Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Putin odgrzewa propagandową wojnę z Polską

Władimir Putin Władimir Putin Mikhail Metzel / Forum
Putin użył historycznej amunicji do wyprzedzającego ataku na Polskę przed ważnymi wydarzeniami 2020 r. Chce utrudnić Warszawie przekazanie własnej narracji strategicznej i wzmóc wojownicze nastroje w Rosji.

Pierwsze pociski Kreml odpalił jeszcze w ubiegłym tygodniu. Po nieformalnym szczycie przywódców Wspólnoty Niepodległych Państw 20 grudnia w Sankt Petersburgu rosyjski prezydent podjął polemikę z wrześniową rezolucją Parlamentu Europejskiego stwierdzającą, że pakt Ribbentrop-Mołotow przyczynił się do wybuchu II wojny światowej. Władimir Putin podsumował tę ocenę kąśliwym „być może”, a potem w długim oświadczeniu, zastrzegając, iż przejrzał dokumenty archiwalne, przedstawił swoją wersję historii. Trzeba ją choć skrótowo przytoczyć, dla zainteresowanych wersja oryginalna jest dostępna na stronach Kremlin.ru.

Czytaj także: Doroczny show Władimira Putina

Wojna według Putina

Prezydent tłumaczył, że Rosja była ostatnim z państw europejskich, które zawarły porozumienie z Hitlerem, a Polsce wytknął, że porozumiewała się z nim od 1934 r. Odwołał się do zapisów traktatu wersalskiego, jego zdaniem niemożliwych do wyegzekwowania na Rzeszy, przywołując krytyczne wypowiedzi Ferdynanda Focha i Woodrowa Wilsona.

Szczególną uwagę poświęcił roli Polski. Cytował – z owych archiwów – francuskiego premiera Daladiera, który po rozmowach z polskim ambasadorem Łukasiewiczem nabrać miał przekonania o antyrosyjskim nastawieniu Polski i o tym, że gdyby to Francję Niemcy zaatakowały pierwsze, Warszawa nie przyjdzie jej z pomocą, ale wręcz zbrojnie zatrzyma ewentualną pomoc z Rosji.

Dalej Putin zarzuca Polsce stosowanie „de facto nazistowskich metod” w sprawie Zaolzia w 1938 r. – wydając Pradze ultimatum i zajmując Śląsk Cieszyński. Stawia też zarzut, że polskie interesy na konferencji monachijskiej reprezentował Hitler. Putin cytuje jeszcze kilka dokumentów i przywołuje wypowiedzi polityków epoki, co prowadzi go do konkluzji, że to układ monachijski i podział Czechosłowacji – z udziałem Polski i Węgier – a nie pakt Ribbentrop-Mołotow, stał się prawdziwym zarzewiem II wojny światowej. Innymi słowy, że winę za nią ponosi Zachód, w tym Polska, a nie Niemcy i sowiecka Rosja.

Ze szczególną ostrością Putin eksponuje negatywne nastawienie Polaków do Rosjan. Cytuje francuskiego ambasadora Noela, który miał raportować do Paryża: „Dla Polaków Niemiec to wróg, ale mimo wszystko Europejczyk i człowiek prawy” – tu Putin wtrąca, że wszyscy się przekonali, jak prawy, 1 września 1939 r. – „ale Rosjanin to barbarzyńca, Azjata, element niszczący i zdradziecki, z którym każdy kontakt jest niebezpieczny, a porozumienie groźne”. Dla Putina to nic innego jak rasizm, podobny do tego, jaki kazał Niemcom widzieć w Polakach, Rosjanach, Ukraińcach i Białorusinach podludzi.

Zdanie później prezydent łączy już rusofobię z antysemityzmem, które jego zdaniem „zdarzają się w niektórych europejskich krajach”. Dalej Putin cytuje rzekomą rozmowę polskiego ambasadora w Berlinie Józefa Lipskiego z Hitlerem o propozycji wysłania Żydów z Europy do Afryki, po której polski dyplomata miał napisać do ministra Becka, że jeśli się to zdarzy, w Warszawie stanąć powinien przepiękny pomnik. Putin stwierdza, że właśnie tacy ludzie „podporządkowali swój naród wojennej machinie Niemiec i przyczynili się w sumie do tego, że rozpoczęła się II wojna światowa”.

Czytaj także: Polscy terroryści na Zakarpaciu

Strzał bez echa

Słowa te padły w ubiegły piątek po południu w Sankt Petersburgu i nie przebiły się do Polski, wciąż zajętej w debacie publicznej ustawą o ograniczeniu praw sędziów, a tak naprawdę wchodzącej już w świąteczny letarg. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało 21 grudnia obszerne oświadczenie wyrażające „niepokój i niedowierzanie” oraz zarzucające Putinowi fałszywe przedstawianie wydarzeń w duchu stalinowskiej propagandy. MSZ skupia się głównie na przypomnieniu faktów historycznych, w tym paktu Ribbentrop-Mołotow i jego konsekwencji.

Najwyższe władze jednak milczały. Rosyjsko-polski spór o historię nie odbił się też głośniejszym echem w europejskich ani amerykańskich mediach. Być może to właśnie skłoniło Kreml do powtórzenia i wzmocnienia antypolskiej narracji. Przewodniczący Dumy Państwowej Władimir Wołodin oświadczył, że Polska powinna przeprosić za jej faktyczną zmowę z hitlerowskimi Niemcami. Wyznał, że dzięki Putinowi „wielu z nas dowiedziało się o sprawach sprzed 80 lat, gdy Polska była faktycznie w zmowie z faszystowskimi Niemcami”, a nawet on sam i jego koledzy, „którzy zajmują się polityką, wiele czytają, usłyszeli o tym po raz pierwszy”. Ale mówił to 24 grudnia, kiedy w Polsce obchodzona była Wigilia Bożego Narodzenia i nikt się za bardzo nie przejął. Do akcji wszedł więc ponownie sam Putin, co samo w sobie świadczy o najwyższej determinacji Kremla w rozpowszechnianiu nowej narracji historycznej.

Czytaj także: Putin ma swoją wersję historii i atakuje Polskę

Putin ponawia atak

Putin znów wziął Polskę na celownik w czasie wtorkowego spotkania ze swoimi generałami, na dorocznym sprawozdawczym posiedzeniu poszerzonego kierownictwa ministerstwa obrony, któremu przewodniczył jako głównodowodzący sił zbrojnych. Mowa Putina, jak i następujący po niej suplement, w którym znowu padły ostre słowa o ambasadorze Lipskim, miały ukształtować oficjalną narrację oficerów, którzy w rocznicowym roku ze zdwojoną skrupulatnością będą ją przekazywać wojsku.

Propaganda zawsze odgrywała kluczową rolę w sowieckiej i rosyjskiej machinie wojennej, ale siłą rzeczy musiała korzystać z mniej wysublimowanych metod niż język dyplomacji czy polityki. Dlatego nazwanie przez Putina polskiego dyplomaty „łajdakiem, antysemicką świnią”, choć oburzające, jest zwyczajnym dostosowaniem poziomu przekazu do sytuacji. Może też wyrazem pewnej nerwowości, że wcześniejsze oskarżenia w niewystarczający sposób się przebiły.

Czytaj także: Putinowi nie udało się pokonać Ukrainy

Trudno oczywiście z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, co tkwi w głowie Putina i jego akolitów, ale cel tej kampanii nienawistnych wypowiedzi wydaje się jasny – ma Polskę zohydzić, wbić klin między Warszawę a jej sojuszników, namieszać w polskiej polityce w szczególnie ważnym okresie. Atak ten domaga się reakcji opartej na źródłach, faktach, autorytetach i nauce – a przede wszystkim jasnym przekazie strategicznym, pokazującym cele i warunki relacji państwa polskiego z rosyjskim sąsiadem. Polska nie powinna dać się wciągnąć w historyczną bijatykę, a eksponować kłamstwa i naginanie faktów do politycznej narracji, nie wybielając przy tym ciemniejszych kart własnej historii.

Odkładając na bok rozważania historyczne, które zostawiam znawcom epoki i badaczom archiwów, atak na Polskę akurat u progu 2020 r. można odczytywać jako uderzenie wyprzedzające w kontekście wydarzeń i okoliczności mających zaistnieć w najbliższych miesiącach. 2020 w Polsce i wokół Polski będzie obfitował w wydarzenia i konteksty przyjmowane w Rosji z wrogością, niechęcią, obawą i krytyką polskiej narracji historycznej. Rosja zrobi wiele, by podważyć i zaciemnić nasz punkt widzenia, który przy okazji tych wydarzeń mógłby zyskać uwagę świata. Przygotowuje więc kontrnarrację, licząc na przyciągnięcie większej uwagi z racji swej przewagi geopolitycznej.

Czytaj także: Czy Rosja wywoła nową wojnę, tym razem religijną?

Rok 2020 – wojna narracji

Walka o opowiadanie historii światu zacznie się na nowo w styczniu, gdy obchodzona będzie 75. rocznica wyzwolenia byłego niemieckiego nazistowskiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Wyzwolenia dokonanego przez posuwającą się na zachód Armię Czerwoną, za której czyny na polskiej ziemi putinowska Rosja domaga się nieustannej wdzięczności. Z polskiej perspektywy rzecz jasna te czyny i to wyzwolenie były preludium nowego systemowego zniewolenia, o czym rząd w Warszawie będzie chętnie przypominał. Dlatego Putina – jak i wielu innych przywódców – na obchodach w Oświęcimiu nie będzie.

Rosyjski przywódca zrobił wiele, by wesprzeć „alternatywne obchody” w Jerozolimie, na których sam zamierza się pojawić. Podniesienie zarzutu antysemityzmu, rasizmu, kolaboracji z Hitlerem przedwojennej Polski jest więc obliczone na zrównanie Polaków z hitlerowcami. Absurdalne, ale przecież nie nowe w debacie o roli polskiego społeczeństwa w zorganizowanej przez okupanta eksterminacji narodu żydowskiego.

Ale bardziej niż o historię Putinowi chodzi o współczesność. Od zimy do wczesnego lata w Europie i Polsce trwać będą przygotowania i faza poligonowa amerykańskich ćwiczeń Defender Europe. Jednocześnie amerykańska scena polityczna będzie w dwójnasób rozedrgana – impeachmentem Trumpa i szczytem kampanii przed listopadowymi wyborami. Doskonała okazja, by w gorączkę debat wrzucić – nienowy, ale zawsze w Ameryce rezonujący – temat „udziału Polaków w Holokauście”.

Dlatego Putin łączy zarzuty o antyrosyjskość, rasizm i antysemityzm oraz zmowę z Trzecią Rzeszą. Bardzo mu zależy, by ktoś publicznie postawił pytanie, czy Stany Zjednoczone powinny militarnie pomagać krajowi, który „kolaborował z Hitlerem”. Nie bez powodu swój historyczny atak na Polskę ponowił w czasie narady z generałami. Militarny wymiar propagandy historycznej narzuconej przez gospodarza Kremla był wyraźny w przemówieniu ministra obrony Rosji, tytularnego generała armii Siergieja Szojgu. Za działania antyrosyjskie uznał on rozbudowę infrastruktury NATO w krajach członkowskich graniczących z Rosją, wzmacnianie wschodniej flanki sojuszu przez obecność wojsk USA, trafiające do regionu nowoczesne uzbrojenie i liczne ćwiczenia. Kiedy Polska czeka na dodatkowe wojska z USA, które pojawią się w związku z nadchodzącymi ćwiczeniami, Rosja najprawdopodobniej uznała, że to ostatni moment, by zasiać u Amerykanów wątpliwość, czy naprawdę warto.

Czytaj też: Podwodne podchody Rosji i NATO. Polska mówi pas

Kulminacja wrogości

Trudno też nie odczytywać ataku Putina jako swego rodzaju próby ingerencji w wewnętrzną politykę Polski. W maju przecież wybory prezydenckie, a cokolwiek by nie mówić o roli Andrzeja Dudy w krajowej polityce, jego prezydentura widziana z zewnątrz, a przede wszystkim z Moskwy, przypada na okres stanowczej reakcji NATO na rosyjską agresję wobec Ukrainy, zachodnich sankcji przeciwko Kremlowi i osłabiania energetycznej dominacji Moskwy w regionie, wreszcie rozmieszczenia wojsk sojuszu u granic Rosji.

Polski prezydent odegrał w tych wydarzeniach rolę może nie centralną, ale niejednokrotnie dawał się poznać jako polityczny lider większej grupy krajów twardo domagających się sojuszniczej i europejskiej jedności wobec putinowskiej agresji – i to mimo sympatii łączących jego obóz polityczny z największym przyjacielem Putina Viktorem Orbánem. Dla Kremla wrzucenie do polskiej rozgorączkowanej debaty politycznej haseł antysemityzmu i kolaboracji z Hitlerem na kilka miesięcy przed wyborami to idealna okazja, by podłożyć nogę niewygodnemu Dudzie, a w każdym razie by solidnie „namieszać”.

Zwłaszcza że potencjalna kulminacja wzajemnie wrogich emocji może dopiero nastąpić. W sierpniu w Warszawie obchodzone będzie stulecie przełomowej bitwy blokującej bolszewicką agresję na Zachód. Polska będzie chciała wykorzystać te uroczystości do opowiedzenia swoich zmagań z zagrożeniem ze Wschodu i roli, jaką odegrała w jego powstrzymaniu. Rosji Putina będzie zależeć, by głos ten z miejsca wpisać w rzekomą polską „rusofobię”, która doprowadziła nawet do „kolaboracji z Hitlerem”.

Nie ma siły, by przy tej okazji i w Polsce nie zabrzmiały głosy radykalne. Sprzyja temu zdominowany przez prawicę dyskurs historyczny, słaba pozycja środowisk naukowych, upolitycznienie mediów. W kwietniu Polska będzie wspominać 10 lat od tragicznej katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem, w której zginął prezydent Lech Kaczyński, jego małżonka i 94 inne osoby. Układanie ciągu wydarzeń od bitwy warszawskiej przez 17 września, Katyń, komunizm, Smoleńsk do agresji na Ukrainę zdarzało się w ciągu tej dekady i zapewne powróci, co bez wątpienia da pożywkę „polakożercom” po rosyjskiej stronie.

A gdyby rocznic było komuś mało, przełom sierpnia i września przyniesie 40-lecie polskiej „Solidarności”, która była początkiem końca systemu komunistycznego we wschodniej Europie, a zatem przyczyniła się do „największej katastrofy geopolitycznej” według Putina, czyli rozpadu ZSRR. Znów ci Polacy...

Czytaj także: Sieroty po ZSRR. Jak sobie dziś radzą byłe republiki radzieckie

Co chce przykryć Putin?

Z kolei Putin ma ostatnio pod górkę. Do tej pory nie udało mu się dokończyć rozmów o pogłębionej integracji Rosji z Białorusią. Paryski szczyt „czwórki normandzkiej” w sprawie Ukrainy nie przyniósł ustępstw Zachodu, tym bardziej Ukrainy, i raczej nie potoczył się po myśli gościa z Moskwy. Amerykanie nałożyli z pozoru symboliczne sankcje na firmy uczestniczące w budowie Nord Stream II, ale w ich wyniku międzynarodowi armatorzy wycofali wyspecjalizowane statki kładące dla konsorcjum rury na dnie Bałtyku. To może oznaczać opóźnienie w budowie kluczowego strategicznie rurociągu i w konsekwencji uderzyć w sytuację budżetową Rosji, co jest podwójnym zmartwieniem dla Kremla.

Zwykłych Rosjan bardziej boleć może to, że światowa organizacja antydopingowa WADA (na której czele od stycznia stanie Polak, Witold Bańka) wykluczyła rosyjskich sportowców z ważnych imprez na najbliższe cztery lata, pozbawiając ich szans na medale na letnich igrzyskach w Tokio i zimowych w Pekinie. W dodatku jesienią na Morzu Białym eksplodował atomowy napęd zapowiadanego prawie dwa lata temu nowatorskiego pocisku, później w czasie remontu prawie spalił się jedyny rosyjski lotniskowiec, a tuż przed świętami rozbił się cudsamolot Su-57, rzekoma rosyjska odpowiedź na amerykańskie raptory. Pasmo niepowodzeń i nieszczęść, które trzeba jakoś przykryć, a przynajmniej odreagować wściekłość. Najlepiej wywołując demony przeszłości i nimi manipulując. „Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w tego rękach jest przeszłość” – Putin zapewne zna Orwella na pamięć.

Czytaj także: „Rok 1984” po 35 latach

A poza pamięcią ma symbole. W maju w Moskwie planuje wielkie obchody 75-lecia zwycięstwa nad faszyzmem w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, jak w sowieckiej i rosyjskiej retoryce określa się zakończenie II wojny światowej w Europie. Z wielką uwagą należy śledzić listę obecności na trybunie na pl. Czerwonym oraz słowa przemówienia Putina, szczególnie jeśli na trybunie tej pojawią się najważniejsi przywódcy świata. Wiadomo, że zaproszenie – przekazane osobiście przez ministra spraw zagranicznych Ławrowa – otrzymał Donald Trump. 9 maja może być szczytem kampanii, wymówka, żeby nie jechać, łatwo się więc znajdzie. Z drugiej strony „dogadanie się” z Rosją jest jedną z jego obietnic z poprzedniej kampanii, której – na szczęście dla nas – nie zrealizował.

Patrząc na sondaże i klimat politycznej debaty, nie ma w USA poparcia dla nowego resetu, ale Trump przyzwyczaił nas do nieprzewidywalności. Putin zresztą zadbał i o pretekst, składając zapewnienie o woli bezwarunkowego przedłużenia wygasającego w 2021 r. traktatu rozbrojeniowego New START. Trump deklarował nie raz, że bardzo zależy mu na porozumieniu z Rosją o strategicznych rakietach, może więc ulec pokusie wyjazdu do Moskwy. Warszawa nie będzie miała wtedy wyboru i zaprosi go na obchody 100-lecia Bitwy Warszawskiej, licząc, że po odwołaniu przyjazdu na obchody 80. rocznicy wybuchu wojny będzie się czuł zobowiązany. Jednak im później w kampanijnym kalendarzu, tym mniejsze będą na to szanse, a jeśli Rosji choć w części powiedzie się kampania szkalująca Polskę, walka o wizytę może być przegrana, zanim się zacznie. Żydowski elektorat w USA bywa przeczulony.

Potrzebna jedna odpowiedź

W nowy rok wchodzimy więc z nową wojną, a raczej z nową kampanią w trwającej wojnie. W atmosferze świątecznego spowolnienia krajowego życia politycznego seria wypowiedzi Putina i jego towarzyszy wywołała jednak niewielkie zainteresowanie. Temat podchwyciły media, trwa wymiana zdań ekspertów na internetowych forach. Najwyższe władze wybrały taktykę milczenia, przynajmniej do chwili pisania tego artykułu nie było reakcji MSZ na najostrzejsze słowa Putina z 24 grudnia.

Nie ma jednak wątpliwości, że przy najbliższej okazji minister spraw zagranicznych, premier, prezydent, posłowie rządzący i opozycyjni zostaną na okoliczność wypowiedzi rosyjskich polityków skrupulatnie odpytani. Oby mieli do tego czasu wypracowaną stanowczą, lecz spokojną, spójną i zgodną z prawdą historyczną odpowiedź. Tu nie ma miejsca na partyjne podziały, byłoby ze wszech miar korzystne, gdyby władze porozumiały się z opozycją, tak by przekaz był jednobrzmiący. Na nową kampanię ustawiającą Polaków w roli czołowych rusofobów w Europie trzeba bowiem odpowiedzieć, a Putinowi nie można pozwolić na dowolne odgrzewanie wizerunku Polski jako „odwiecznego wroga” Rosji i Rosjan.

Czytaj także: O trudnych relacjach Polaków i Rosjan

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną