańskich wyborców. Możliwe, że okażą znacznie większą pobłażliwość niż waszyngtońskie elity.

Po pierwsze sytuacja w Syrii jest tak skomplikowana, że nawet znawcom Bliskiego Wschodu trudno się w niej połapać; laicy zaś zwykle gubią się w ocenie, kto ma rację i jakie są tam interesy USA. Po drugie, jak przypominają eksperci, dla szerszych mas amerykańskiego elektoratu polityka zagraniczna w ogóle stoi na dalszym planie – jeśli Ameryka nie prowadzi akurat jakiejś większej wojny i polegli nie wracają masowo do kraju w trumnach. W innym wypadku „zwykły” Amerykanin zgadza się z prowadzoną przez prezydenta polityką unikania niepotrzebnych awantur.

Dla republikanów w Kongresie krytyka Trumpa jest wygodną okazją do pokazania, że wbrew temu, co głosi opozycja, nie potakują mu niewolniczo, mają własne zdanie. A przecież prezydent – mogą teraz argumentować – potępił Turcję za inwazję Syrii (jakby miało to jakiekolwiek znaczenie). A my z kolei uchwalimy sankcje na reżim Erdoğana – projekt odpowiedniej ustawy zgłosił już Graham razem z demokratycznym senatorem Van Hollenem. GOP ma więc alibi – nie przykłada ręki do szkód czynionych przez Trumpa na arenie międzynarodowej. I może z czystym sumieniem dalej bronić prezydenta przed zarzutami szantażowania Ukrainy. Ten kraj nie należy przecież do NATO.

Czytaj także: Syria, najkrwawsza wojna tego stulecia

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną