Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

George Pell, kardynał pod specjalnym nadzorem

Kard. George Pell w Watykanie, 2016 r. Kard. George Pell w Watykanie, 2016 r. Fabio Frustaci / EIDON / MAXPPP / Forum
Więzienie o zaostrzonym rygorze, kontakty ograniczone do minimum, wierni śpiewający pod oknem jego celi. I media kłócące się na temat jego zarzutów pedofilskich. Dlaczego George Pell wzbudza tak wielkie emocje?

Nawet bardzo pobieżny przegląd doniesień na temat przebywającego w więzieniu w Melbourne duchownego pozwala stwierdzić, że 78-letni purpurat bardzo polaryzuje. Lewicowe gazety, jak brytyjski „The Independent”, australijskie wydanie „Guardiana” czy centrowa włoska „La Stampa”, nazywają go „księdzem pedofilem”, a teksty na jego temat ilustrują opisami jego przestępstw i rozwiązłości.

Polowanie na Pella

Do tego przypisuje mu się niezwykle wpływową pozycję wśród elit polityki i biznesu. Portal The Australian posuwa się nawet do stwierdzenia, że na przykładzie zmowy milczenia i braku wyraźnego potępienia duchownego widać, że moralnie zepsuty Kościół łączy na Antypodach z wymiarem sprawiedliwości coś na kształt „nieświętego przymierza”.

Media prawicowe i katolickie o byłym arcybiskupie Melbourne piszą już zgoła odmiennie. Wielokrotnie kwestionowały jego winę i rzetelność procesu, po którym Pell został skazany w 2018 r. za molestowanie dwóch 13-latków. Miało to się dziać w latach 1996–97, gdy pełnił funkcję arcybiskupa. Zdaniem konserwatywnych publicystów wyrok zapadł jeszcze przed rozpoczęciem postępowania, a on sam stał się kozłem ofiarnym polowania na wysoko postawionych hierarchów, urządzonego przez lewicowych aktywistów i dla wielu zbyt liberalnego papieża Franciszka. I choć Pell od ponad roku przebywa za kratami, spekulacje na temat jego przyszłości i przeszłości nie ustają.

Czytaj także: Ofiary i państwo, które nie pomaga

Szybka kariera w Watykanie

Kardynał jest bez wątpienia jedną z najważniejszych postaci w najnowszej historii australijskiego Kościoła. Przeszedł przez wszystkie szczeble hierarchii: był biskupem pomocniczym, metropolitą Melbourne, arcybiskupem metropolitą Sydney. Szybko przeniósł się do Rzymu i piął się w strukturach Stolicy Apostolskiej. Kardynałem w 2003 r. mianował go Jan Paweł II, a niemal równo dekadę później Franciszek włączył go do elitarnego „grona dziewięciu” – grupy hierarchów, którzy mieli mu doradzać w planach reformy Kościoła.

Przy Franciszku Pell pełnił funkcję ministra finansów, przejmując nowo powołany Sekretariat ds. Gospodarczych i kontrolując budżet Watykanu. Stanowisko piastował do 26 lutego ubiegłego roku, kiedy wrócił do Australii, aby odbyć karę za molestowanie nieletnich.

Czytaj także: Kościół nie chce wziąć odpowiedzialności za pedofilię

Zeznania chórzystów

Historia jego ofiar jest typowa, wręcz schematyczna dla przypadków molestowania w Kościele. Do bólu przypomina inne wątki pedofilskie, w tym te znane z Polski. Chłopcy, których Pell molestował w latach 1996–97, należeli do szkolnego chóru w prestiżowej placówce w Melbourne – St. Kevin’s College. Obaj pochodzili z mniej zamożnych rodzin, do szkoły trafili dzięki stypendiom. Talent otworzył im drogę do miejsca, do którego w przeciwnym razie najpewniej nigdy by nie trafili.

Pell, choć formalnie ze szkołą niezwiązany, regularnie się w niej pojawiał, najczęściej w roli celebransa mszy przy szczególnych okazjach, jak święta Bożego Narodzenia, w znajdującej się niedaleko katedrze św. Patryka. Większość chórzystów kojarzyła go z widzenia, niektórzy znali go dobrze. Kapłan nie stronił od ich towarzystwa, chwalił za występy, komentował śpiew. Zwłaszcza pod nieobecność dorosłych.

Tak było w przypadku jego dwóch ofiar. Ten z chłopców, który dożył procesu, opowiedział dokładnie, na czym polegały zbrodnie Pella. Ksiądz zapraszał chłopców – często po dwóch, trzech naraz – do zamkniętych pomieszczeń z tyłu katedry. Chciał im pokazać nowe stroje dla chóru albo prosił o prywatny koncert. Po czym zamykał drzwi, zmuszał ich do seksu oralnego, masturbował się.

Chłopcy niemal z dnia na dzień stracili zainteresowanie śpiewem i zaczęli się w sobie zamykać. Zmienili otoczenie albo się izolowali. Rodzice najpierw sądzili, że to zachowania typowe dla nastolatków, ale kiedy chłopcy chcieli odejść z chóru – zaczęli się denerwować. Widzieli w tym kaprys, przez który stracą stypendia. A na czesne nie było ich stać. W efekcie cierpienia ofiar trwały dalej.

Czytaj także: Żeby ścigać pedofilów, nie trzeba zaostrzać prawa

Wina i niewinność kardynała Pella

George Pell jest najwyższym dotychczas hierarchą Kościoła, który odpowiedział za przestępstwa w procesie kryminalnym. Sam zarzuty oddala, ale i wątpliwe, czy w kontaktach seksualnych z chłopcami w ogóle widzi coś złego. W 2002 r. oświadczył, że aborcja jest czynem moralnie nagannym w dużo większym stopniu niż molestowanie dzieci przez księży. 11 grudnia 2018 r. został skazany na podstawie pięciu zarzutów wymuszenia interakcji seksualnej z nieletnimi na sześć lat pozbawienia wolności. Co najmniej trzy lata i osiem miesięcy musi Pell odsiedzieć, zanim będzie mógł ubiegać się o zwolnienie warunkowe.

Wielu nadal wątpi w jego winę. Kontrowersje wiążą się głównie z tym, że wyrok zapadł po wysłuchaniu zeznań tylko jednej ofiary. Druga zmarła z powodu przedawkowania heroiny w 2014 r. – zaledwie tydzień przed wybuchem skandalu. Dla obrońców kardynała jedno zeznanie to za mało („słowo przeciwko słowu”). W dodatku drugi z molestowanych podobno wielokrotnie zaprzeczał, jakoby doznał jakichkolwiek krzywd. Proces został wszczęty z urzędu, gdy na skrzynkę mailową policji w stanie Victoria dotarły anonimowe informacje na temat molestowania.

Świat o Pellu nie zapomniał. W listopadzie odwiedził go w więzieniu były premier Australii Tony Abbot, znany monarchista i przeciwnik liberalnych reform. Tłumaczył, że „po prostu odwiedzał przyjaciela”. Wciąż aktywni są też wierni, którzy podważają jego winę. W wigilię pod więzieniem w Melbourne, gdzie jeszcze wtedy przebywał, zgromadziło się ok. 30 osób, śpiewało kolędy i wykrzykiwało życzenia.

Więzienie o zaostrzonym rygorze

Niektórzy porównywali Pella nawet do Alfreda Dreyfusa, bohatera afery szpiegowskiej w XIX-wiecznej francuskiej armii, niesłusznie oskarżonego o zdradę stanu. Co ciekawe, Pell stał się niemal idolem dla wietnamskich katolików w Australii, twierdzących, że jest prześladowany niczym księża w ich ojczyźnie za czasów reżimu komunistycznego.

Kardynał złożył apelację, ale kara została podtrzymana. O kasację w sądzie najwyższym będzie się mógł ubiegać w najbliższych miesiącach. Nie wiadomo, gdzie dokładnie będzie odsiadywał wyrok. Ostatnio został przeniesiony z więzienia stanowego w Melbourne do zakładu karnego o zaostrzonym rygorze i podwyższonych środkach bezpieczeństwa.

Wszystko przez drona, który przeleciał nad więziennym ogrodem – najpewniej w celu sfotografowania kardynała. To wystarczyło, żeby władze przeniosły go do Barwon Prison dla największych kryminalistów, m.in. byłych szefów gangów narkotykowych. I tu znów media się podzieliły: dla konserwatywnych to absurd, żeby „niewinny ksiądz” dzielił spacerniak z mordercami i bossami syndykatów przestępczych, lewica z kolei uważa, że trafił tam, gdzie zasłużył.

George Pell nie przestaje walczyć. Ma zespół prawników, a wielu z nich doradza mu pro bono. W jego obronie regularnie występują konserwatywni politycy, księża. Na Twitterze funkcjonują różne wersje hasztaga zrzeszające jego sympatyków. Do wolności jednak bardzo daleko. Głównie dlatego, że sąd skazał go za czyn karalny – nawet jeśli on sam nie widzi w nim nic nagannego.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną