Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Medycyna czy ekonomia. Niemieckie pytania o wirusa

Apel o zachowanie dystansu, Hamburg Apel o zachowanie dystansu, Hamburg Fabian Bimmer / Reuters / Forum
Co jeśli długotrwała kwarantanna wprawdzie pozwoli opanować wirusa, ale zrujnuje gospodarkę, doprowadzi do bankructwa całe jej sektory, miliony ludzi, a nawet regiony Europy i państwa narodowe?

„Granice absurdu” – brzmiał tytuł piątkowego komentarza „Märkische Oderzeitung” z Frankfurtu nad Odrą do chaosu na granicy polsko-niemieckiej. PiS, zamykając kraj 13 marca, nie poinformował o tym zawczasu nie tylko sąsiadów, ale i własnej administracji w miejscowościach przygranicznych. Nie przygotowano też żadnych uzgodnień z Niemcami ułatwiających dojeżdżanie do pracy tysiącom Polaków i Niemców mieszkających po jednej, a pracujących po drugiej stronie. Wielu straciło pracę, wielu musiało wybierać między pracą i rodziną, znajdując zakwaterowanie w hotelach.

Na moście we Frankfurcie nad Odrą polski pogranicznik w panterce szczęknął na frankfurckiego dziennikarza, jakim prawem fotografuje, skoro to terytorium RP. Wojak stropił się jednak, gdy Dietrich Schröder zapytał go: „Chyba jeszcze jesteśmy razem w UE?”.

Andrzej Duda na granicy w KołbaskowieDariusz Gorajski/ForumAndrzej Duda na granicy w Kołbaskowie

PiS nie zważa na takie subtelności i na przejściu granicznym w Kołbaskowie ubiera Andrzeja Dudę w kapotę koloru khaki, że niby ten prezydent broni Polski przed wirusem, tak jak ponad tysiąc lat temu Mieszko pobliskiej Cedyni przed margrabią Hodonem. Sugestia, że ratunek w zamknięciu „polskiej twierdzy”, była jedynie wyborczym trikiem. Zamiast zaciąganiem wojennych barw na granicy lepiej rzucić okiem, jak z wirusem zmagają się sąsiedzi.

Czytaj też: Unia spiera się o koronaobligacje

Landy na dwóch biegunach

Niemcy jeszcze nie są na głównej linii ataku SARS CoV-2. Mieli więc trochę czasu, by się przygotować, mają lepszą niż w wielu krajach służbę zdrowia i mimo wszystko dość stabilną klasę polityczną, która mogła się zajmować wirusem, a nie podstawianiem sobie nóg. Zaletą okazał się również federalny system, który rządom poszczególnych landów pozwalał wypróbowywać różne – twardsze i łagodniejsze – warianty reakcji na zarazę.

W niektórych landach – Saksonii-Anhalcie, Badenii-Wirtembergii, Turyngii – rządy lokalne już pod koniec lutego zamówiły ekspertyzy wirusologów i przygotowywały kwarantannę, a burmistrz Halle nawet nakazał zamknąć szkoły. Inne – jak Północna Nadrenia/Westfalia – zwlekały, przestraszone ekspertyzami ekonomistów wskazujących na groźbę zapaści, która na dalszą metę miałaby skutki gospodarcze i społeczne, a w konsekwencji mogłaby pogłębić pandemię.

Czytaj też: Niska śmiertelność w Niemczech, wysoka we Włoszech. Skąd różnice

Dylematy czasu pandemii

Między tymi dwoma biegunami „po omacku” – jak pisze „Spiegel” – porusza się niemiecka polityka wewnętrzna, dla której nie ma wyraźnej marszruty prawnej i etycznej. Premier Turyngii, aby natychmiast odebrać z lotniska 100 ton masek z Rosji, polecił machnąć ręką na przepisy celne. Z drugiej strony politycy, nie znajdując wystarczającego oparcia w przepisach prawnych czy nawet konstytucyjnych, zasięgają opinii Rady Etyki, aby podjąć decyzję, jak rozwiązać konflikt sumienia między polityką przekonań i odpowiedzialności w wypadku (lub nie) konieczności „selekcji” zainfekowanych przez koronawirusa na wartych i niewartych ratowania.

Ten dyskutowany na całym świecie dylemat jest w Niemczech szczególnie wyostrzony, także ze względu na wyrok Trybunału Konstytucyjnego z końca lutego, zezwalający w określonych ramach pomagać umrzeć ludziom nieuleczalnie chorym, oczywiście na ich życzenie. W Niemczech temat pomocy dla „dobrego umierania” jest szczególnie drażliwy – i budzi opory nie tylko Kościołów – przez pamięć haniebnej praktyki III Rzeszy niszczenia „bezwartościowego życia”.

Cechą niemieckiej polityki i opinii publicznej „w czasie zarazy” jest koncentracja zarówno na bieżących dylematach administracyjnych – służby zdrowia, gospodarki, polityki wewnętrznej i unijnej – jak i otwarta debata nad krótko-, średnio- i długofalowymi konsekwencjami poszczególnych decyzji strategicznych. Stąd liczne naukowe ekspertyzy zamawiane przez rząd, władze lokalne czy pozarządowe think tanki, których wnioski są publikowane i publicznie omawiane.

Czytaj też: Ile państw, tyle strategii przetrwania

Rozwidlają się wnioski ekspertów

I tak ekspertyza ministerstwa zdrowia zakłada, że w „najgorszym przypadku” zainfekowanych będzie nawet 70 proc. mieszkańców Niemiec, a ponad 80 proc. pacjentów wymagających intensywnej terapii zostanie odesłanych do domów, skutkiem czego liczba zgonów przekroczy milion.

Inny wariant przewiduje radykalną dwumiesięczną kwarantannę zakażonych, masowe zwiększenie testów oraz wprowadzenie elektronicznej imiennej kontroli zainfekowanych – co będzie złamaniem tajemnicy danych osobowych i ograniczy prawa człowieka, ale zmniejszy liczbę zakażonych do miliona, a wypadków śmiertelnych do 12 tys. Ale nawet tak sprawna służba zdrowia jak niemiecka ma swoje granice. Obecne podwajanie 28 tys. miejsc w szpitalach zakaźnych do 56 tys. nie wystarczy.

Eksperci nie są także pewni, jak długo epidemia będzie trwała. Politycy chcieliby stan wyjątkowy odwiesić przed Wielkanocą, ale wirus może się utrzymywać i mutować jeszcze przez wiele miesięcy. I tu nasuwa się drugi, równie makabryczny dylemat. Jak długo można gospodarkę i społeczeństwo trzymać w lodówce, bo tak zalecają wirusolodzy? A jeśli długotrwała kwarantanna wprawdzie pozwoli opanować wirusa, ale zrujnuje gospodarkę, doprowadzi do bankructwa całe jej sektory, miliony ludzi, a nawet regiony Europy i państwa narodowe? Już teraz niektóre ekspertyzy – podaje „Spiegel” – porównują przyszły kryzys z zapaścią bloku radzieckiego w 1989 r.

Czytaj też: „Płacimy najwyższą cenę”. Włoscy lekarze na wojnie z pandemią

Jak wyjść z ekonomicznej zapaści

Politycy PiS zapewniają, że w Polsce tąpnięcie będzie nie większe niż 2 proc. PKB, a więc nadal będziemy mieli 1 proc. wzrostu. W Niemczech w ciągu najbliższych trzech miesięcy przewiduje się od 5 do 20 proc. spadku PKB. Po czym możliwe są trzy warianty wychodzenia z zapaści – optymistyczne w kształcie litery V, szybka zapaść, ale też szybkie odbicie się od dna. Pośrednie w kształcie litery U – szybka zapaść i dopiero po pewnym czasie wzrost do sytuacji sprzed kryzysu. I pesymistyczne w kształcie litery L – szybka zapaść i długotrwały kryzys.

Oceny ekspertów ministerstwa finansów dotyczą także UE. Jeśli przez trzy miesiące utrzyma się zapaść na poziomie 20 proc. wydajności niemieckiej gospodarki, to spadek PKB za 2020 r. sięgnie 5–6 proc. Żeby tę dziurę wyrównać, rząd federalny musi wygospodarować 125–156 mld euro. To wiele, ale jeszcze nie katastrofa: aby złagodzić recesję po 2009 r., Berlin wyasygnował ponad 200 mld euro, skokowo zadłużając państwo z 65 do 82 proc. PKB.

Ale co będzie, jeśli koronawirus pociągnie w przepaść państwa strefy euro – Włochy czy Hiszpanię? Aby uspokoić rynki, trzeba by szybko wypracować nowy plan Marshalla. Niemcy wyciągnęli wnioski z własnej opieszałości w czasie kryzysu euro w 2009 r. i już uchwalili pakiet ratunkowy w wysokości 1,8 bln euro.

O Polsce w tych przyszłościowych rachubach niemieckich ekspertów się nie mówi, bo nie mamy euro. W wielu niemieckich głowach jesteśmy znów za płotem obstawionym żołnierzami w polowych panterkach – znowu Grunwald ważniejszy niż Gniezno.

Czytaj też: Kanclerz na trudne czasy. Inni przywódcy powinni brać przykład

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną