Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Wieści z Davos. Lasy płoną, a negacjoniści swoje

Greta Thunberg w Davos Greta Thunberg w Davos Arnd Wiegmann/Reuters / Forum
Australijski busz płonie, ale ustępuje miejsca na czołówkach Forum Ekonomicznemu w Davos. Kryzys klimatyczny to jeden z głównych tematów, a Greta Thunberg i Donald Trump to najbardziej spektakularni goście konferencji.

Greta Thunberg nie zaskoczyła, bo jak zwykle przypomniała, że „nasz dom płonie”, a bezczynność dorosłych, zwłaszcza liderów politycznych i biznesowych, dostarcza tylko ogniowi paliwa. Aktywistka przypomniała, że to samo mówiła w Davos rok wcześniej. I co? Nic, cisza. Więc nawet ona, słynąca z emocjonalnych wystąpień, mówiła jakby z rezygnacją, ale też pełną determinacją, wspierana przez młodzież, która dotarła tu z nią.

Czytaj także: Gorąco w styczniu? Grzeje nas… Ocean Indyjski

Greta nie spotkała się z Trumpem

Nie zabrakło polskiego akcentu, Szwedka tydzień wcześniej odwiedziła nasz kraj. Realizując film dokumentalny, dotarła z ekipą do Bełchatowa, rozmawiała m.in. z górnikami z zamkniętych kopalni. W Davos nie spotkała się z największym swym adwersarzem – Donaldem Trumpem. Prezydent, który zdecydował o wycofaniu USA z porozumienia paryskiego, chwalił amerykański model gospodarczy i krytykował wszystkich piewców ekologicznej apokalipsy.

Trump też więc nie zaskoczył, jak widać, trwa przy swym braku przekonania, że to człowiek odpowiada za kryzys. Nie przekonują go ani informacje naukowe, ani sondaże opinii publicznej pokazujące, że nawet w USA większość mieszkańców nie ma wątpliwości i 67 proc. spośród nich chce, by rząd robił więcej w sprawie ochrony klimatu.

Faktem jest, że w Stanach negacjonizm panuje głównie na prawicy, wśród zwolenników Trumpa i Partii Republikańskiej. Podobnie jest w Australii, gdzie mimo trwających od miesięcy katastrofalnych pożarów negacjonizm ma się świetnie, a prawicowi politycy i komentatorzy z uporem przekonują, że nie dzieje się nic niezwykłego. Mieszkańcy Sydney oddychają zadymionym powietrzem zapewniającym im chemiczny koktajl odpowiadający wypaleniu 37 papierosów dziennie, ale nie brak głosów, że pożary to normalny składnik tamtejszego lata.

Czytaj także: Wyjaśniamy, dlaczego tak trudno ugasić pożary w Australii

Antyklimatyczni politycy cieszą się poparciem

A nawet jeśli już ktoś uzna, że pożary są problemem, to szybko znajduje powód: busz i lasy płoną na skutek przestępczych podpaleń, ba, nie można nawet wykluczyć spisku ekologów, którzy podpalają, by pozyskać poparcie. Skąd się bierze tak silne zaprzeczanie faktom i poparcie dla antyklimatycznych polityków?

Czytaj także: Fakty, nie fejki. Co o pożarach w Australii wiemy na pewno

Zacząć trzeba od stwierdzenia, że nie istnieje konieczny związek między negacjonizmem a poglądami prawicowymi lub konserwatywnymi. Margaret Thatcher, ikona konserwatywnej rewolucji, była pierwszą polityczką o światowym znaczeniu, która podnosiła wyzwanie klimatyczne na forum międzynarodowym. Wyraz wiedzy dawała już w 1988 r. (Thatcher była chemiczką) podczas spotkania z Royal Society, potem podczas Szczytu Ziemi w Rio w 1992 r. Znawcy polityki twierdzą, że to ona przekonała George′a Busha, by także pojawił się na szczycie.

W USA i Australii jest jednak inaczej. Dlaczego? Sprawa nie jest prosta i nie odnosi się do samego rozumienia lub nierozumienia komunikatów naukowych. Myślimy o świecie w sposób pakietowy, łącząc w całość różne elementy składające się na społeczną tożsamość. Jeśli więc przynależność do grupy o konserwatywnych poglądach jest ważna ze względu na poczucie bezpieczeństwa i solidarności opartej na wspólnych wartościach, a dominująca w tej grupie jest postawa negacjonistyczna, zostanie ona przyjęta, zaś ewentualne racjonalne wątpliwości – stłumione.

Mechanizm wyparcia wspomaga kompleks czynników, od zwykłego interesu – lobby węglowo-surowcowe jest w Australii potęgą, od której zależy los dziesiątków tysięcy pracujących i gospodarka całego kraju. Niebagatelny jest też wpływ mediów – dominuje imperium Ruperta Murdocha, a w jego mediach przekaz negacjonistyczny. Suma czynników powoduje, że wielu Australijczyków, czując dezorientację, wybiera tożsamościowo, a nie naukowo. Z kolei sianie wątpliwości i dezorientacji jest, przekonują analitycy polityczni, korzystne dla premiera Scotta Morrisona, bo pomaga mu skonsolidować obóz polityczny i elektorat wokół jednolitego przekazu o braku zagrożenia dla dotychczasowych stylów życia i sposobów prowadzenia interesów.

Greta mobilizuje zwolenników i przeciwników

Tu nadchodzi moment, by wrócić do obecności Thunberg i Trumpa w przestrzeni Davos. Dodatkowym paliwem dla negacjonistów są głosy alarmistyczne. Szwedzka aktywistka wzywająca do działania mobilizuje zarówno zwolenników, jak i przeciwników. Wystarczy popatrzeć na polskie media prawicowe i nienawiść, jaką zioną do Thunberg. Doświadczenie pokazuje, że samo straszenie katastrofą i sianie paniki nie musi wywołać odpowiedniego skutku – okazuje się bowiem, że najlepiej strach i panikę zagospodarowują w dzisiejszych czasach formacje prawicowo-populistyczne.

Ważne jest więc, by – nie zapominając o powadze ostrzeżeń formułowanych przez naukowców – debatę o kryzysie klimatycznym jak najbardziej wyrwać z kontekstu tożsamościowego i ideologicznego, opartego na wartościach, i jednocześnie jak najbardziej upolitycznić. Rzecz w tym, by uniknąć okopania się uczestników dyskusji w przeciwstawnych obozach przekonanych, że to one dysponują pełną prawdą. Bo niezależnie, czy źródłem tej pewności jest nauka, czy ideologia, efektem jest polaryzacja uniemożliwiająca wypracowanie konsensu.

Czytaj także: Trumpa niebezpieczna wojna z klimatem

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną