Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Hiszpańscy socjaliści znów bez większości, a prawica się umacnia

Pedro Sánchez, lider Partii Socjalistycznej Pedro Sánchez, lider Partii Socjalistycznej Rafael Marchante / Forum
W czwartych wyborach w ciągu ostatnich czterech lat rządząca Partia Socjalistyczna wygrała, ale jest daleko od stabilnej większości. Mocno zyskał Vox, opierający przekaz na ostrej retoryce antyimigranckiej.

Niedzielnemu głosowaniu w Hiszpanii towarzyszyły frustracja i poczucie niestabilności. Wyborcy stawiali się przy urnach po raz czwarty w ostatnim czteroleciu i drugi raz w tym roku. Rządzący gabinet socjalistycznego premiera Pedro Sáncheza od poprzedniej elekcji w kwietniu nie zbudował stabilnego poparcia, rządził od głosowania do głosowania.

Siedem miesięcy temu drugie miejsce zajęła postfrankistowska, centroprawicowa Partia Ludowa (PP), której po piętach (16,7 do 15,9 proc.) deptali centrowi Ciudadanos (hiszp. Obywatele), przez wielu w Europie typowani do złamania trwającego od śmierci gen. Franco duopolu partyjnego.

Czytaj także: Hiszpania otwiera grób Franco

W Hiszpanii umacnia się Vox

Wygląda jednak na to, że ugrupowaniem, które może trwale zagrozić socjalistom i ludowcom, będzie Vox – twór najmłodszy, ale i najszybciej się rozwijający. Ta skrajnie prawicowa partia istnieje wprawdzie formalnie już od 2013 r., kiedy założyli ją byli członkowie PP, rozczarowani nieudolnością ówczesnego premiera Mariano Rajoya, ale świat po raz pierwszy usłyszał o niej w grudniu 2018 r., kiedy pierwszych 12 polityków z ramienia Vox uzyskało mandaty w regionalnym parlamencie Andaluzji.

Od tej pory Vox się rozrasta. Mający ambicję zagospodarowania przestrzeni na prawo od ludowców oraz przejęcia sfrustrowanego elektoratu PP, postawił głównie na twardą politykę przeciwko przyjmowaniu uchodźców i udzielaniu pozwoleń na pobyt i pracę imigrantom, zwłaszcza z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Lider partii Santiago Abascal w jednej z ostatnich debat przedwyborczych stwierdził, że dzieci migrantów stanowią największe zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego w Hiszpanii, a 70 proc. grupowych gwałtów w kraju popełniają obcokrajowcy.

Źródeł swoich danych nie podał, ale wielu wyborców o nie w takich przypadkach nie pyta. Abascal jest znany z kolportowania fake newsów w mediach społecznościowych i przypisywania imigrantom najcięższych przestępstw. Nigdy się z poglądów nie wycofał. Jak pokazują wstępne wyniki, dane z exit poll i late poll, strategia się opłaciła. Vox plasuje się na trzecim miejscu, z 15,1 proc. poparcia i nawet 53 mandatami w 350-osobowym parlamencie.

Czytaj także: Skąd sukces radykałów w Hiszpanii

Czy PSOE porozumie się z PP?

Nominalnymi zwycięzcami znów okazali się socjaliści. Zdobyli 28,2 proc. głosów, co przełoży się na 121 mandatów. To jednak tylko liczby, bo realnie sytuacja PSOE nie zmieni się ani trochę. W kwietniu partia Sáncheza zdobyła bowiem dwa mandaty więcej, a do większości potrzeba 176 głosów. Żeby rządzić, socjaliści będą musieli znów układać się z mniejszymi partiami.

Według danych z late poll do większości nie wystarczy nawet alians z Podemos (12,7 proc. głosów, 35 deputowanych, o siedem mniej niż w kwietniu) i powstałą półtora miesiąca przed wyborami formacją Mas Pais, propagującą demokrację bezpośrednią i zmianę ordynacji wyborczej (2,12 proc., trzech deputowanych). Taka koalicja mogłaby liczyć na poparcie 160 parlamentarzystów – do większości potrzebne byłyby głosy niezależnych, planktonowych partii, jak regionaliści z Katalonii i Wysp Kanaryjskich.

Na papierze możliwa jest też wielka koalicja PSOE z PP. Ludowcy znów zajęli drugie miejsce, zdobywają 20,8 proc. głosów i 86 mandatów. Taki sojusz bez problemu przekroczyłby granicę 176 głosów, ale klimat wyklucza ten scenariusz. Od dawna socjalistów i postfrankistów nie dzieliło tak wiele – ostatnio liderzy partii skakali sobie do gardeł w kwestii głośnego wyroku dla organizatorów katalońskiego referendum niepodległościowego z 2017 r., który wywołał zamieszki w całym regionie, oraz ekshumacji i powtórnego pochówku gen. Franco, zabranego z mauzoleum w Dolinie Poległych do rodzinnego grobowca na przedmieściach Madrytu.

Sánchez mocno naciskał zwłaszcza na tę drugą operację, czyniąc z otwarcia sarkofagu dyktatora symboliczny koniec hiszpańskiej transformacji ustrojowej. Z kolei lider PP Pablo Casado odchodził od argumentów tożsamościowych, pozując na pragmatyka i podkreślając, że rząd powinien koncentrować się na „patrzeniu przed, a nie za siebie”.

Kara za Katalonię

Zdecydowanie największą porażkę ponieśli Ciudadanos. Dla ugrupowania Alberta Rivery wyniki to absolutna katastrofa. W kwietniu zdobyli 57 mandatów i wszystko wskazywało na to, że stabilizują się w roli trzeciej siły. Tyle że teraz zdobyli zaledwie 6,70 proc. poparcia. 10 miejsc w parlamencie spycha ich na margines.

Eksperci zgodnie przypisują winę Riverze, który nie umiał w ostatnich miesiącach wyróżnić się na tle ludowców i przegrał polityczny zakład w sprawie niepodległości Katalonii. To on bowiem najgłośniej krytykował twórców referendum i autorów późniejszych zamieszek, wzywając rząd Sáncheza do zwołania konsylium „partii konstytucyjnych” w celu rozwiązania kryzysu. W tym gronie widział oczywiście swoje ugrupowanie, PSOE i PP – wyłączenie Podemos, Vox i mniejszych partii tylko zantagonizowało elektorat przeciwko Ciudadanos.

Czytaj także: Kataloński kryzys eskaluje

Radykałowie od czasów Franco nie byli tak silni

Niezależnie od tego, jakie będą ostateczne wyniki, najważniejszą konsekwencję już znamy. Hiszpanie nie wybrali w niedzielę rządu większościowego. Władzę znów najpewniej będzie sprawować gabinet mniejszościowy, i to niekoniecznie pod przewodem Sáncheza. Na lewicy podnoszą się już głosy mówiące, że niezdolność do uzyskania większości jest głównie jego winą.

Mało prawdopodobne jednak, że wiążące decyzje w sprawie obsady stanowiska premiera zostaną podjęte przed przerwą bożonarodzeniową. Hiszpanów czekają zatem kolejne tygodnie, a może i miesiące politycznej niestabilności. W dodatku przepełnione świadomością, że do historii przeszedł mit Hiszpanii jako kraju odpornego na retorykę skrajnej prawicy. Od śmierci gen. Franco w 1975 r. na Półwyspie Iberyjskim radykałowie nigdy nie odgrywali już znaczącej roli. Aż do teraz. Chwilę po podaniu pierwszych wyników gratulacje Santiago Abascalowi złożyła Marine Le Pen, pisząc, że to zwiastun nowych czasów. Nic nie wskazuje niestety na to, by miały być to czasy lepsze – ani dla Hiszpanii, ani dla Europy.

Czytaj także: Katalonia nowym państwem w Unii Europejskiej?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną