Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Koronawirus może mocno uderzyć w nasze demokracje

Miasto Daegu, Korea Południowa. Wojsko na ulicach walczy z rozwojem epidemii Covid-19. Miasto Daegu, Korea Południowa. Wojsko na ulicach walczy z rozwojem epidemii Covid-19. Kim Kyung-hoon / Reuters / Forum
By zatrzymać pandemię, kolejne kraje wprowadzają restrykcje w społecznych interakcjach. Wirus, który zdaniem sceptyków miał być tylko nową wersją grypy, zmienia zasady relacji państwa z obywatelem.

Korea Południowa podawana jest jako przykład skutecznej odpowiedzi władz na pandemię. Dość szybko udało się tam zahamować przyrost zachorowań. W dodatku przy relatywnie wysokiej liczbie chorych kraj zarejestrował mało ofiar śmiertelnych.

Eksperci chwalą Seul za szybkie decyzje i zaawansowane technologie. Podkreślają, że rząd nie oszczędzał, a już na pierwszą fazę zagrożenia przeznaczył ok. 25 mld dol. Tyle że gdy Covid-19 przestał być sprawą wyłącznie chińską i przeobraził się w problem ponadnarodowy, koreańska władza zaczęła się zachowywać jak autorytarna.

Czytaj też: Co zrobić, gdy mam objawy infekcji? Krótki poradnik

Koreańska strategia walki z wirusem

Wszyscy, którzy w początkowej fazie epidemii przyjeżdżali do Korei z Chin, byli ściśle monitorowani. Dotyczy to także tych aspektów życia codziennego, które wychowani w duchu demokracji liberalnych Europejczycy uznają za prywatne i święte. Przybyszom z Państwa Środka oglądano wyciągi bankowe, kontrolowano ich transakcje, śledzono, jak się przemieszczają.

Kiedy któryś z nich zachorował, wszystkie szczegóły z jego życia stawały się publiczne: od miejsca robienia zakupów po numer fotela w kinie. W imię bezpieczeństwa Koreańczycy ingerowali w sferę prywatną obywateli najgłębiej, jak się da. Wielokrotnie doprowadziło to do kuriozalnych, wstydliwych sytuacji – ujawniono m.in., że jeden z mieszkańców Daejeon udał się do sklepu z bielizną erotyczną.

Mimo to społeczeństwo podporządkowało się restrykcjom. Ale z różnych przyczyn Europa o powtórce azjatyckich sukcesów w walce z koronawirusem może na razie zapomnieć. Tymczasem stała się epicentrum pandemii. Czy mieszkańców Starego Kontynentu czeka przejście na tymczasowy paraautorytaryzm? I czy są na to gotowi?

Czytaj też: Dlaczego koronawirus uderzył właśnie we Włoszech?

Od kwarantanny po areszt domowy

Pewne ograniczenia już zostały wprowadzone. Nie chodzi tylko o zamknięcie szkół i granic, zawieszenie lotów czy zalecenia domowej kwarantanny. Europejskie rządy zaczynają regulować ceny niektórych dóbr. Władze Francji ustanowiły limity cenowe dla maseczek chirurgicznych i płynów dezynfekujących. Kolejne kraje zakazują ich akumulowania w ogromnych ilościach i handlu na wtórnym rynku. Tych, którzy nie podporządkują się przepisom, czekają kary finansowe, a nawet naloty służb, konfiskata mienia, a może i więzienie.

Do zwiększonej obecności wojska czy policji też trzeba się zacząć przyzwyczajać. Możliwe, że jeśli statystyki zachorowań nie przestaną rosnąć, codzienne wizyty w domach, meldunki telefoniczne czy internetowe staną się rzeczywistością nie tylko dla objętych kwarantanną, ale dla dużej części populacji. By ograniczyć liczbę zgonów, władze mogą np. trzymać w areszcie domowym wszystkich obywateli powyżej pewnej granicy wiekowej.

Czytaj też: Co się zmieni po ogłoszeniu pandemii przez WHO?

Restrykcje trudne do przełknięcia

Danych osobistych mogą też zacząć żądać od nas prywatne instytucje, jak centra handlowe. To rozwiązanie znane z innego nie do końca demokratycznego kraju azjatyckiego: Singapuru. Tam przy wejściu do galerii, siedzib prywatnych firm i na dworcach trzeba było podać dane osobowe, włącznie z numerem paszportu i historią podróży z ostatnich miesięcy. Dla Europejczyków, wrażliwych na punkcie swojej prywatności, mogłoby to być trudne do przełknięcia.

W europejskiej rzeczywistości pojawia się też kolejny dawno niewidziany element, czyli narzucone limity zakupowe. TESCO w wielu krajach UE wprowadziło ograniczenia: nie więcej niż sześć sztuk produktu na jednego klienta. W ślad sieci pójdą pewnie inne duże sklepy. A jeśli kwarantanna będzie się przedłużać, zapewne i małe, rodzinne przedsiębiorstwa.

Gospodarka centralnie sterowana

Najbardziej katastrofalny scenariusz zakłada, że pandemii nie uda się opanować aż do lata. W połączeniu z suszą i innymi skutkami ocieplenia klimatu może to mocno zagrozić dostawom żywności. Rolnicy nie będą mogli wyjść na pola, opóźni się produkcja sztucznych nawozów czy środków chwastobójczych. Co wtedy z dostępem do jedzenia?

Inny scenariusz zakłada, że w jakiś sposób zainterweniowałoby państwo, ustalając ceny produktów spożywczych tak samo, jak robi to już z maseczkami i płynami dezynfekującymi. Wówczas jedzenia byłoby pewnie mniej, ale pozostałoby w miarę szeroko dostępne. W tym miejscu należy jednak zapytać, czy interwencja cenowa, w praktyce oznaczająca powrót do centralnie sterowanej gospodarki, jest w ogóle możliwa w czasach zglobalizowanego łańcucha dostaw i kapitalizmu.

Jeśli więc władze nie byłyby chętne ani gotowe wyrównać cen żywności, w grę wszedłby scenariusz rodem z filmów science fiction. Bogatych stać byłoby na jedzenie jak w czasach prepandemicznych, biedni musieliby liczyć na racje żywnościowe lub wąską grupę tanich towarów. W pierwszym scenariuszu oznaczałoby to naruszenie zasad wolnego rynku i nagięcie zdolności państwa do maksimum, w drugim – rozwarstwienie i regres społeczny.

Czytaj też: Koronawirus zainfekował gospodarkę

Jak pandemia wpłynie na wybory

Zawieszenie życia społecznego na dłużej mocno wpłynie też na kalendarz polityczny. Wybory powinny w tym roku odbyć się w 13 europejskich krajach. Żaden nie jest przygotowany, by przeprowadzić je w sieci. Dlatego niewykluczone, że kadencja co niektórych polityków czy partii automatycznie się wydłuży.

Czytaj też: Polityka w czasach zarazy

A wtedy zyskają czas, by wprowadzić fundamentalne zmiany, nawet takie o charakterze ustrojowym. To zaś da pole do kolejnych konfliktów, bo opozycja w każdym z tych krajów będzie z pewnością dążyć do uczynienia z „doliczonego czasu gry” etapu, w którym decyzje wykonawcze zostałyby mocno ograniczone.

Pandemia Covid-19 jest pierwszym zjawiskiem, które z taką mocą i gwałtownością uderza w zglobalizowaną, zjednoczoną i wolną od wojen Europę. To test dla trwałości naszych demokracji i porządku instytucjonalnego na poziomie ponadnarodowym. Jeśli go oblejemy, przechylając wahadło w stronę autorytaryzmu, koronawirus może się okazać bardziej brzemienny w skutki niż najgorsze konflikty zbrojne.

Czytaj też: Stan wyjątkowy w Polsce. Potrzebny? Groźny? Co oznacza?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną