Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Trump chce otwierać kościoły. Mruga do wyborców

Donald Trump wie, że mocą swej prezydenckiej władzy nie zmieni decyzji władz lokalnych. Donald Trump wie, że mocą swej prezydenckiej władzy nie zmieni decyzji władz lokalnych. Joyce N. Boghosian/ / Flickr CC by SA
Donald Trump wie, że mocą swej prezydenckiej władzy nie zmieni decyzji władz lokalnych dotyczących zamykania świątyń. Ale jemu nie o to chodzi.

Gubernatorzy poszczególnych stanów mają natychmiast pozwolić na otwieranie świątyń – oświadczył w ostatni piątek Donald Trump. Domy modlitwy – kontynuował – dostarczają ludziom niezbędnych do życia usług. I dodał, że jeśli jacyś przedstawiciele władz lokalnych zignorują jego dyrektywę i utrzymają obejmujące również świątynie obostrzenia, on jako prezydent uchyli ich zarządzenia. Jego nowa rzeczniczka prasowa Kayleigh McEnany zasugerowała, że nakaz zamknięcia kościołów z powodu pandemii to naruszenie pierwszej poprawki do konstytucji, gwarantującej m.in. wolność religii.

Batalia o posługi religijne w czasie zarazy trwa w USA od dłuższego czasu. Kiedy pandemia zaczęła się szerzyć, pastorzy wielu protestanckich kościołów ewangelikalnych, zwłaszcza na południu, nie usłuchali wytycznych lub zarządzeń miejscowych władz i nadal odprawiali nabożeństwa gromadzące tłumy. Na skutki nie trzeba było długo czekać – członkowie kongregacji zakażali się od siebie nawzajem. Kościoły w Kalifornii niepodporządkowujące się zarządzeniom pozwały do sądu gubernatora Gavina Newsoma. Federalny sąd apelacyjny w stanie przyznał mu rację, ale zawsze posłuszny Trumpowi prokurator generalny William Barr zagroził mu, że departament sprawiedliwości zmusi go do zmiany postępowania.

Czytaj też: Dlaczego tak bogaty kraj jak USA nie radzi sobie z Covid-19

Świątynie w czasach zarazy

Srożenie się Trumpa i pogróżki Barra to typowe dla nich popisy demagogicznej retoryki – w sprawie restrykcji uzasadnionych pandemią rząd federalny do niczego nie może zmusić gubernatorów ani władz lokalnych. Burmistrz Chicago Lori Lightfoot oświadczyła wprost, że zignoruje żądanie prezydenta. Trumpiści mogliby próbować przeciągać spór w sądach, aż do Sądu Najwyższego, ale trudno przypuścić, by na to poszli. Argumentacja o naruszaniu konstytucyjnych swobód religijnych jest bowiem śmieszna. Jak przypomniał w telewizji CNN katolicki ksiądz Edward Beck, kościoły, synagogi i meczety w USA mimo zarazy świadczą posługi religijne, tyle że z uwzględnieniem nieodzownych środków ostrożności minimalizujących ryzyko infekcji. Odbywają się pogrzeby z ograniczoną liczbą żałobników, odprawiane są wirtualne nabożeństwa przez FaceTime i Zoom, a księża spowiadają wiernych w nietradycyjny sposób, np. na parkingach.

W miarę spłaszczania się krzywej zachorowań i rozluźniania obostrzeń stopniowo zezwala się w niektórych stanach na gromadzenie się wiernych w kościołach z zachowaniem dystansów między nimi. Większość księży i pastorów postępuje zgodnie z wytycznymi stanowych i lokalnych władz. Ale kiedy otwiera się świątynie zbyt szybko, liczba zachorowań i zgonów znowu rośnie, jak to się stało w Arkansas. Ostatnio w Teksasie i Georgii trzeba było je zamykać, gdy testy wykazały pozytywne wyniki u członków kongregacji dwóch miejscowych kościołów.

Czytaj też: Rozmyślania lekarza z Manhattanu

Trump już myśli o wyborach

Trump wie oczywiście, że administracyjnie, mocą swej prezydenckiej władzy, tego nie zmieni, podobnie jak zdawał sobie sprawę z bezowocności swych protestów przeciw restrykcjom w innych dziedzinach życia. Chodzi mu o co innego – o podkreślenie swego domniemanego szacunku i przywiązania do wiary, solidarności z religijnymi Amerykanami i zmobilizowanie, jak zawsze, kluczowego odłamu swego elektoratu: konserwatywnych wyborców z pasa biblijnego. Do wyborów już tylko pięć miesięcy z kawałkiem. A jaki jest lepszy sposób na zmotywowanie swoich wiernych zastępów niż podsycenie wojny kulturowej, w której „prawdziwi”, tzn. bogobojni Amerykanie muszą jej bronić przed bezbożnymi liberałami? Bo ci pod pretekstem pandemii odmawiają im prawa do praktykowania religii?

Naciski na gubernatorów, by zezwalali na otwieranie kościołów, to kolejny dowód, że Trumpa niewiele obchodzi zdrowie mieszkańców USA. Wszystko przesłania mu walka o reelekcję. Jego prężenie muskułów nie może unieważnić rozsądnych decyzji stanowych i lokalnych władz, a retoryka szafująca frazesami o wolności i religii wpływa zapewne na postępowanie części społeczeństwa, spragnionego powrotu do normalności. To w końcu prezydent, popierany wciąż przez ok. 40 proc. populacji. Nie ulega wątpliwości, że systematyczne podważanie przez Trumpa wiarygodności i autorytetu lekarzy, ekspertów i nauki ma związek z faktem, że miliony Amerykanów nie przestrzegają zarządzeń o ograniczaniu kontaktów. W miarę rozluźniania obostrzeń widzimy coraz więcej zdjęć tłumów na plażach, promenadach, w restauracjach i barach, gdzie ludzie nic sobie nie robią z zaleceń.

Prezydent łamie wszystkie reguły reakcji na narodowy kryzys i kiedy coraz więcej ludzi umiera, zachęca fanów, by postępowali tak samo. Zamiast zjednoczyć kraj do wspólnych poświeceń i wysiłków na rzecz ratowania życia, woli, abyśmy je ryzykowali, wraz z życiem innych Amerykanów, aby dowieść, że nasi domniemani wrogowie – naukowcy, lekarze i odpowiedzialni przedstawiciele władz – nie mają racji” – napisał Michael D′Antonio, autor bestsellerowej książki o Trumpie „Never Enough: Donald Trump and the Pursuit of Success”.

Czytaj też: USA, kraj ludzi źle ubezpieczonych

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną