Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Afryka przestaje być białą plamą na mapie Covid-19

Celnicy na międzynarodowym lotnisku w Dakarze. 10 marca 2020 r. Celnicy na międzynarodowym lotnisku w Dakarze. 10 marca 2020 r. Sadak Souici / Forum
Światowa Organizacja Zdrowia twierdzi, że Afryce kończy się czas na wprowadzenie środków zaradczych przeciw rozkręceniu się epidemii wirusa SARS-CoV-2.

Przyczyna „opierania się” Afryki pandemii koronawirusa mogła być prozaiczna. Jak przypomina magazyn „New Scientist”, jeszcze pod koniec stycznia tylko RPA i Senegal miały laboratoria zdolne przeprowadzać testy. Teraz zdolność tę ma już zdecydowana większość państw afrykańskich, choć wciąż w stopniu ograniczonym. W połowie marca blisko 40 krajów miało do dyspozycji po 100–200 zestawów do badań.

Czytaj też: Jak przebiegają badania na obecność koronawirusa

Koronawirus w bardzo ciepłym klimacie

Poza Egiptem, Algierią i RPA, które mają dziesiątki wykrytych zakażonych pacjentów, z szeregu afrykańskich krajów spłynęły dotąd ledwie pojedyncze zgłoszenia. To naturalne przy ograniczonych możliwościach diagnostycznych. Etiopię niedawno odwiedził nosiciel koronawirusa z Japonii. W Kenii potwierdzono go u Kenijki, która przyleciała ze Stanów Zjednoczonych, w Nigerii u obywatela Włoch. Rozkład choćby tych zdarzeń wskazuje, że prawdopodobnie więcej jest obecnie przypadków zawleczonych do Afryki z Europy i Ameryki niż z Chin. A wydawałoby się, że to one powinny być najbardziej dogodnym źródłem transmisji, skoro są pierwszym partnerem handlowym kontynentu. Mieszkają i pracują tam miliony obywateli chińskich, inżynierów, robotników, studentów i przedsiębiorców, stale wyjeżdżających do ojczyzny. Zresztą już ponad dekadę temu mawiano, że w każdym samolocie rejsowym w Afryce leci przynajmniej jeden pasażer z paszportem Państwa Środka.

Do połowy marca w całej Afryce z 1,3 mld mieszkańców przebadano zaledwie kilkaset osób. Z drugiej strony trwają próby weryfikacji, jak zachowuje się ten koronawirus w bardzo ciepłym i suchym klimacie – rozsądnych danych brak i niemożliwe jest, by traktować przykład Afryki jako nadzieję dla północnej półkuli, że wraz z nadejściem cieplejszej pogody na przełomie wiosny i lata problem sam się zacznie rozwiązywać.

Czytaj też: Stan nadzwyczajny w USA. Trump nadrabia opóźnienia

Fatalny stan służby zdrowia

Światowa Organizacja Zdrowia twierdzi, że Afryce kończy się czas na wprowadzenie środków zaradczych przeciw rozkręceniu się epidemii. Niektóre miejsca są nieźle przygotowane, zwłaszcza te na zachodzie kontynentu, które regularnie starają się ograniczać postępy bardzo niebezpiecznego wirusa Eboli (przenosi się przez kontakt z krwią i innymi płynami ustrojowymi zarażonego, powoduje m.in. gorączkę krwotoczną). W Kongo nosiciela wytypowano, przyglądając się podróżnym na lotnisku. Ta metoda jednak, jak w innych częściach świata, przynosi mizerne rezultaty.

Stąd się biorą poważne obawy, że wirus swobodnie rozprzestrzeni się w afrykańskich krajach. Co jest tym bardziej alarmujące, że i bez niego miliony mieszkańców Afryki mają obniżoną odporność przez powszechne występowanie chorób osłabiających organizm – w tym AIDS, gruźlicy i malarii.

Do tego dochodzi stan służby zdrowia. Zdarzają się placówki na prowincji, które obsługują dziesiątki tysięcy osób, a prowadzone są nie przez lekarza, ale np. felczera, mającego niewiele lekarstw, nie mówiąc o sprzęcie pozwalającym wykonać najprostsze badania, np. USG. Takie usługi dostępne są w miastach, gdzie z koronawirusem radzić sobie mogą lepiej, ale do nich trzeba się dostać, co albo trwa, albo kosztuje tyle, że jest ponad siły rodziny chorego. Taki system zdrowia może nie mieć możliwości podjęcia nawet próby niesienia pomocy pacjentom, u których wystąpią najpoważniejsze objawy kliniczne zakażenia koronawirusem.

Czytaj też: Covid-19. Zwięzły poradnik dla skołowanych i zajętych

Tragiczny paradoks eboli

Maluje się także inny paradoks, jaki ujawnił się przy okazji epidemii eboli sprzed kilku lat w Afryce Zachodniej. Zmarło na nią ponad 11 tys. osób, a prawie drugie tyle pacjentów, którzy nie przeżyli, cierpiało na inne choroby i schorzenia. Pewnie zostałyby uleczone, gdyby lekarze, siły i pieniądze nie zostały rzucone na walkę przede wszystkim z ebolą. Ofiar mogłoby być także mniej, gdyby część pacjentów z innymi schorzeniami przełamała strach przed ebolą, którą zarazić się trudniej niż koronawirusem, i pokazało się lekarzom. W niektórych przychodniach ze względu na obawy związane z ebolą liczba wszystkich pacjentów spadła o 90 proc., drastycznie spadła liczba szczepionych dzieci. Podobnie placówek służby zdrowia unikali chorzy na choroby przewlekłe, w tym nosiciele wirusa HIV, którzy nie przychodzili po recepty.

Czytaj też: Koronawirus w 13 pytaniach i odpowiedziach

Złudna nadzieja na wsparcie?

Z drugiej strony – zwracają na to uwagę afrykańscy epidemiolodzy – wirus może oszczędzić Afrykę o tyle, że po obu stronach Sahary ma bardzo młodą populację, a to przede wszystkim wraz z wiekiem znacząco rośnie ryzyko komplikacji wywołanych chorobą.

Inną okolicznością mogącą spowalniać transmisję jest charakter mobilności mieszkańców. Nawet w dużych krajach działa z reguły tylko jedno międzynarodowe lotnisko. Epidemia będzie wędrować z miast na wsie, które nie zawsze są dobrze skomunikowane, trudno do nich dotrzeć. Trwa w części kontynentu pora deszczowa, np. w Rogu Afryki mocno padało w minionych miesiącach, drogi mogą być uszkodzone przez okresowe rzeki, które podczas ostatniej fali deszczów gwałtownie wzbierały, a potrafią mieć dość energii, by przerwać drogę asfaltową. Bywają zatem w Afryce Subsaharyjskiej społeczności na dużych, słabo zaludnionych obszarach, które są regularnie odcinane, kwarantannę przechodzą więc co roku przez kilka tygodni lub nawet miesięcy.

Wiadomo, że w globalnej odpowiedzi na koronawirusa chodzi przede wszystkim o to, by – jak chce popularny hasztag #FlattenTheCurve – spłaszczyć krzywą ilustrującą kolejnych zakażonych. Mniej ostrych przypadków w krótkim czasie ma uchronić służbę zdrowia przed zakorkowaniem, co powinno zwiększyć szanse na uratowanie większej liczby najciężej chorych i podjąć działania, w tym samoizolację, które w ogóle ograniczą możliwość transmisji wirusa. Afryka nie ma takiego komfortu, przynajmniej nie na odcinku medycznym. Każde opóźnienie rozwoju epidemii zwiększa więc nadzieję na zewnętrzne wsparcie (choć bywało z nim różnie, epidemię eboli zwalczała głównie o własnych siłach).

Niestety, sytuacja tak się rozwija, że o wsparciu (maski, rękawice, płyny do dezynfekcji czy respiratory) marzą także najbardziej rozwinięte i zamożne społeczeństwa. Wiele z nich też mierzy się z koronawirusem w osamotnieniu.

Czytaj też: Co się zmieni po ogłoszeniu pandemii przez WHO

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Fotoreportaże

Richard Serra: mistrz wielkiego formatu. Przegląd kultowych rzeźb

Richard Serra zmarł 26 marca. Świat stracił jednego z najważniejszych twórców rzeźby. Imponujące realizacje w przestrzeni publicznej jednak pozostaną.

Aleksander Świeszewski
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną