Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Koronawirus pogłębia podziały na południu Europy

El Masnou na północ od Barcelony. Wolontariusze dostarczają zakupy osobom starszym. El Masnou na północ od Barcelony. Wolontariusze dostarczają zakupy osobom starszym. ALBERT GEA / Reuters / Forum
Gdy Włochy i Hiszpania mówiły o strategii wychodzenia z kwarantanny, nie wszyscy przyjęli to z entuzjazmem. Część regionów chce szybszego zdjęcia restrykcji, inne boją się nawrotu choroby.

Choć wirus uderzył praktycznie we wszystkich miejscach na kontynencie, nie wszędzie zrobił to równomiernie. Pierwszym ogniskiem Covid-19 była włoska Lombardia. Najbogatsza część kraju popadła w kryzys pod koniec lutego. Uwaga zagranicznych mediów była tak skupiona na Mediolanie i Bergamo, że niemal bez echa przeszło wystąpienie tzw. czerwonych stref w innych krajach.

Zanim Europa wstrzymała oddech, nasłuchując nowych danych z północy Włoch, wirus szalał już na Wyspach Kanaryjskich i we Wspólnocie Autonomicznej Walencji. W połowie marca kolejnym ogniskiem choroby stał się Madryt, gdzie statystyki zachorowań szybko dogoniły, a potem prześcignęły włoskie miasta. Podobnych skupisk wirusa było w Europie mnóstwo – od metropolii londyńskiej, przez Bawarię, po tyrolski kurort narciarski Ischgl.

Czytaj też: Czy tragedii w Hiszpanii można było zapobiec

Koronawirus obnażył różnice

Wszędzie tam nadzwyczajna liczba pozytywnych przypadków wirusa była przypisywana konkretnym czynnikom socjoekonomicznym. Albo były to strefy bogatsze, których mieszkańcy więcej podróżują i są starsi, bardziej podatni na zachorowania, albo były to popularne cele turystyczne.

Niechcący koronawirus uwypuklił silne różnice między regionami europejskich krajów. Najmocniej było to widać we Włoszech, gdzie rząd nie wprowadził od razu ogólnonarodowej izolacji, ale stopniowo odcinał miasta i prowincje od reszty Półwyspu Apenińskiego. Najpierw nakazał kwarantannę w trzech miastach Lombardii, później rozszerzył ją na całą północ, zakazując nieuzasadnionych zawodowo lub rodzinnie podróży na południe.

Nietrudno zrozumieć tę logikę – premier Giuseppe Conte liczył jeszcze wtedy, że pandemię uda się powstrzymać, zamknąć w jednym regionie, w dodatku takim, który jest najlepiej zaopatrzony. Podziałem kraju na dwie części wzmocnił od dawna istniejące antagonizmy. W Kalabrii i Apulii, południowych prowincjach, zdarzały się przypadki obrzucania kamieniami pociągów z Mediolanu, przebijania opon czy wybijania szyb w samochodach na północnych rejestracjach. Nie pomogły deklaracje samorządowców, np. szefa władz Apulii Michele Emiliano, który na Facebooku pisał: „Nie przywoźcie epidemii, która niszczy Wenecję i Lombardię, do naszej Apulii”. Południowe szpitale długo broniły się przed przyjmowaniem chorych z innych regionów w obawie, że kiedy pandemia nasili się u nich, nie będą zdolne pomóc pacjentom z własnych stron.

Czytaj też: Dlaczego koronawirus uderzył właśnie we Włoszech?

I choć Włosi powoli wychodzą z kryzysu, krzywe zachorowań i zgonów opadają, a rząd pokazał plan odmrożenia gospodarki, napięcia nie osłabły. Czasem wręcz przeciwnie. Od 15 kwietnia na Półwyspie Apenińskim otwarte są księgarnie, sklepy papiernicze i z zabawkami – ale nie wszędzie. Wyłączone są Lombardia, Kampania i Lacjum. Ten pierwszy region ma wciąż zbyt wysoki przyrost zachorowań. Pozostałe boją się szybkiego nawrotu choroby, z którym mogłyby sobie nie poradzić.

Wołanie o dymisję za apel o solidarność

Vincenzo De Luca, kierujący władzami Kampanii, powiedział w piątek agencji ANSA, że jest nawet gotów zamknąć prowincję i wprowadzić zakaz wjazdu dla osób z tych części kraju, które za szybko się otworzą. To wszystko są oczywiście decyzje regionów, którym Conte dał dość dużą swobodę, ale dla przedsiębiorców oznaczają kolejne tygodnie bez przychodu.

Wprawdzie Conte przeznaczył osobny pakiet pomocowy – 4,3 mld euro – na pomoc na poziomie regionalnym, ale natychmiast pojawiły się pytania, jak tę kwotę podzielić. Władze Kampanii, w której bezrobocie i bez pandemii wynosiło 20,4 proc., a w grupie wiekowej 16–24 lata osiągnęło najwyższy w Europie poziom 53,7 proc. (dane za IV kwartał 2019 r.), domagają się większej pomocy, argumentując, że im wyjść z kryzysu będzie najtrudniej. Z kolei Lombardia i Emilia-Romagna przypominają, że to tam pandemia uderzyła najmocniej. De Luca i Emiliano starli się już w tej kwestii z Attilio Fontaną, prezydentem Lombardii. Wszystkich godzić się stara minister spraw regionalnych Francesco Boccia, ale apele o solidarność trafiają w próżnię. Jego dymisji zdążyli już nawet zażądać dawni liderzy lewicy: ekspremier Matteo Renzi i były minister rozwoju Carlo Calenda.

Czytaj też: Skąd wziąć pieniądze, by wydostać Włochy z dołka

Premier Hiszpanii uczy się na błędach

Nie lepiej jest w Hiszpanii. Szef rządu znalazł się pod ostrzałem władz lokalnych za ich zdaniem zbyt lekkomyślne podejście do pandemii. Najpierw katalońscy liderzy oskarżali go o wstrzymywanie decyzji o lockdownie i zdecydowali się na ostrzejsze restrykcje w swojej prowincji. Pedro Sáncheza jeszcze w marcu krytykowali też samorządowcy z Murcii, gdzie rządzi opozycyjna centroprawicowa Partia Ludowa. Pod koniec miesiąca do tego chóru dołączył reprezentujący to samo ugrupowanie mer Madrytu José Luis Martínez-Almeida, oburzony, że rząd centralny pozwala jeszcze pracować robotnikom na budowach.

Teraz, kiedy Sánchez planuje restart gospodarki, uczy się na własnych błędach – przynajmniej na pierwszy rzut oka. Do wyprowadzenia kraju z izolacji powołał specjalną grupę roboczą, której szefuje Theresa Ribera, minister ds. środowiska. W jej skład mają wejść eksperci ze wszystkich 17 regionów kraju. Co ciekawe, do teraz nie wiadomo, kto w tym zespole zasiądzie. A już 22 kwietnia Sánchez ma wystąpić przed parlamentem, postulując przedłużenie kwarantanny o kolejne dwa tygodnie. O szybsze wyjście z lockdownu apelują samorządowcy z Wysp Kanaryjskich, dla których izolacja – zwłaszcza od turystów – oznacza bankructwo. Z kolei z Katalonii dobiegają głosy o koniecznej ostrożności i decyzjach opartych na naukowych analizach, a nie politycznych argumentach.

Czytaj też: Szwecja ma swój sposób na pandemię

Zarówno Hiszpania, jak i Włochy od dawna zmagają się z silnymi napięciami regionalnymi. W tym pierwszym kraju o mały włos nie doprowadziły do rozpadu unii i niepodległości Katalonii, w tym drugim – to żyzny grunt dla skrajnej prawicy. Koronawirus te antagonizmy tylko wzmocni. Rządy w Rzymie i Madrycie o solidarność w czasie kryzysu będą więc walczyć na poziomie Unii Europejskiej, ale też własnych państw i narodów.

Burmistrz Bergamo dla „Polityki”: Nie traćcie czasu

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną