Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Bolsonaro nikogo się nie boi i wszystkich obwinia

Jair Bolsonaro Jair Bolsonaro Carolina Antunes / Flickr CC by 2.0
Brazylia stała się epicentrum wirusa, ale jej prezydent wciąż ignoruje zagrożenie. Podburza społeczeństwo do rewolty przeciw tym, którzy nadal walczą z Covid-19.

Bez względu na rodzaj kryzysu, który akurat dotyka Brazylię, strategia tego skrajnie prawicowego przywódcy jest zawsze ta sama. Winni są wszyscy, tylko nie on. Kiedy w ubiegłe lato płonęła dżungla amazońska, Jair Bolsonaro najpierw twierdził, że lasy tropikalne wypala się zgodnie z tradycją, potem winił ekologów, wreszcie samego Leonardo Di Caprio. Zgłaszającemu się do pomocy prezydentowi Francji Emmanuelowi Macronowi zarzucił naruszanie brazylijskiej suwerenności. Gdy w kraju utrzymywała się recesja, pogłębiana jego porażkami w międzynarodowych negocjacjach, twierdził, że stają mu na drodze skorumpowani urzędnicy. O wzrost przestępczości oskarżał mniejszości seksualne i migrantów, a o brak rozstrzygnięć w śledztwach prokuratorskich – nieudolnych jego zdaniem śledczych.

Nie inaczej jest z pandemią koronawirusa. Kraj ponosi w tej walce porażkę za porażką – nie ukrywa tego nawet Bolsonaro. Jeszcze półtora miesiąca temu twierdził, że to „zwykła grypa”, której nie należy się bać na tyle, by zamrażać życie społeczne i gospodarkę. Dziś przyznaje, że liczba ofiar jest ogromna. Ale niespecjalnie się tym martwi. „Ludzie umierają, co z tego? Zawsze ktoś umiera, czasem więcej osób. Czego ode mnie oczekujecie? Co mam zrobić?” – krzyczał niedawno do dziennikarzy.

Bolsonaro szuka winnych

Brazylia jest drugim najmocniej dotkniętym przez wirusa krajem na świecie po USA. Potwierdzono tam prawie 375 tys. zachorowań i 23,5 tys. zgonów, choć obie liczby są głęboko zaniżone. Według szacunków ministerstwa zdrowia od początku pandemii przeprowadzono w kraju ok. 730 tys. testów. To mniej niż w Peru, które ma ok. 6,5 razy mniej ludności. Do tego resort wprost przyznaje, że nie wie, ile dokładnie badań przeprowadzono.

Biorąc do tego pod uwagę zapaść służby zdrowia w biedniejszych dzielnicach i tysiące przypadków osób, które umierają we własnych domach, wydaje się, że rzeczywiste liczby zakażeń i zgonów mogą być kilka, a nawet kilkanaście razy wyższe. Dla Bolsonaro to nie problem, bo nie widzi w tym swojej winy. Odpowiedzialnością obarcza nakręcające panikę liberalne media, nieudolnego ministra zdrowia (którego wymieniał już dwukrotnie), a ostatnio buntujących się przeciw niemu merów miast i gubernatorów stanów.

Czytaj też: W Ameryce Południowej wirus znaczy chaos

Na wojnie z samorządem i sądem

Kontrowersyjne nagranie ujawniające jego niechęć do samorządowców upublicznił w piątek 22 maja sędzia Sądu Najwyższego Celso de Mello: w czasie jednego z kwietniowych posiedzeń rządu Bolsonaro obraża gubernatorów stanów São Paolo i Rio de Janeiro oraz burmistrza Manaus, największego miasta amazońskiej części kraju. Nazywa ich „hemoroidami”, oskarża o wykorzystywanie pandemii do celów politycznych. Burmistrza Manaus uważa za nieodpowiedzialnego i twierdzi, że chowanie zmarłych z powodu Covid-19 w masowych grobach doprowadzi do jeszcze większej katastrofy. Pod adresem nieprzychylnych mu polityków sformułował łącznie 31 przekleństw.

Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. W weekend sami zainteresowani opublikowali nagrania, w podobnym tonie wyrażając się o polityce prezydenta. Kluczowa jest data publikacji tych materiałów: jeszcze miesiąc temu sytuacja była trudna, ale w zgodnej opinii ekspertów wciąż możliwa do opanowania. Bolsonaro zdecydował się jednak pójść na wojnę ze wszystkimi, którzy domagali się lockdownu – resortami zdrowia i sprawiedliwości, samorządowcami, Sądem Najwyższym.

Ten ostatni przyznał władzom lokalnym prawo do nakładania ograniczeń w czasach pandemii – niezależnie od polityki rządu federalnego. Bolsonaro to się bardzo nie spodobało. A jeszcze bardziej rozsierdziło go, że samorządowcy z tego prawa skorzystali. 7 maja prezydent dołączył do protestujących w Brasilii, maszerując przed siedzibę sądu i naruszając zakaz zgromadzeń publicznych.

Wojskowych i policję ma po swojej stronie

Zdaniem Bolsonaro politycy wprowadzający nakaz kwarantanny i dystansu społecznego działają na szkodę gospodarki, więc są zdrajcami narodu. Nawołuje do bojkotu i lekceważenia restrykcji. Co ciekawe, to siebie stawia po stronie prawa. Kiedy w dekrecie pozwolił na normalne funkcjonowanie siłowni, salonów fryzjerskich i kosmetycznych, uznając je za niezbędne dla gospodarki, wielu samorządowców zdecydowało się mimo wszystko ich nie otwierać. Bolsonaro komentował, że naruszają zasady państwa prawa, wprowadzając autorytaryzm.

Wszystkich wokół oskarża o niedemokratyczne działania, choć sam podejmuje decyzje upodabniające go do dyktatora, zwłaszcza w relacjach z wojskiem. Kiedy sędziowie Sądu Najwyższego domagali się od niego i jego syna przekazania telefonów komórkowych śledczym badającym naciski na prokuraturę, w obronie Bolsonaro wystąpił gen. Augusto Heleno, szef resortu bezpieczeństwa instytucjonalnego. Ostrzegł sędziów, że konfiskata prezydenckiego mienia „może przynieść nieprzewidywalne konsekwencje polityczne”.

W podobnym tonie wypowiedział się inny wojskowy – minister obrony Fernando Azevedo e Silva. List otwarty popierający prezydenta i krytykujący sędziów (w tym Celso de Mello) podpisało 89 byłych i obecnych dowódców armii. Od kiedy rządzi Bolsonaro, coraz powszechniejsze są nominacje mundurowych na cywilne stanowiska w administracji i państwowych spółkach. Rosną też kompetencje policji, której brutalność jest najwyższa od dziesięcioleci. Oddziały specjalne, zwłaszcza antynarkotykowe, operują często bez jakiegokolwiek nadzoru.

Strategią walki z koronawirusem Bolsonaro pokazuje, że nikogo się nie boi. Nie ma dla niego znaczenia, czy wróg jest widzialny, czy niewidzialny, czy dewastuje hektary lasów, czy zabija obywateli. 58 proc. Brazylijczyków jego reakcję na pandemię uważa za katastrofalną.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną