Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Protesty trwają, ale Macron może jeszcze wygrać

Prezydent Francji Emmanuel Macron Prezydent Francji Emmanuel Macron Christian Hartmann/Reuters / Forum
Nieustępliwość prezydenta wobec związków zawodowych wywołała najdłuższy strajk we współczesnej historii Francji. Ucierpi gospodarka, ale jeśli reformy uda się wprowadzić, Macron umocni się w Unii.

Trzeci od rozpoczęcia strajku „dzień mobilizacji narodowej” 9 stycznia nie dorównuje skalą protestom 5 grudnia, kiedy w całej Francji na ulice wyszło 806 tys. manifestantów, z czego przynajmniej 65 tys. w Paryżu. Mimo to wciąż imponuje. Na tory wyjechały trzy z pięciu pociągów wysokiej prędkości (TGV) i mniej niż połowa pociągów regionalnych. Jeszcze gorzej ma się metro – tylko w pełni zautomatyzowane linie 1 i 14 jeżdżą bez większych utrudnień. Strajkują adwokaci i pocztowcy, pracownicy rafinerii i portów, lekarze i nauczyciele.

Wszystko po to, aby zatrzymać projekt reformy emerytur, w sprawie którego rząd Édouarda Philippe’a od miesięcy prowadzi negocjacje ze związkami zawodowymi. Ostatnia runda rozmów, która odbyła się 7 stycznia, nie przyniosła przełomu. Wszystkie najważniejsze organizacje pozostają przeciw, chociaż w ich solidarności łatwo dostrzec rysy. Największa pod względem liczebności centrowa konfederacja związków zawodowych CFDT co do zasady popiera główne założenia przepisów, sprzeciwiając się jedynie niektórym aspektom.

Reforma, którą Emmanuel Macron obiecał już w kampanii do wyborów prezydenckich 2017, ma polegać na zastąpieniu skomplikowanej konstelacji blisko 40 „specjalnych” systemów emerytalnych jednym spójnym reżimem. Osobne kasy emerytalne mają dziś m.in. kolejarze, prawnicy, pracownicy portów, górnicy, ale też pracownicy Opery Paryskiej i Comédie-Française. Poszczególne systemy różnią się wiekiem emerytalnym, wymaganym stażem pracy, wysokością składek i sposobem obliczania emerytur. Według Macrona te różnice są niesprawiedliwe – ok. 80 proc. emerytów uczestniczy w systemie ogólnym, który w większości przypadków jest mniej korzystny niż systemy specjalne.

Macron uczy się na cudzych błędach

Francuski system emerytalny powstawał w wyniku trwających dekady procesów i ścierających się interesów grup zawodowych. Reforma była elementem programu niemal każdego rządu we współczesnej historii kraju. Obecna próba jest często porównywana do zmian, które próbował wprowadzić rząd Alaina Juppégo w 1995 r. Na skutek strajku generalnego musiał on wycofać się z propozycji reformy, która była zresztą znacznie mniej ambitna niż zmiany proponowane dziś przez Macrona. Dwa lata później, w 1997 r., partia ówczesnego premiera przegrała wybory. Nieco lepiej poszło prezydentowi Nicolasowi Sarkozy’emu w 2010 r. Udało mu się doprowadzić do wydłużenia wieku emerytalnego w systemie ogólnym z 60 do 62 lat (co i tak jest jednym z najniższych poziomów w Unii), mimo – a jakże – masowych protestów i sprzeciwu związków zawodowych. Dwa lata później Sarkozy przegrał wybory prezydenckie, chociaż wpływ reformy emerytur na ich wynik jest trudny do oszacowania.

Czy dotykając drażliwego tematu, obecny prezydent może uniknąć losu poprzedników? Pod wieloma względami proponowane przez Macrona zmiany są inne. Przynajmniej w wymiarze retorycznym ich głównym celem nie jest bowiem znalezienie oszczędności i zrównoważenie budżetu, lecz sprawiedliwość. Wprowadzenie jednolitego systemu najbardziej uderzy w beneficjentów systemów specjalnych, czyli w mniejszość pracowników i emerytów. Oczywiście ta argumentacja jest podważana przez opozycję, szczególnie po lewej stronie, która wskazuje, że na reformie stracą również zwykli pracownicy. Jednym z elementów reformy (któremu sprzeciwia się również wspomniany centrowy związek zawodowy CFDT) jest wprowadzenie „wieku obrotowego” (âge-pivot), czyli możliwości późniejszego zakończenia kariery w zamian za wyższą emeryturę. Według krytyków reformy jest to de facto równoznaczne z podwyższeniem wieku emerytalnego.

Zwycięstwo, ale jakim kosztem?

Strategia „dziel i rządź”, którą próbuje realizować Macron, koncentrując się na uprzywilejowanych grupach zawodowych, zdaje się przynosić efekty. Według sondażu Ifop dla „Journal de Dimanche” z początku stycznia strajk popiera 44 proc. Francuzów, o 7 pkt proc. mniej niż w poprzednim badaniu w połowie grudnia 2019 r. Już 45 proc. ankietowanych chce, aby reforma została wprowadzona (w grudniu było to 41 proc.). Rośnie również odsetek uważających, że rząd nie ugnie się pod presją strajkujących i doprowadzi reformę do końca. Francuzi uwierzyli więc swojemu prezydentowi, który w noworocznym orędziu obiecał dokończyć ten „projekt zapewniający sprawiedliwość i postęp społeczny”.

Mimo obiecujących wyników sondaży do wprowadzenia reformy jeszcze daleka droga. Strajk w niektórych sektorach trwa i nic nie wskazuje na to, żeby miał się szybko zakończyć. Minister gospodarki Bruno Le Maire zapewniał wprawdzie na początku stycznia, że strajki nie będą miały wpływu na wzrost gospodarczy, ale tylko jeśli porozumienie zostanie osiągnięte w najbliższych tygodniach. Całościowe oszacowanie kosztów strajku nie jest jeszcze możliwe, ale kilka przykładów pokazuje skalę problemu. W grudniu branża hotelarska i restauracyjna w Paryżu zanotowała obroty o 700 mln euro niższe od oczekiwanych. Zarządzająca transportem publicznym państwowa RATP będzie zaś musiała zwrócić pieniądze posiadaczom karty miejskiej, która w trakcie strajku stała się niemal bezużyteczna. To wydatek 200 mln euro za każdy miesiąc.

Aby spełnić swoją obietnicę, prowadzący negocjacje premier Édouard Philippe będzie musiał pójść na ustępstwa. W niektórych aspektach projekt reformy już został złagodzony – częściową autonomię systemu emerytalnego zachowają m.in. policjanci, żołnierze i pracownicy Opery Paryskiej. Kluczem do zwycięstwa wydaje się przekonanie najbardziej przychylnego rządowi związku zawodowego CFDT, co złamałoby solidarność strony społecznej. Macronowi i Philippe’owi zaczyna też zależeć na czasie – reforma musi zakończyć się odpowiednio wcześnie przed wyborami prezydenckimi (kwiecień 2022 r.).

Doprowadzając reformę do końca, Macron zyska miejsce w długiej i pełnej zwrotów akcji historii francuskiego systemu emerytalnego. Pokaże też partnerom w Europie, że potrafi zapanować nad prawdopodobnie najbardziej wojowniczo nastawionym elektoratem, co pozwoli mu zatrzeć złe wrażenie, jakie wywarł przeciągający się kryzys tzw. żółtych kamizelek. W ten sposób umocni się na pozycji następcy Angeli Merkel w roli nieformalnego lidera Unii Europejskiej.

Reforma raczej nie zaszkodzi mu politycznie – jego przeciwnicy w kraju już wcześniej uważali go za aroganckiego bufona, który gardzi zwykłymi ludźmi. Dla zwolenników pozostanie zaś przywódcą, który realizuje swoją wizję niezależnie od przeciwności losu.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną