Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Superwtorek zmienił wszystko. Liderem stawki jednak Biden

Joe Biden Joe Biden Mike Blake/Reuters / Forum
Raz jeszcze się okazało, że w amerykańskiej polityce trzeba uważać z pochopnymi przewidywaniami. Zwłaszcza w czasach populistycznych rewolucji.

Kilka tygodni temu, po dotkliwych porażkach Joego Bidena w pierwszych demokratycznych prawyborach, wielu komentatorów spisywało go już na straty. Wyrokowano, że nie ma szans na nominację. Wszystko zmienił superwtorek 3 marca, czyli prawybory w 14 stanach. Biden zwyciężył w większości, także tam, gdzie sondaże niedawno nie widziały w nim triumfatora, np. w Teksasie. Faworyzowany dotychczas senator Bernie Sanders, przywódca demokratycznej lewicy, wygrał tylko w czterech, m.in. w macierzystym Vermont.

Czytaj też: Czy Donald Trump ma z kim przegrać?

Joe Biden z poparciem byłych rywali

Sukces Biden zawdzięcza głosom wyborców afroamerykańskich z Południa, którzy w ostatnich dekadach często decydowali o wyniku prawyborów. Ogromne, może nawet rozstrzygające znaczenie miały apele o poparcie wiceprezydenta ze strony jego byłych rywali, którzy wycofali się z wyścigu, a prowadzili kampanię na podobnej co on platformie umiarkowanych reform.

Do głosowania na Bidena wezwali burmistrz South Bend w Indianie Pete Buttagieg, który brylował w pierwszych prawyborach, ale osłabł, senatorka z Minnesoty Amy Klobuchar i były kongresmen z Teksasu Beto O′Rourke. Agitacja tego ostatniego mogła przeważyć szalę. Obawiano się, że Sanders, który niedawno z dużą przewagą wygrał w Nevadzie dzięki poparciu Latynosów, pokona Bidena również w Teksasie, drugim co do wielkości stanie USA, też licznie zamieszkanym przez tę grupę etniczną.

Trump życzy Sandersowi nominacji

Inaczej mówiąc: kandydaci z demokratycznego centrum wespół z partyjnym establishmentem zmobilizowali się i zjednoczyli, aby odeprzeć ofensywę senatora z Vermont. Fakt, że sam siebie określa „socjalistą”, niesłychanie utrudnia mu ewentualną walkę o Biały Dom. Donald Trump w każdym razie tak bardzo życzy Sandersowi nominacji, że w stanach, gdzie demokratyczne prawybory są „otwarte”, tzn. mogą w nich głosować wszyscy niezależnie od partyjnej przynależności, jego akolici wzywali republikanów, aby głosowali na senatora. Prezydentowi będzie bowiem łatwo straszyć nim jako „amerykańskim Maduro”.

Obóz lewicowy – nazywający się „progresywnym” – nie jest tak zdyscyplinowany jak centryści. W superwtorek klęskę poniosła senator Elizabeth Warren, która przegrała z Bidenem i Sandersem nawet w rodzinnym Massachusetts. Jej porażka oznacza, że raczej nie ma szans na nominację. Mimo to Warren ogłosiła, że będzie walczyć dalej, nawet do końca prawyborów, czyli do partyjnej krajowej konwencji w lipcu w Milwaukee w stanie Wisconsin. Może jeszcze zmieni zdanie, skoro inni progresiści z obozu Sandersa już ją wzywają, by poszła m.in. za przykładem Buttagiega i poparła Sandersa. Licząc oczywiście na to, że jej wyborcy zasilą elektorat Berniego. Co zresztą nie jest do końca pewne.

Porażka Bloomberga. Pieniądze nie pomogły

Wydarzeniem superwtorku była też sromotna porażka Mike′a Bloomberga, magnata medialnego i byłego burmistrza Nowego Jorku, w którym niektórzy demokraci widzieli alternatywę dla Bidena. Wydał on na kampanię około pół miliarda dolarów, a wygrał tylko w... Samoa, amerykańskiej posiadłości na Pacyfiku. Okazało się, że pieniądze, tak ważne w polityce USA, nie wystarczą, nie rekompensują braku charyzmy i zdolności nawiązywania kontaktu z wyborcami, zwłaszcza z mniejszości etniczno-rasowych. Tych cech byłemu burmistrzowi brak. Bloomberg prawdopodobnie popełnił też błąd, ignorując prawybory w pierwszych czterech stanach, co można było odebrać jako przejaw arogancji.

Multimiliarder podobnie jak Warren zapowiada, że nie wycofa się z rywalizacji, ale jak długo będzie walczył, to zależy pewnie od tego, jak pójdzie Bidenowi. W każdym razie im dłużej będzie próbował, tym bardziej narazi się popierającym byłego wiceprezydenta demokratom jako odbierający mu głosy „psuj”.

Biden już faworytem wyścigu?

Po superwtorku Biden ma najwięcej delegatów na konwencję w Milawaukee i jest nowym liderem wyścigu. Czy jednak już faworytem, jak go określają niektóre media? Lepiej – znowu – tego nie przesądzać, chociaż bookmacherzy dają mu najwięcej szans. Przed nami jeszcze wiele rund i prawybory w kilkunastu dużych stanach. Pamiętajmy o atutach Sandersa – jego charyzmie i zdolności porywania tłumów dzięki klarownej, czarno-białej, lewicowej wizji przemawiającej do wyobraźni zwłaszcza młodych Amerykanów. A Biden pozostaje sobą, tzn. politykiem ujmującym, budzącym zaufanie jako przeciwieństwo Trumpa, ale mającym nieraz trudności z potoczystym wyartykułowaniem poglądów. I z bagażem ukraińskich doświadczeń swojego syna. Więc wstrzymajmy się z pochopnymi prognozami.

Klęska Warren, wcześniejsza rezygnacja Amy Klobuchar i Kamali Harris, kandydatek, które dobrze prezentowały się w wielomiesięcznej kampanii, każe podejrzewać, że Ameryka nie wydaje się jeszcze gotowa na prezydenta kobietę. O palmę kandydata do Białego Domu będą ostatecznie rywalizować biali mężczyźni. W dodatku grubo po siedemdziesiątce. Co to oznacza i jak rokuje demokratom w konfrontacji z Trumpem, to już temat na osobne opowiadanie.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną