Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Wenecja znów pod wodą. Kiedyś może całkiem zatonąć

Wenecja znów znalazła się pod wodą. Wenecja znów znalazła się pod wodą. Mirco Toniolo / Forum
Jeszcze trwa liczenie strat po listopadowej wielkiej wodzie, a miasto znów się zmaga z silnymi prądami i falami wdzierającymi się do budynków. Kolejna powódź oznacza straty w turystyce i spowalnia proces ratowania zabytków.

Jeszcze niedawno Wenecja gościła na czołówkach serwisów informacyjnych przez prawie tydzień. Tzw. acqua alta, wysoka woda, czyli rekordowo podniesiony poziom wód na lagunie, którego niszczycielską siłę zwielokrotnił silny prąd, wyrządziła tkance miejskiej nieodwracalne szkody.

Fale zalały niższe piętra w dziesiątkach budynków, w tym bezcenne freski w bazylice św. Marka i kościelną kryptę. Sąsiadujący ze świątynią plac zalany był do wysokości ponad półtora metra. Turyści, żeby go pokonać, demonstracyjnie rozbierali się do bielizny i przepływali go kraulem, co było aktem tyleż spektakularnym, co symbolizującym stan katastrofy.

Już wtedy władze miasta i konserwatorzy zabytków odmawiali podawania szacunków strat, twierdząc, że wycenić się ich nie da. Włoski dziennik „La Repubblica” oceniał szkody na „większe od tych powstałych w wyniku pożaru katedry Notre Dame w Paryżu”.

Wenecja nie ostrzega przed powodzią

Wielka woda na lagunie przyczyniła się na Półwyspie Apenińskim do ogólnonarodowej debaty na temat przyczyn powodzi i przyszłości tej części miasta, zbudowanej niemal w całości na osadzonych w mulistym dnie drewnianych palach. Lokalne władze podkreślały, że woda będzie już tylko wyższa, a Wenecja lada moment padnie ofiarą katastrofy klimatycznej.

Apelowały też do rządu w Rzymie o dodatkowe środki na zabezpieczenie zabytków i przede wszystkim o nowe regulacje, ograniczające możliwość wpływania na lagunę statkom wycieczkowym. To właśnie te pasażerskie giganty przyczyniają się do erozji nabrzeża, uderzając w drewniane konstrukcje i powodując silne, gwałtowne fale. Nie mówiąc już o nadmiarze turystów. Według włoskiego ministerstwa kultury i turystyki Wenecję co roku odwiedza ponad 5 mln ludzi. W ciągu ostatniej dekady liczba ta wzrosła o półtora miliona. Żadna z zainteresowanych stron tej debaty nie odważy się jednak nałożyć ograniczeń, bo turyści to największe źródło dochodu dla miasta.

Rząd premiera Giuseppe Contego odpowiadał, że choć pieniądze na renowację zabytków da, to Wenecja musi sama pracować nad klimatycznym planem B. Zwłaszcza że – choć brzmi to niewiarygodnie – mimo że to miasto w połowie zbudowane na wodzie, to nie ma systemu ostrzegania powodziowego. Wprawdzie plany jego powstania sięgają 1983 r., ale w wyniku opóźnień proceduralnych, nowych ekspertyz i przede wszystkim głośnej afery korupcyjnej z początku dekady nigdy go nie uruchomiono.

Czytaj także: Miasta na wodzie

Fala zalewa weneckie zabytki

Klimatolodzy podkreślają, że w dobie katastrofy wydarzenia gwałtowne, takie jak powodzie, będą coraz intensywniejsze i częstsze. Jeśli ktoś w to wątpił, przykład Wenecji może go przekonać. Nieco ponad miesiąc od rekordowej powodzi miasto znów znalazło się pod wodą. Dzień przed wigilią słupki zatrzymały się na poziomie 143 cm powyżej standardowego poziomu. Pod wodą znów znalazł się plac św. Marka, fala – choć na szczęście z dużo mniejszym impetem niż w listopadzie – wdarła się też do krypt bazyliki, wymuszając przerwę w osuszaniu fresków po ostatniej katastrofie. Zalane są poza tym niższe piętra budynków w Rialto, siedziba uniwersytetu Ca’ Foscari, galeria sztuki nowoczesnej Ca’ Pesaro i bary kilku hoteli.

Utrudniona jest też komunikacja – odwołano niektóre pociągi do stacji kolejowej Santa Lucia, głównego szlaku łączącego domy na palach z kontynentalną częścią miasta. Obecna fala, podnosząca wodę na 22. najwyższy poziom w historii pomiarów, może potrwać nawet do stycznia. W dodatku znów wielu mieszkańców laguny nie zostało o niej ostrzeżonych i obudziło się z wodą po kostki, a nawet kolana.

Czytaj także: Jak zmieniać miasta, ale nie wypędzać ludzi?

Rejsów gondolą tym razem nie będzie

Powagę sytuacji przybliża rzut oka na statystykę. W 2019 r. woda podniosła się powyżej poziomu 110 cm aż 16 razy. Nie trzeba dodawać, że minione 12 miesięcy było pod tym względem bezprecedensowe. Prognozy na 2020 r. nie są bardziej optymistyczne. Zdaniem ekspertów podtopienia będą występować częściej, co w połączeniu z coraz bardziej zniszczonymi konstrukcjami i przeludnieniem może sprawić, ze Wenecja zwyczajnie zatonie – według bardziej radykalnych scenariuszy nawet za 20–25 lat.

Póki co powodzie wywołują przede wszystkim protesty i niezadowolenie. Protestują mieszkańcy, zmęczeni nieudolnością władz. Niezadowoleni są turyści, którym woda psuje plany. Część szlaków komunikacyjnych między zabytkami jest wyłączona z ruchu, po innych poruszać się trzeba na specjalnych kładkach i prowizorycznych mostach. Ciężko też załapać się na jedną z największych atrakcji turystycznych, czyli rejs gondolą. Wielu przewoźników rezygnuje z kursów w czasie silnego przypływu, głównie z uwagi na podtopienia przystani, przy których cumują.

Czytaj także: Ciepła zima? Wkrótce wszyscy się upieczemy

Czy włoską lagunę w ogóle da się uratować?

Polityczny imposybilizm i przewaga płynących z turystyki profitów nad troską o środowisko i zdroworozsądkowym planowaniem może skrócić życie miasta na lagunie. Nie jest powiedziane, że na pewno dałoby się je uratować – w Wenecji spotykają się problemy klimatyczne, polityczne napięcia, lokalny nacjonalizm i historycznie trudne relacje ze stałym lądem. Żadna z mieszkających tam osób nie nazwałaby jednak zagrożeń ani ideologią, ani zarazą, ani wymysłem światowych spisków. Z kolei opiekujący się bazyliką św. Marka księża, regularnie zalewani przez fale, troski o środowisko naturalne nie nazwaliby „sprzeczną z Biblią”.

Czytaj także: Oto jak niszczymy świat

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną