Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wirus kontra federalizm. Niemiecki sposób na Covid-19

Kolejka do centrum wykonywania testów na obecność koronawirusa we Frankfurcie Kolejka do centrum wykonywania testów na obecność koronawirusa we Frankfurcie Kai Pfaffenbach / Reuters / Forum
Niemcy walkę z koronawirusem zaostrzają stopniowo – o zakazach decydują najczęściej poszczególne kraje związkowe, a nie rząd w Berlinie. Nie brak głosów, że taki ustrój państwa przeszkadza w radzeniu sobie z epidemią.

Szczerość może być dużo lepsza niż górnolotne i patetyczne słowa – za to chyba Niemcy najbardziej cenią Angelę Merkel, która przez 15 lat rządów przeżyła niejeden kryzys. Już tydzień temu kanclerz powiedziała otwarcie swoim obywatelom, że wirusem SARS-CoV-2 zarazić się może 60–70 proc. mieszkańców. W ten sposób dała do zrozumienia, że nowego wirusa nie da się powstrzymać. Można tylko spowalniać jego ekspansję i taka jest właśnie taktyka rządzących.

Czytaj też: Szczepionka przeciw SARS-CoV-2 najszybciej w historii?

Niemcy walczą z koronawirusem

Niemcy stopniowo wprowadzają kolejne ograniczenia dla mieszkańców i firm, ale formalnie o wielu zakazach decydują władze 16 krajów związkowych (landów), z których składa się Republika Federalna. W ubiegłym tygodniu próbowano skoordynować te działania, aby uniknąć chaosu. Nie było to wcale proste, bo landy dotknięte są koronawirusem w bardzo różnym stopniu. Zdecydowanie najwięcej zakażonych jest w Północnej Nadrenii-Westfalii i na południu kraju, za to na obszarze byłej NRD (poza Berlinem) epidemia jest na dużo wcześniejszym etapie.

W całych Niemczech w tym tygodniu (chociaż nie wszędzie tego samego dnia) zawieszono lekcje w szkołach i zamknięto przedszkola. Wydłużono także ferie na uczelniach wyższych, które jeszcze nie zaczęły wiosennego semestru. Nieczynne są – podobnie jak u nas – kina, kluby, pływalnie czy niektóre sklepy. Jednak wciąż występują różnice między poszczególnymi krajami związkowymi. Jedne np. zamknęły wszystkie restauracje, inne najpierw tylko ograniczyły godziny ich otwarcia. W różnym tempie zakazywano rozgrywania meczów piłkarskich i organizowania wydarzeń kulturalnych.

Formalnie rząd federalny w Berlinie nie może nakazać krajom związkowym np. zamykania szkół, sklepów czy stadionów. Może tylko do tego zachęcać. Nawet koronawirus świętej zasady federalizmu dotąd nie naruszył, chociaż część polityków uważa, że w przyszłości trzeba będzie wprowadzić pewne zmiany.

Czytaj też: Koronawirus SARS-CoV-2. Fakty, a nie mity

Dużo zachorowań, niska śmiertelność

Liczba zachorowań w Niemczech zbliża się do 10 tys., ale śmiertelność (dotąd nieco ponad 20 zgonów) należy – przynajmniej na razie – do najniższych w Europie (eksperci uważają, że to zasługa dużej liczby testów na obecność koronawirusa, których do tej pory w Niemczech wykonano ponad 200 tys., a można do 160 tys. tygodniowo). Jednak nikt nie ma wątpliwości, że także w tym kraju statystyki będą się pogarszać, a służbę zdrowia czeka bardzo ciężka próba. Niemcy nie byli liderami w zamykaniu granic i odwoływaniu lotów, ale i oni stopniowo ograniczają przyjazdy i wyjazdy. Lotniska na razie są otwarte, dzięki czemu tysiące Polaków mogą wracać do kraju np. przez Berlin.

Na większości granic lądowych wprowadzono już regularne kontrole – można je przekraczać, gdy ma się konkretny powód. Jest nim np. praca. Jednak niemieckie władze odradzają jakiekolwiek wyjazdy zagraniczne, wzywają wszystkich obywateli do powrotu, a Lufthansa przygotowuje akcję repatriacyjną. Na razie – inaczej niż w Polsce – wielu Niemców może jeszcze korzystać z regularnych połączeń, które w ograniczonym zakresie nadal funkcjonują.

Czytaj też: Ktoś nam zapłaci za straty?

Niemiecka gospodarka mniej ucierpi?

Ekonomiczne skutki będą dla największej europejskiej gospodarki oczywiście bardzo bolesne – rząd obiecuje pomoc dotkniętym branżom i twierdzi, że przeznaczy na to tyle pieniędzy, ile będzie potrzeba. W przeciwieństwie do Francji, Hiszpanii, a zwłaszcza Włoch Niemcy są w sytuacji dość komfortowej, bo ostatnie lata, dzięki budżetowym nadwyżkom i dobrej koniunkturze, pozwoliły im zmniejszyć dług publiczny i zgromadzić spore zapasy.

Z drugiej strony potrzeby będą gigantyczne – po pomoc publiczną zgłoszą się choćby Lufthansa, która ogranicza działalność do minimum, i koncerny motoryzacyjne, które wstrzymują produkcję. Ale w Niemczech są też ci, którzy właśnie w tym momencie pracują na najwyższych obrotach. Jak np. CureVac w Tybindze, gdzie trwają zaawansowane badania nad szczepionką przeciw koronawirusowi. Firmę kontroluje miliarder Dietmar Hopp – ten sam, którego chętnie obrażają na stadionach niemieccy kibole, bo sponsoruje drużynę TSG 1899 Hoffenheim. Ciekawe, czy zbojkotują też lek, jeśli prace CureVac zakończą się sukcesem.

Czytaj też: Gospodarcze domino ruszyło. Kogo dotknie wirus upadłości?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną