Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Sztuka wyparcia. Iran udaje, że walczy z pandemią

Irańczycy przygotowują się do perskiego Nowego Roku. Irańczycy przygotowują się do perskiego Nowego Roku. Wana News Agency / Reuters / Forum
Teheran długo udawał, że nic się nie stało. Teraz udaje, że walczy z koronawirusem. Irańczykom to wszystko jedno – i tak większość z nich próbuje żyć równolegle do państwa.

Iran jest jak pacjent, który ukrywa chorobę. Lekarski wywiad nie ma sensu, diagnozę można oprzeć jedynie na symptomach – jak przy leczeniu dziecka. A tych jest sporo. 16 państw, głównie sąsiednich, twierdzi, że wielu ich obywateli wróciło z Iranu do domu z wirusem. Ostatnio Bahrajn poinformował, że wśród 165 ewakuowanych 77 było zakażonych. O podobnym odsetku chorych informował wcześniej Oman. Według oficjalnych danych 9 na 10 bliskowschodnich przypadków koronawirusa odnotowano w Iranie. W każdym razie do tego przyznaje się sam pacjent.

Irańscy dygnitarze też chorują

Zaczęło się od wyparcia. 19 lutego władze poinformowały o pierwszych zakażonych. Ale szybko dodały, że problem jest wyolbrzymiony przez „wrogów”. Narracja skomplikowała się, gdy pięć dni później podczas konferencji prasowej wiceminister zdrowia Iradż Harirchi zaczął pocić się i kichać. Potem przyznał, że ma koronawirusa. Kilka dni później rzecznik rządu zaczął snuć podejrzenia, że to tak naprawdę broń biologiczna stworzona w USA. Z kolei wpływowy ajatollah Mohammad Sajedi przekonywał w publicznej telewizji, że Amerykanie wzięli pod uwagę charakterystyczny dla Irańczyków zestaw genów, aby uczynić go szczególnie śmiertelnym właśnie dla nich.

Kolejny symptom to chorzy dygnitarze. Była już mowa o wiceministrze zdrowia. Później zachorowało dwóch wiceprezydentów kraju, ponad 30 posłów i kilku ważnych ajatollahów. Kilka dni temu zmarł ajatollah Golpajdżani, szef wpływowej Rady Ekspertów przy Najwyższym Przywódcy. Chory jest Ali Akbar Velajati, były szef MSZ i nieformalny rzecznik Alego Chameneiego. Tu dwa konteksty. Po pierwsze, ostatnia duża zmiana polityczna w Iranie nie została wywołana zamieszkami czy zamachem stanu, ale biologią. W 1989 r. umarł 89-letni Chomeini, a na czele państwa stanął 49-latek. Po drugie, liczba chorych i zmarłych dygnitarzy, którą trudno ukryć, również świadczy o dużo wyższej niż oficjalna liczbie zachorowań, co jednak łatwiej zataić.

Jeszcze jeden symptom dotyczy pochówków. Według „Washington Post”, który wspiera się zdjęciami satelitarnymi, w okolicach Kom zabrakło miejsca na cmentarzach i szybko otwierane są nowe. Nie ma mowy o zbiorowych mogiłach, bo to wbrew prawu, wykluczając najbliższą rodzinę. Zbiegło się to w czasie ze specjalną religijną dyspensą, na mocy której irańscy muzułmanie w okresie epidemii nie muszą obmywać zmarłych.

Czytaj także: Kim są i co mogą ajatollahowie

Iran zaniża statystyki

Wszystkie te symptomy wskazują, że pacjent kłamie. Według BBC zakażonych jest sześć razy więcej niż w oficjalnych statystykach. A te w środowy wieczór mówiły o 27 017 chorych i 2077 zgonach. Również według Ricka Bennara, dyrektora ds. kryzysowych w Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), który wrócił dwa tygodnie temu z Iranu, zachorowań jest tam co najmniej pięć razy więcej, niż twierdzą władze. Umiera też zaskakująco wielu młodych. O ile globalnie zgony poniżej 50. roku życia stanowią zaledwie 1 proc. wszystkich, o tyle w Iranie aż 15 proc. zmarłych nie skończyło 40 lat. Oficjalne dane już tak nie przystają do rzeczywistości, że nawet prestiżowy, państwowy Uniwersytet Techniczny Szarifa opublikował w zeszłym tygodniu raport, według którego z powodu koronawirusa w tym 83-milionowym kraju może umrzeć nawet 3,5 mln osób.

W środę rano prezydent Hasan Rohani ostatecznie zarządził ogólnokrajową kwarantannę, zakaz podróżowania i zamknięcie wszystkich biur i urzędów na co najmniej 15 dni. Tak drastyczne środki mają związek z perskim Nowym Rokiem, gdy Irańczycy tradycyjnie odwiedzają rodziny i jeżdżą po kraju, zwiększając tym samym niebezpieczeństwo rozprzestrzeniania się wirusa. – Rząd długo zwlekał, bo bał się społecznej reakcji i wpływu kwarantanny na i tak ledwo już dyszącą z powodu międzynarodowych sankcji gospodarkę – mówi Azadek Kian, socjolożka z paryskiej Sorbony. – Ale liczby – te realne, nie oficjalne – chyba nie pozostawiły mu wyboru.

Kian zwraca też uwagę na dwa inne powody wypierania choroby. Władze, choć wiedziały o problemie dużo wcześniej, chciały w spokoju przeprowadzić wybory parlamentarne 21 lutego, narażając zdrowie i życie obywateli. Drugim powodem zwłoki były związki handlowe z Chinami. Dla izolowanego Iranu ta relacja to gospodarcze być albo nie być. Chińczycy nie tylko jako jedni z ostatnich kupują irańską ropę, ale też inwestują tu potężne pieniądze, budując m.in. szybką kolej. Teheran do dziś nie zawiesił połączeń z Państwem Środka.

Czytaj też: Konserwatyści w Iranie chcą pełni władzy i może im się udać

Irańczycy nie wierzą, że państwo ich ochroni

Paradoksalnie największy opór przeciwko antyepidemicznym działaniom rządu postawiła grupa duchownych, głównie związanych z szyickimi sanktuariami. Jeden z nich, wspomniany ajatollah Sajedi, nawoływał wręcz, aby wierni jeszcze liczniej nawiedzali meczety, bo tam znajdą uzdrowienie nie tylko duchowe, ale i fizyczne. – Relacja między Irańczykami i świętymi meczetami w Kom, Maszhedzie czy Teheranie jest złożona – tłumaczy Mohammedreza Kalantari, politolog i etnolog z University of London. – Nie jest to tylko więź religijna, ale też kulturowa. Wszystko to są miejsca kreujące tożsamość zbiorową Irańczyków. Dlatego próba zamknięcia ważnych meczetów – choć ze wszech miar racjonalna, bo wierni zwyczajowo całują grobowce spoczywających tam szyickich świętych – została odebrana jako spisek przeciw wierze.

W tym miejscu spotykają się wierzący i niewierzący. Ci drudzy również za grosz nie ufają władzy, która przecież do dziś nie ujawniła liczby zabitych podczas listopadowych demonstracji i w pierwszym odruchu kłamała w sprawie zestrzelonego w styczniu nad Teheranem ukraińskiego samolotu pasażerskiego. Znana irańska blogerka Masumeh Nobakt pisze, że wielu Irańczyków z nieraz bardzo różnych grup społecznych zbudowało sobie równoległy do państwowego porządek społeczny. „Najpierw nie wierzyli w wirusa, teraz nie wierzą, że państwo może ich przed nim ochronić”.

Brak zaufania i podziemna służba zdrowia

Dlatego m.in. tworzyli obywatelskie blokady drogowe, wychwytujące auta z „zawirusowanych” miast, zanim jeszcze państwo w ogóle pomyślało o jakiejkolwiek kwarantannie. Dlatego coraz prężniej działa podziemna służba zdrowia. Zgłaszają się do niej ci, którzy są przekonani, że duże publiczne szpitale, realizując wytyczne rządu, w ogóle nie przyjmują większości potencjalnych chorych. Gdyby ich przyjęły, musieliby trafić do oficjalnych statystyk. „W efekcie – zdaniem Nobakt – zakażeni masowo umierają w domach”.

Iran ma więc trzy kryzysy naraz. Pierwszy, najbardziej oczywisty, związany z koronawirusem. Drugi – służby zdrowia, która nie nadąża. I trzeci, najpoważniejszy i najtrwalszy – kryzys zaufania do państwa. Irańczycy w najlepszym razie ignorują je i próbują żyć obok, w najgorszym – traktują jak wirus, gorszy od tego pochodzącego z Wuhanu.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną