Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

„Gniewna jedenastka”. Jak Polska, USA, Węgry i inni skasowali gender w ONZ

Szczyt ONZ w Nairobi Szczyt ONZ w Nairobi Simon Maina / EAST NEWS
Na szczycie ONZ w Nairobi grupa państw, wśród których znalazła się Polska, odcięła się od stanowiska wspierającego m.in. gender czy przekrojową i dostosowaną do wieku edukację seksualną.

Od 12 do 14 listopada w Nairobi trwał Szczyt ONZ poświęcony sprawom ludności i rozwoju. Był swoistym podsumowaniem ćwierć wieku działań w tym obszarze od czasu pierwszej podobnej konferencji w Kairze w 1994 r. Okazuje się, że te 25 lat pracy zmieniło świat. Mówiła o tym zastępczyni Sekretarza Generalnego ONZ Amina Mohammed, podkreślając, że zwłaszcza poprawa sytuacji kobiet przyśpieszyła m.in. „redukcję ubóstwa, wzrost oparty na inkluzji i wzmocniła demokratyczne zarządzanie”.

Czytaj też: Co się kryje pod antyaborcyjną ofensywą w USA?

Perspektywa kobiet i dziewcząt

Obrady w stolicy Kenii zakończyły się stanowiskiem „Przyśpieszanie obietnic”. Dokument jest zwięzły, ma zaledwie 12 punktów, w których jest trochę konkretów, kilka powtórzeń z poprzednich sesji i nieco językowej rewolucji (mniej więcej tak, jakby do Konstytucji wprowadzić żeńskie końcówki).

Ważne jest jednak to, że zawiera oficjalne zobowiązanie uczestników szczytu do gwarantowania powszechnego dostępu do „zdrowia i praw reprodukcyjnych oraz seksualnych”, i to w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego (powinno obejmować też antykoncepcję). Dokument z Nairobi mówi również o zwalczaniu „gender-based violence”, czyli przemocy opartej na społeczno-kulturowych aspektach płci. Dokładnie temu poświęcone są zresztą te fragmenty Konwencji Stambulskiej, które zaciekle atakują tzw. obrońcy życia i tradycji (w szczególności Instytut Kultury Prawnej Ordo Iuris).

W ogóle dokument z Nairobi uwzględnia przede wszystkim perspektywę kobiet i dziewcząt jako kluczowych aktorek procesów populacyjnych, które mają fundamentalne prawo do decydowania o sobie, do planowania rodziny i liczby posiadanych dzieci.

Wspomina np. o „dywidendzie demograficznej”, czyli społecznych zyskach płynących z rezygnacji z wielodzietności. Podkreśla wagę przekrojowej i dostosowanej do wieku edukacji seksualnej oraz dostępu do usług z zakresu zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego dla nastolatków (zwłaszcza nastolatek). Postuluje również włączenie opieki w przypadku powikłań po aborcji do uniwersalnego koszyka usług zdrowotnych.

Czytaj też: Kulturowa wojna PiS

Aborcji nie uznano za prawo człowieka

Na realizację tych celów w ciągu dziesięciu lat udało się pozyskać ponad 10 miliardów dolarów, które wyłożą rządy (głównie krajów europejskich) oraz Komisja Europejska. Rekordzistką będzie tu Norwegia, która przeznaczy 1,2 mld dolarów na działania Agendy na rzecz Ludności i Rozwoju. Potem jest Wielka Brytania, która obiecała 546 mln dolarów. I chociaż tych pieniędzy starczy zaledwie na mniej niż jedną dziesiątą potrzeb, to jak na ONZ kwoty są imponujące – pokazują rosnące zrozumienie dla celów populacyjnych.

Z drugiej strony, wbrew nadziejom działaczek kobiecych i lękom konserwatystów, w Nairobi nie uznano aborcji za prawo człowieka. Podkreślono jedynie, zresztą tak jak we wcześniejszych dokumentach, konieczność realnego dostępu do niej w granicach określonych przez lokalne prawo.

Problematyczne wydaje się też zobowiązanie do „zera niezaspokojonych potrzeb w zakresie informacji i usług z zakresu planowania rodziny”. Bo potrzeba informacji wzrasta wraz z edukacją i otwartością społeczeństwa, a wydaje się maleć wraz z brakiem tej świadomości. Takie sformułowanie może więc być, w zależności od intencji danego rządu, interpretowane jako wzmocnienie lub rozmiękczenie zobowiązania do zapewnienia edukacji seksualnej.

Czytaj też: Edukacja seksualna przestępstwem? Groźny projekt

Polska w grupie Trumpa, Bosak się cieszy

Niestety, reprezentowana przez Stany Zjednoczone Donalda Trumpa grupa krajów wystąpiła ze zdaniem odrębnym. Są w niej: Brazylia, Białoruś, Egipt, Haiti, Węgry, Libia, Senegal, St. Lucia, Uganda oraz... Polska. Przeformułowały one większość zobowiązań tak, aby znienawidzone słowo „gender” nie padło. Straszyły wszechobecną niską stopą dzietności (w odpowiedzi na „demograficzną dywidendę”). Odrzuciły – jako zbyt „wieloznaczne” – sformułowanie „zdrowie i prawa reprodukcyjne oraz seksualne”, bo „mogłoby być wykorzystane do aktywnego promowania takich praktyk jak aborcja”.

Grupa z Polską w składzie uznała też, że niedopuszczalna jest edukacja seksualna, w której nie biorą udziału rodzice czy w ramach której w ogóle przedstawia się aborcję jako „metodę planowania rodziny”. A w ogóle to najlepiej byłoby wrócić do konsensualnego i ostrożnego planu działań sformułowanego na pierwszej Konferencji ws. Ludności i Rozwoju w Kairze – ćwierć wieku temu. Jakby świat zatrzymał się na 25 lat.

Poseł Konfederacji Krzysztof Bosak ucieszył się ogromnie, że Polska dołączyła do „gniewnej jedenastki”. „Dobrze, że w Nairobi wreszcie nasz kraj wyłamał się z politycznie poprawnego chóru na forum ONZ. Dobrze, byśmy na stałe dołączyli do prorodzinnego lobby w ONZ” – napisał na Twitterze, komentując tweeta szefa Ordo Iuris Jerzego Kwaśniewskiego. Ordo Iuris od niedawna ma status organizacji-obserwatora przy ONZ, dlatego brało udział w obradach i relacjonowało „bezeceństwa” z Nairobi. Kwaśniewski tweetował np., że w „brak [było] eksperckich analiz”, a „program oparty [został] na emocjach i populistycznych hasłach”.

Akurat rzekomym analitycznym brakom już niebawem da się zaradzić, gdyż jednym ze zobowiązań podjętych w Nairobi jest gromadzenie i udostępnianie jakościowych oraz aktualnych danych, inwestowanie w „cyfrową ochronę zdrowia”, a w szczególności „systemy big data” i „systemy danych służące do ulepszania polityki zrównoważonego rozwoju”. Ale prezesowi Ordo Iuris chyba nie o takie „eksperckie analizy” chodziło.

Czytaj też: Mamy męski rząd w Polsce. Naprawdę nie dało się inaczej?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną